Największa wojna na świecie

(fot. shutterstock.com)

Nie uczynił tego żaden wampir, nie doprowadził do tego żaden terrorysta, lecz chrześcijanin skrupulatnie przestrzegający przepisów religijnych i punktualnie stawiający się na niedzielną mszę świętą, broniący krzyża i innych religijnych gadżetów, które niegdyś były świętymi symbolami.

Świat jest w stanie wojny i nie jest to wojna między krajami, ani też między religiami czy ścierającymi się kulturami. Obrazy ze wschodniej Ukrainy i pogrążonej w chaosie Syrii, jakie widzimy na ekranach telewizorów, to tylko wierzchołek góry lodowej. Wojna trwa w ludzkich sercach podsycana lękiem i zacietrzewieniem. Człowiek wypowiedział wojnę samemu sobie, jest wewnętrznie skłócony, stał się wrogiem samego siebie.

Zgrzytanie zębami z nienawiści niszczy przede wszystkim zęby tego, który zgrzyta. Brak życzliwości względem ludzi obcych kultur bardziej szkodzi nieżyczliwemu człowiekowi niż temu, przed którym zatrzaskuje drzwi. Chrześcijaństwa nie niszczy żadna zewnętrzna siła lecz niszczą go chrześcijanie bez serca, którzy bezgranicznej miłości przeciwstawiają tak zwany zdrowy rozsądek.

W psalmie 44 czytamy o zaufaniu pokładanym w łuku i mieczu. Jednak psalmista precyzuje, że nie chodzi o zaufanie łukowi strzeleckiemu, naszej celności i precyzji w eliminowaniu zła, lecz o ufność Bogu wnoszącemu pokój w serce człowieka, którego znakiem jest barwny łuk zawieszony na niebie. Nie w mieczu nasza nadzieja, nie w naszych ramionach siła - kontynuuje psalmista - lecz w słowie Bożym, ostrzejszym od miecza, które penetruje nasze wnętrze i przemienia je.

Wojny nie da się wygrać inaczej niż poprzez zwyciężenie siebie samego, swojego egoizmu i swojej słabości do osądzania innych. W połowie lutego tego roku papież Franciszek dał nam do zrozumienia, że to duch Kaina obecny w każdym z nas pod postacią zazdrości, zawiści, chciwości, żądzy władzy i panowania, osłabia nas i wprowadza w nasze życie stan wojny. Wyraził głębokie pragnienie, byśmy zatęsknili za chwilą, gdy rzucimy się sobie w ramiona ze łzami w oczach i zaczniemy dzielić się dobra nowiną: "Wojna skończona!" W moim wnętrzu już się nie gotuje, już nie pali mnie ogień, nie niszczy mnie już zawziętość!

Największa wojna na świecie toczy się we wnętrzu człowieka. Nie skończy się ona dopóty dopóki będziemy dalej myśleli tylko o sobie i drżeli o swoje bezpieczeństwo ubierając nasze lęki w religijne obrzędy. Największa wojna na świecie to nie kule wystrzeliwane z karabinów, lecz słowa pozbawione szacunku, które zamieniają żywych ludzi w chodzące trupy, bo można zabić ducha nie zabijając ciała. Niejednego widziałem człowieka ze zrujnowaną duszą, z którego wyssano ostatnie nadzieje, pozbawiono wiary… I nie uczynił tego żaden wampir, nie doprowadził do tego żaden terrorysta, lecz chrześcijanin skrupulatnie przestrzegający przepisów religijnych i punktualnie stawiający się na niedzielną mszę świętą, broniący krzyża i innych religijnych gadżetów, które niegdyś były świętymi symbolami.

Kto odbuduje ruiny naszych dusz, wśród których łatwiej spotkać wyjącego wilka niż sytego i wdzięcznego baranka. Czym mamy się karmić, by nie psuć się od środka? Komu mamy zawierzyć? Czy rzeczywiście wszystko dobrze się skończy i znowu zapanuje w nas pokój?

Próbowałem dzisiaj przekonać przyjaciółkę, by przestała rozpamiętywać trudne chwile z przeszłości i powróciła do swojej ojczyzny. Usłyszałem jedynie: "Nie wiesz ile tam wycierpiałam od ludzi. Nie chcę już być sławna, chcę żyć z dala od tłumu żądnego sensacji, wolę skromne życie u boku mojej córeczki. Wreszcie znalazłam pokój, a ty chcesz bym wróciła do piekła".

W naszym kraju też jest wielu poranionych ludzi, ale przed wewnętrznymi ranami nie da się uciec. Trzeba stawić im czoła. Ludzie bywają okrutni, bo okrutnie zostali skrzywdzeni. Atakują innych tylko dlatego, by nie strzelić sobie między oczy. Skłóceni z samymi sobą rzucają się na każdego, kto wyłoni się z tłumu i przypomni im, że są połamani. Iluż wielkich, utalentowanych ludzi odeszło w zapomnienie, bo zbyt wcześnie poddali się w tej wewnętrznej wojnie. Ucieczka i zamknięcie się w swoim świecie nie przyniesie wewnętrznego pokoju?

Największa wojna, jaka dotknęła ten świat nie toczy się na arenach lecz w czterech ścianach i w sercu człowieka, który nie pojednał się ze sobą i nie pojednał się z Bogiem, który coraz częściej irytuje go zawracając mu głowę prośbą o kromkę chleba lub o kawałek dachu, pod którym mógłby schronić się przed mrozem. Zimna wojna ogarnia ludzkie serca i co jakiś czas wylewa się żółcią raniąc kolejne osoby. A przecież to my możemy ją zakończyć.

Wojciech Żmudziński SJ - dyrektor Centrum Kształcenia Liderów i Wychowawców im. Pedro Arrupe, redaktor naczelny kwartalnika o wychowaniu i przywództwie "Być dla innych"

Dyrektor Europejskiego Centrum Komunikacji i Kultury w Warszawie Falenicy. Redaktor portalu jezuici.pl Studia teologiczne i biblijne odbył na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, a studia z zarządzania oświatą na Uniwersytecie Fordham w Nowym Jorku. Pracował we Włoszech jako wychowawca w ośrodku dla narkomanów oraz prowadził w Gdyni Poradnię Profilaktyki Uzależnień. Przez 21 lat kierował placówką doskonalenia nauczycieli Centrum Arrupe, w latach 2002-2007 był dyrektorem Gimnazjum i Liceum Jezuitów w Gdyni, a w latach 2019-2024 socjuszem Prowincjała. Autor książek z dziedziny edukacji i duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Największa wojna na świecie
Komentarze (28)
MarzenaD Kowalska
8 marca 2017, 18:33
Mieć nieszczęście i trafić na takiego o.Mądela :( [url]https://twitter.com/DemaskatorProp/status/839528623942033408[/url]
PP
Piotr Polmański
8 marca 2017, 16:15
Tacy jak @stos muszą najpierw spalić stos nienawiści do inaczej myślacych, by zrozumieć o czym pisze Ojciec Wojciech Żmudziński..:)
Lucjan Drobosz
8 marca 2017, 16:03
Genialny tekst! Pisany chyba pod natchnieniem. Potrafił Ojciec nazwać myśli i stany, które są moim udziałem, a których nie potrafię wypowiedzieć. To dobry zaczyn na "chleb Wielkiego Postu", o ile każdy z nas - czytelników, weźmie Ojca słowa do siebie.
MU
Magdalena Urbańska
8 marca 2017, 07:03
Ojcze Wojtku, Twoje teksty budzą we mnie często mieszane uczucia. Z tym tekstem jednak nie potrafię się nie zgodzić. Dzięki!
7 marca 2017, 23:04
Lubię czytać jak jezuici piszą i słuchać jak mówią. Pod choinkę w prezencie zamówiłam płytę z rozważaniami o.W.Ziółka prosto z Syberii "Strąki.Tęsknota zgłodniałego serca". Super, polecam.
TK
Ter Ka
10 marca 2017, 00:46
Jezuitów kocham. Ze szczególnym wskaaniem na o. Żmudzińskiego, bo zawsze trafia w sedno.
MarzenaD Kowalska
10 marca 2017, 11:16
Zaskakuje mnie, gdy widzę, że jeziuta to i o. Ziólko (świetne także wpisy na TT !) i niestety o. Kramera czy o. Mądela :(
7 marca 2017, 19:44
TomaszL - Za tym jasnym powiedzeniem Kościoła w Polsce: zero tolerancji dla pedofilii, niech idzie także nasza wspólna modlitwa, zwłaszcza kapłanów, którzy będą w ten sposób pragnęli solidarnie za ten grzech niektórych naszych braci przeprosić - mówił abp. Polak. Czytaj: http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,29411,prymas-o-pedofilii-to-czas-stawania-przed-bogiem-w-postawie-pokuty.html
Zbigniew Ściubak
7 marca 2017, 13:49
1. To prawda, że wojna toczy się w nas. 2. To nieprawda, że to my możemy ją zakończyć. Z mojego doświadczenia wynika, że zakończyć ją może Bóg. Oczywiście na naszą prośbę. 3. Zdanie z ludźmi obcych kultur nie jest najszczęśliwsze. 4. Zrowy rozsądek nie jest przeciwstawieniem bezgranicznej miłości tylko jej nieusuwalnym efektem. Człowiek nie posiadający zdrowego rozsądku to głupiec. Jest na ten temat wiele w Piśmie Świętym. Ale ten co nie pokłada nadziei w miłości i chce ją zastąpić rozsądkiem to chyba potępiony. Bo zbawia tylko miłość. Wszystko to było tematem mojego doświadczenia, gdy szedłem samotnie, na skraju przetrwania, przez 4 miesiące przez Europę. Co zrozumiałem i doświadczyłem zapisałem. Ludzie mówią, że "niezwykle". Tutaj startup z pełnymi informacjami: <a href="https://polakpotrafi.pl/projekt/wydanie-ksiazki-droga">LINK</a>
7 marca 2017, 13:54
2- wojna w nas toczyć sie bedzie do końca naszej ziemskiej drogi. Jedynym wybawieniem jest tutaj nasza smierć. ​4- możesz zdefiniowac słowo "miłość"? ​4a - "Bo zbawia tylko miłość." - nie jest to do konca prawda.
Zbigniew Ściubak
7 marca 2017, 22:36
1. Nie jesteśmy na "ty". Przepraszam za tą uwagę, ale stale ją czynię, bo jestem "starej daty" człowiekiem. 2. Nie. Nie mogę zdefiniować słowa miłość. Tak samo jak nie mogę latać kolorem kwaśnym. Pewne doświadczenia są nam dane poza-poznawczo. A jednak są dane. Jeśli chce się Pan przekonać, to niech Pan spróbuje dokładnie zapoznać się i opisać proces swojego zasypiania. Jest taka żądza. By mieć. Wewnątrz, wiedzę, o wszystkim. Posiadać. Ujętą w reguły, słowa i definicje rzeczywistość. Na tą żądzę nie ma lekarstwa. Ale ta rzeczywistość przekracza te definicje. A my w końcu zaczynamy brać definicje ZA RZECZYWISTOŚĆ. I zaczynają się problemy, walki, spory, waśnie itd. itp. etc. da capo al fine.
7 marca 2017, 22:57
Problem w tym, iż miłość w rozumieniu katolickim jest oczywiście zdefiniowana. A to że prywatne wizje pwenych pojęć są dziś popularne powoduje, iz niby wielu mówi o tym samym, ale na prawdę mówi o swojej wizji (np. miłości). ps1. w internecie powszechym zwyczajem jest mówienie per Ty a nie per Pan ps2. też nie jestem młodzikiem
Zbigniew Ściubak
8 marca 2017, 08:13
Rozumiem Pana. Jestem także zwolennikiem ścisłych definicji, inaczej każdy co innego podstawia pod jakieś słowo i dyskusja albo rozmowa jest szkodliwym zamętem. Jest dobrze, gdy słowa mają JEDNOZNACZNE ZNACZENIE. Jak nie - chaos. Ale. Istnieją pojęcia niedefiniowalne. Weźmy określenie Bóg. Można to określenie definiować, moim zdaniem jednak każda definicja jest błędna, w tym sensie, że nie określa tego, co jest desygnatem tego pojęcia lub określenia. Oprócz niewątpliwie pozytywnego szukania jednoznaczności w języku, trzeba sobie zdawać sprawę z jego ograniczoności. Gdy się uwierzy, że definicja określa naprawdę Boga albo miłość, to można zejść na manowce. I oczywiście, pod słowo miłość, ludzie podstawią 100 różnych znaczeń. I jest to kłopot. Można sobie radzić z nim. Np. przez określenia negatywne lub rozszerzające (miłość to też, miłość to nie). I nie chodzi tu o "prywatne wizje", jak próbuje Pan deprecjonująco to określać, tylko o realne doświadczenie i postawy, które to zostały zastąpione intelektualną gimnastyką. ps1. w świecie powszechnym zwyczajem była wiara w to, że Ziemia jest płaska. Argument z powszechności należy do najsłabszych z możliwych. ps2. Witam zatem. ps3. Zachęcam do zajrzenia na [<a href="https://polakpotrafi.pl/projekt/wydanie-ksiazki-droga">mój STARTUP</a>].
8 marca 2017, 08:35
Czyli chodzi Panu o miłość jako uczucie, emocje.  ​Ale ma sie to nijak do miłości opisanej w Biblii i w dodatku na 100% tak miłość nie zbawia.
Zbigniew Ściubak
8 marca 2017, 17:45
To są pańskie hipotezy. Pan po prostu MUSI definiować. To Pan zdefiniował, jako uczucie i emocje. A mówiłem, że to droga do nikąd. To znaczy droga w kółko.
Zbigniew Ściubak
8 marca 2017, 17:46
Swoją drogą ile pychy potrzeba, żeby stwierdzać o co komuś chodzi, skoro, ktoś tego wcale nie powiedział...
TK
Ter Ka
10 marca 2017, 00:42
Bardzo celna uwaga. Szczególnie w odniesieniu do pojęć "nie z tej ziemi". Bo nasz język jest "z tej ziemi", wyobraźnia też i dlatego możemy się do końca świata spierać o pojęcie Boga, Trójcy św., nawet grzechu czy łaski. A niektórzy mają na wszystko gotowe formułki i paragrafy.
7 marca 2017, 13:41
Dzisiejszy jezuita to taki gość,który podaje ci kawałek chleba by za chwilę podsunąć ci kubek fałszywej nauki. Ojcze Żmudziński,zwyczajnie nie masz papierów aby stać się "bożym gwałtownikiem", ani ty, ani twój generał ani twój zakon.
TK
Ter Ka
10 marca 2017, 00:33
No, na stos z nimi, na stos! Bo tylko stos ma papiery na wszystkie mądrości!
AM
Agnieszka Marczyńska
7 marca 2017, 13:38
Dziękuję za ten artykuł. Cieszę się, że w Polsce mamy takie serwisy jak DEON. Bóg zapłać!
7 marca 2017, 12:28
Prawie bym się zgodził z tym tekstem gdyby nie dwie sprawy: 1. Poranienia – może czas skończyć z wmawianiem ludziom, iż ich złe czyny wynikają z jakiś mniej lub bardzie wyimaginowanych wcześniejszych zranień. To oczywiście jest super usprawiedliwienie, ale dalekie od rzeczywistości chrześcijańskiej. Albo stajemy w prawdzie o sobie, albo szukamy pokrętnych usprawiedliwień mniej lub bardziej prawdziwą przeszłością. Bo wiele tzw. zranień, to tylko subiektywna ocena człowieka przeczulonego na swym punkcie. 2. Od zawsze jako jedną z cnót jest roztropność, dla nas istotny jest rozwinięcie jej przez św. Tomasza z Akwinu. To co wygląda na strach czy brak miłości często jest przejawem zdrowego, przemyślanego rozumowego podejścia do niektórych tematów. I tak – bezrefleksyjne dawanie żebrakom drobnych im nie pomaga. Co nie znaczy, iż należy ich odtrącać. Wrzucenie grosza żebrakowi ma celu jedynie usprawiedliwienie siebie, bo faktyczna pomoc wymaga wysiłku. Bez refleksyjne nawoływanie do przyjmowania uchodźców jest oczywiście w sprzeczności z roztropnością, ale jakże piękny można zbudować szantaż emocjonalny wobec roztropnie myślących. Co do reszty – największą wojnę każdy z nas bez wyjątku toczy ze sobą. I tą wojnę będziemy toczyć do ostatniego dnia naszego życia. I im dłużej żyjemy, to wojna przybiera na sile.
7 marca 2017, 13:37
Módlmy się za gejów.
Zbigniew Ściubak
7 marca 2017, 13:52
Akurat w kwestii poranień i ich skutków to Autor komentowanego tekstu trafia w punkt i kometarz jest błędny. Oczywiście, złe, wrogie, krzywdzące postępowanie rodzi odpowiedzialność niezależnie od tego, co było jego przyczyną. Ale przyczyny są często takie jak opisał Autor.
7 marca 2017, 13:59
Poranienienia to takie modne współczesne słowo - klucz. Opare o psychologiczną papkę zastępująca wiarę. ​I doskonałę tłumaczenie zachowań innych ludzi - przykładowo ktoś sie zachowuje agresywnie - musi być poraniony, któs ma depreseje - wynik poranienia. Ktoś nie potrafi życ w małżeństwie - poranienia .... A to są bzdury ​Ale to co najciekawsze jest dalej - otóż wielu katolików, kórym udalo sie wmówić poranienia staje sie doskonałymi odbiorcami całych obrzędów zwanych uzdrawianiem z poranień. Podobno można latami byc uzdrawianymi przez specjalne grupy modlitewne, ale i tak znajdą sie jeszcze jakies poranienia do uzdrowień.
Andrzej Ak
7 marca 2017, 21:07
Wszystko zależy od osoby i kontekstu. Dlatego trzeba się czasem poddawać natchnieniom Ducha Świętego i dać żebrakowi, jako wsparcie i zarazem jałmużnę Bogu (a tak naprawdę sobie).  Podobnie jest ze zranieniami. Dusza ludzka czy też wnętrze duchowe jest jak naczynie, kielich, w którym po Eucharystii zamieszkuje Duch Święty do chwili upadku w grzechu. Są też takie ekstremalne wydarzenia w życiu wielu ludzi, które to naczynie "duchowe" jakoś zniekształcają, tak iż pociąga to za sobą skutki w życiu materialnym. Czasem są to skutki małe, a czasem bardzo dramatyczne, bo ludzie potrafią się nawet targnąć na własne życie i je sobie odebrać. Trzeba być w życiu ostrożnym i czasem delikatnym, a wszystkiego i tak nauczy Duch Święty, nie ja, czy tamten, czy tamta. Osobiście polecam nauki samego Ducha Świętego, trzeba wpierw tylko Go odnaleźć we własnym życiu i się Go trzymać, tak jak Jezusa.
7 marca 2017, 21:31
Andrzeju - możesz mi wskaząć miejsce w Katechiźmie Kościoła Katolickiego zawierajace takei sformułownaia o "zranieniach", które powyżej napisałeś.
Andrzej Ak
9 marca 2017, 20:06
Katechizm KK dla mnie nie jest jedynym źródłem wiedzy o Bogu. Ja staram się podążać drogami, które wyznacza mi Bóg w moim życiu od dni moich narodzin na tym świecie i nie są to łatwe drogi, po których kroczy wielu ludzi.  Stąd wiedza, którą otrzymuję o Bogu pochodzi np z moich rozmów z Bogiem, który jakoś ma czasem ochotę wyjaśniać mi szczegóły tego świata. To czego się dowiem z takich rozmów mam nie zachowywać dla siebie samego, bo Bóg życzy sobie, abym się dzielił wiedzą, która innym pomoże na ich drogach życia i wiary. Dlatego czasami zabieram komuś czas, gdy wiem, że ktoś błądzi w swoich ocenach lub rozważaniach, aby spóbować przedstawić mu inny punkt postrzegania tego świata, wiary, a czasami nawet Boga. Choć wiem, że to sam Bóg przemawia do serc każdego człowieka i to do Niego należy inicjatywa, czy kogoś moje słowa zaintrygują, zaciekawią i sprawią, że ktoś zacznie szukać prawdy, czy może będzie wręcz na odwrót. Ty Tomaszu szukasz w Katechiźmie KK, może i dobrze, ale wiedz że prawdziwa wiara jest jak ocean, czyli jest o wiele głębsza niż jakiekolwiek Pismo, bo natura Boga jest nie do ogarnięcia przez człowieka. Choćby wszystko wyczytał człowiek i przestrzegał wszystkiego to i tak będzie to za mało dla Boga, gdy człowiek nie otworzy serca własnego dla Boga i tym sercem nie będzie Boga doświadczał każdego dnia, a conajmniej od czasu do czasu.
abraham akeda
7 marca 2017, 11:51
Ma ojciec tupet by niemal w każdym swoim wpisie uprawiać pedagogikę wstydu tymi ciągłymi oskarżeniami wobec wiernych chrześciajn, swoich braci.