Nauczyciel nie ma być terapeutą, policjantem ani organizatorem wycieczek
Najlepiej wysłać dziecko do szkoły prywatnej, aby nauczyciele wszystkim się zajęli i aby rodzic nie musiał „tracić czasu” na wychowanie dziecka. Takie słowa słyszałem bardzo często, gdy byłem dyrektorem jezuickiej szkoły.
Tego typu oczekiwania rodziców wobec nauczyciela rozmywają właściwy zakres jego kompetencji i obowiązków. Nauczyciel powinien oczywiście świecić przykładem dobrego wychowania, ale nie jest od wszystkiego. Przede wszystkim wychowuje sobą, swoją postawą w relacji z uczniem, swoją kompetencją i pasją do nauczanego przedmiotu.
Nie mniejszy wpływ wychowawczy na ucznia mieli w dawnych szkołach również woźni i sprzątaczki, choć nie był on potwierdzony dyplomem. Do dziś jestem przekonany, że każdy pracownik szkoły, nie tylko nauczyciel, powinien wychowywać i de facto wychowuje, czy chcemy tego, czy nie. Robi to jednak nie z obowiązku, lecz ze zwykłej ludzkiej przyzwoitości i życzliwości. Wchodzi w relacje, bywa przez uczniów lubiany, a niekiedy staje się nawet ich powiernikiem, gdy przeżywają trudności.
Nauczyciel, nawet ten, który pełni zadania wychowawcy, nie powinien być sprzątaczką, portierem, policjantem, terapeutą, kronikarzem, pracownikiem socjalnym, organizatorem wycieczek, mamą ani tatą. Nie jest też osobą, która ma obowiązek odbierania telefonu za każdym razem, gdy dzwoni do niego rodzic ucznia. W kwietniu tego roku Sławomir Broniarz, prezes ZNP, rozpoczął na ten temat dyskusję, mówiąc, że na nauczycieli nakłada się zbyt dużo zadań. Jak najbardziej zgadzam się z tym. Czasem jest ich tak wiele i tak odległych od tablicy, że przepracowany nauczyciel nie ma już ochoty świecić dobrym przykładem wobec rozwydrzonych nastolatków i nie zawsze przyjemnych rodziców.
Jak więc rozumieć powołanie nauczyciela? Bo nie jest to przecież jedynie zawód. Jestem przekonany, że podstawową misją nauczyciela jest towarzyszenie uczniom w procesie uczenia się. Nakładanie na niego zbyt wielu dodatkowych zadań, nie mających z tym wiele wspólnego, tylko obniża poziom edukacji. Nauczyciel nie ma wtedy czasu, by być na bieżąco w swojej dziedzinie i dobrze przygotować się do zajęć, które mogą być jeszcze bardziej twórcze i angażujące uczniów. Jeszcze raz powtórzę to, co pisałem już na Deon.pl dwa miesiące temu: odnoszę wrażenie, że w obecnej reformie edukacji wciąż poruszamy się na obrzeżach tego, co istotne.
Nauczyciele, oprócz godziwej zapłaty, potrzebują wsparcia. Był taki czas, gdy próbowano przeorientować rolę kuratorium oświaty, by zamiast być urzędem kontroli, stało się instytucją wspierającą pracę nauczycieli i dyrektorów szkół. Trwało to jednak krótko. Warto do tego pomysłu wrócić, bo nauczyciele, podobnie jak uczniowie, potrzebują wsparcia mistrzów, a nie kontroli urzędników, którzy niewiele różnią się od funkcjonariuszy partyjnych i policjantów. Nauczyciel jest jedynie nauczycielem i niewiele potrzeba, by stawał się jeszcze lepszym towarzyszem dzieci i młodzieży w procesie uczenia się. Wystarczy zastąpić go w wielu zadaniach, nie związanych z tą misją, innymi pracownikami. Dać mu praktyczne wsparcie oraz zadbać o przyjazny i bezpieczny klimat w szkole, w której pracuje.
Skomentuj artykuł