Nie proszę dla nich o litość
Nie proszę o litość pisząc te kilka słów. Nikogo nie chcę zaskakiwać szokującymi wiadomościami. Temat przemocy na Bliskim Wschodzie jest "ograny", jesteśmy nim zmęczeni i zdegustowani do tego stopnia, że zaczynają nam powszednieć ekscesy okrucieństwa islamistów. Nie jesteśmy w stanie nic zrobić, więc "uszczelniajmy" Europę.
Nie proszę o litość dla greko-katolickiego biskupa Jean-Clement Jeanbart’a, który powrócił do swojego kilkumilionowego Aleppo z podróży po Stanach Zjednoczonych, gdzie mówił o sytuacji w Syrii i zabiegał o pomoc materialną dla swoich wiernych, którzy kiedyś żyli dostatnio i godnie, do czasu gdy wybuchła "wiosna arabska". Wrócił z podróży i zastał katedrę i gmach kurii zniszczone. Stara się teraz jak może zabezpieczyć przed zniszczeniem stare ikony i manuskrypty, ale czy uda się mu to zrobić, skoro Państwo Islamskie nieustannie się rozrasta, mając pieniądze na nowoczesną broń i na opłacenie wojsk zaciężnych?
Mieszkańcy tego miasta już czwarty rok żyją niemal bez przerwy bez prądu, wody i - co najważniejsze - bez jednej chwili spokoju, stale nękani bombami które spaść mogą w każdej chwili i zwalić im na głowy ich własny dom. Znam osobiście ludzi, którzy uciekali podczas bombardowań z małymi dziećmi na rękach do spokojniejszej dzielnicy, albo tam gdzie były jakieś piwnice, które były dla nich szansą ratunku . Szczególnie intensywny ostrzał chrześcijańskich dzielnic mieszkaniowych miał miejsce w Wielkim Tygodniu, kiedy Ormianie, stanowiący najliczniejszą wspólnotę chrześcijańską tego miasta, celebrowali pamiątkę ludobójstwa dokonanego na nich przez Turków, przed równo stu laty.
Nie proszę o litość dla mojego przyjaciela o. Jacque Murad’a, który przed kilku dniami został uprowadzony przez terrorystów islamskich z małego miasteczka Kariatein, z klasztoru św. Eliana, który odrestaurował i doprowadził wodę do piasków pustynnych leżących wokół niego, sadząc na nich sady i zakładając winnice. Abuna Jacque był znany i szanowany zarówno przez chrześcijan jak i muzułmanów. Jednych i drugich przygarniał w swym klasztorze, udzielając im materialnej pomocy i schronienia.
Nie proszę o litość, proszę tylko, aby dostrzec, że oni są ludźmi takimi jak my i tak jak my żyją i czują. Tak jak my troszczą się o zdrowie swoich dzieci i mimo zagrożenia dla ich życia, wysyłają je do szkoły i na uniwersytety. Ci ludzie szanują pracę, tym bardziej, że jest ona dzisiaj bardzo rzadka i stanowi źródło utrzymania często również dla dalszych krewnych, gdy ci chorują albo głodują. Organizują sąsiedzką samopomoc, ale nie tylko o chlebie myślą. Organizują koncerty pośród gruzów, a kiedy mają dostęp do internetu, łączą się ze światem zewnętrznym. Ci ludzie kochają życie, marzą o przyszłości i o pokoju, ale przez warunki wojenne zmuszani są do uciekania z kraju, brani są do wojska, giną… Ci ludzie się nie poddają, ci ludzie chcą żyć i wierzą w życie. Zaręczają się, zakładają rodziny, organizują przyjęcia ślubne na jakie ich stać, pięknie się na nie ubierają, celebrują chrzty ich dzieci zapraszając na nie całą rodzinę i znajomych, uroczyście obchodzą pierwszą komunię, uczęszczają na niedzielną mszę św., modlą się w domach.
Ci ludzie nie chcą, aby wojna podzieliła ich na wrogie enklawy. Chrześcijanie i muzułmanie w Aleppo dalej żyją razem, razem cierpią i w chaosie, który zmierza do tego, aby zwrócić jedną religię przeciwko drugiej, pomimo wszystko wierzą w ludzkie, przyjazne współżycie pomiędzy różnymi wspólnotami. Oni nadal wierzą, że pokój prawdziwy to nie eksterminacja członków innej religii, ale partnerstwo, w oparciu o wspólne nam wszystkim człowieczeństwo i wspólną wiarę w Boga, który jest ten sam, bo każdy przecież zwraca się nie do swych fantazji, ale do Boga Prawdziwego.
Tak właśnie był uformowany i tak żył przez wszystkie lata swojej kapłańskiej posługi mnich klasztoru Mar Musa, leżącego na pustyni, a jednocześnie proboszcz katolickiego kościoła rytu syriackiego w Kariatein, ojciec Jeacque Murad. Troszczył się o swoich parafian, ale nie odmawiał pomocy muzułmanom. Pomagał im na różne sposoby, ściągając dla nich pomoc wszędzie skąd mógł ją tylko otrzymać.
Teraz właśnie, w czasie kiedy świętujemy Zesłanie Ducha Świętego został on uprowadzony. Napełniło to bólem wspólnotę wiernych nie tylko miasteczka Kariatein ale całego Kościoła w Syrii. Papież Franciszek kilkakrotnie mówił o ekumenizmie męczeństwa i tutaj mamy ilustrację prawdziwości tych słów. Nieustannie rozsyłane są wiadomości, poprzez prywatne osoby, bo światowe media jak zwykle milczą o tym, co dotyczy martyrologii chrześcijan, mnożą się komentarze i płyną modlitwy z wszystkich zakątków Syrii, wszędzie tam, gdzie w tym kraju są jeszcze chrześcijanie. Wszystkie ryty biorą w tym udział. Czuje się wielką jedność Kościoła i…ten bolesny fakt stopniowo staje się również znany poza ich krajem.
Nie proszę o litość dla tego Kościoła. Proszę o szacunek dla ich postawy, dla ich duchowej mocy, dla ich wiary która na tych ziemiach posiada nieprzerwaną tradycję dwóch tysięcy lat i jest dziełem samych Apostołów. Wiara ta wiele przetrwała, wiele wycierpiała, wiara ta dzisiaj jest próbowana, ale nie tylko ich wiara jest próbowana.
Nasza wiara również poddana jest próbie. Niedawno widziałem oficjalną wiadomość o decyzji zamknięcia w tym roku 1000 kościołów w jednym tylko kraju europejskim, a mianowicie w Holandii. Nikt tych kościołów nie bombarduje, nikt nie podrzyna gardeł wierzącym w Chrystusa... Wiara w tym kraju się rozsypuje, zanika, zamienia się stopniowo w pogańskie gusła i zabobony .
Proszę o litość dla naszego świata, o litość dla nas samych. Proszę o wiarę w Ewangelię, w Królestwo Boże a nie utopie politycznych rajów, proszę o szacunek dla człowieka, dla jego ludzkiej tożsamości, proszę o promocję przyjaźni, o miłość której się nie pozbawia wolności ducha odzierając ją z boskiego piękna. … "Ojcze nasz …Przyjdź Królestwo Twoje ! Przyjdź Duchu Święty i odnów oblicze ziemi". I za św. Janem Pawłem II dodajmy : "tej ziemi".
Skomentuj artykuł