Nadzieja na honorowe rozwiązanie
Zdumiała mnie pierwsza strona "GK" z 7 grudnia. Ogromne zdjęcie twarzy o. Fabiana w czarnym pogrzebowym kolorze, a u góry napis: "Dlaczego Ksiądz Fabian porzucił wiernych?".
Wewnątrz artykuł: "Tajemnica o. Fabiana", z podtytułem: "Kontrowersyjny, odważny, charyzmatyczny. Na swoich kazaniach gromadził tłumy. Teraz o. Fabian zniknął. Stracił powołanie? Jest w depresji? W tym jest większa tajemnica".
Gdy jeden z przyjaciół skomentował tekst retorycznym pytaniem: "Po co oni o tym piszą?", odpowiedziałem: "Bo ludzie mu zaufali i interesuje ich, co się z nim dzieje". Katarzyna Janiszewska, autorka tekstu, w podtytule wymienia dwie możliwe sytuacje, w jakich mógł znaleźć się Fabian, ale obie - w moim odczuciu - są (proszę wybaczyć) trochę niedorzeczne. Nikt z powodu depresji nie porzuca wspólnoty, która mimo wszystko daje poczucie bezpieczeństwa, jakiekolwiek by ono było. Księża w depresji chowają się w najgłębszy kąt plebanii czy zakrystii; boją się wychylić z nich nosa. Druga możliwość podana przez autorkę - utrata powołania - także nie przekonuje. Powołanie nie jest przecież świętą figurką, którą w życiowym rozgardiaszu można po prostu gdzieś zgubić.
Dlaczego o. Fabian tak postępuje? Nie wiem, nie dociekam i nie zachęcam do snucia domysłów, szczególnie na forum publicznym. Nie nasza to sprawa. Jezus mówi: "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni". A gdy ktoś stoi, jak mówi św. Paweł, niech uważa, aby sam nie upadł. Każdemu z nas może przydarzyć się sytuacja, w której będzie sprawdzana jego wiarygodność. W literaturze łagrowej autorzy opowiadają o tym, jak wielu więźniów było stawianych przed dramatycznym wyborem: "Doniesiesz na współwięźnia i dostanie on kolejnych dziesięć lat albo nie doniesiesz i owa dziesiątka przypadnie właśnie tobie". Takie sytuacje objawiały, kim jest człowiek.
Nie jest naszą sprawą detaliczne poznanie sytuacji moralnej zainteresowanego, ale naszą sprawą jest krzywdzenie ludzi młodych przez nadużywanie ich zaufania. Oni słuchali kazań i konferencji o. Fabiana z zapartym tchem, kupowali jego nagrania, czytali jego artykuły i książki. Za głoszone słowo ksiądz ponosi moralną odpowiedzialność. Teraz tym ludziom należy się wyjaśnienie, które ratowałoby zaufanie. Nie można sobie tak po prostu zniknąć. Jak pokazuje doświadczenie, każdemu z nas może przydarzyć się trudna sytuacja sprawdzająca naszą wiarygodność wobec ludzi, którym dajemy świadectwo.
Odwiedziłem kiedyś pewnego starszego pana, którego znam jeszcze z czasów wczesnego dzieciństwa. Był to prosty robotnik. Na emeryturze czytał Biblię, Tomasza a Kempis i inne duchowe lektury. Znając jego zainteresowania, ofiarowałem mu moją nową książkę. Wziął do ręki, przeglądnął i powiedział: "Pisać książki to łatwo, ale żyć tym, co się samemu napisze - to jest trudne". Zabrzmiało to dla mnie jak słowo proroka.
Artykuł K. Janiszewskiej pisany w życzliwym tonie odbieram jako prośbę o zabranie głosu przez o. Fabiana. Tekst kończy się słowami zainteresowanego: "Poczekajmy aż się rozstrzygnie. Nieważne, co powiem, może zostać potraktowane jako próba nacisku".
To zdanie daje nadzieję na honorowe rozwiązanie, które uratuje wiarygodność i zaufanie.
Skomentuj artykuł