Nie rozumiem obaw biskupów przed zbadaniem historii
Przycichła nieco dyskusja na temat roli Jana Pawła II w wyjaśnianiu przestępstw pedofilskich wśród duchownych. Lada moment wróci jednak ze zdwojoną siłą. W marcu na księgarskich półkach ma się bowiem ukazać książka, mieszkającego od wielu lat w Polsce, holenderskiego dziennikarza Ekke Overbeeka zatytułowana "Maxima culpa", która jak wynika z zapowiedzi ma się "rozprawić" z Karolem Wojtyłą. Niektórzy wieszczą, że będzie ona wstrząsem dla Kościoła w Polsce. Inni w związku z tym przygotowują się do obrony.
Od dawna powtarzam, nie tylko zresztą ja, że żadna obrona Karola Wojtyły w istocie nie jest potrzebna. Potrzebne jest za to rzetelne zbadanie przeszłości. Przestudiowanie, tak jak to zrobiły Kościoły w Niemczech, Francji i wielu innych krajach, archiwów. Zbadanie znalezionych przypadków i wyciągnięcie wniosków na przyszłość. Nic co obaliłoby polski Kościół w tych archiwach się raczej nie znajdzie, bo jakie było podejście hierarchii do problemu wykorzystywania wszyscy wiedzą. Oceny pontyfikatu Jana Pawła II takie badania także raczej by nie zmieniły, bo jak wynika z licznych badań sondażowych kwestia podejścia polskiego papieża do problemów pedofilskich nie przekłada się na ogólnie dobrą ocenę Wojtyły (83 proc. w badaniach IBRiS). Zwłaszcza, że poza ogólnie znanymi przypadkami, w których Jan Paweł II miał dopuszczać się zaniedbań, nic nowego w ostatnich czasach nie wyszło.
Stąd nie rozumiem obaw biskupów przed zbadaniem historii. Kościół w Polsce w ostatnich latach - będę to powtarzał do znudzenia - zrobił wiele, by z przestępcami w sutannach walczyć i by najmłodsi byli w nim bezpieczni. Nie rozliczył jednak przeszłości. I dopóki tego nie zrobi, wciąż będzie oskarżany o zamiatanie pedofilii pod dywan. Tego badania chciałaby zresztą także opinia publiczna. Z sondażu IBRiS dla "Rzeczpospolitej", które przeprowadzono w grudniu ub. roku wynikało, że przebadania czasów, gdy w Krakowie rządy sprawował Karol Wojtyła chciałoby aż 65,8 proc. respondentów. Odmiennego zdania było 27,1 proc.
Szeroka kwerenda jest możliwa. Z jednej strony pokazują to wyniki badań kwerendalnych, które co jakiś czas publikuje Biuro Delegata KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży (dotychczas zaprezentowano trzy takie badania, opracowywane są wyniki czwartego). Z drugiej utwierdzają mnie w tym przekonaniu prace, które prowadzę od pewnego czasu w archiwach państwowych w tym zakresie. Historie, które odkrywa się w czasie takich kwerend są trudne. Niemal w żadnej nie widać, by sprawcę spotkała jakaś kara na gruncie prawa kanonicznego. Zarzuty ukrywania można byłoby postawić pomnikowym postaciom rodzimego Kościoła. I takie zapędy, tu i ówdzie, mogą się pojawiać. W związku z tym rodzi się pytanie o to, czy nie lepiej byłoby gdyby Kościół sam przebadał te sprawy i je po prostu ujawnił? W moim przekonaniu zdecydowanie lepiej. Nie rozumiem zatem obaw, strachu, etc. Owszem, są to sprawy trudne i nierzadko bolesne. Wywołają sporą dyskusję. Ale nigdy jej nie skończymy jeśli nie podejmiemy działań radykalnych.
Zresztą taka dyskusja jest pewną szansą na to, by w pewne kwestie wejść głębiej. Janowi Pawłowi II zarzuca się np. to, że ogłoszony przez niego w 1983 roku Kodeks prawa kanonicznego łagodził kary. I na tym dyskusja się zatrzymuje. Nikt nie bierze pod uwagę tego, że prace nad rewizją kodeksu zaczęły się w 1963 r. za pontyfikatu Jana XXIII, trwały przez cały pontyfikat Pawła VI, a na Jana Pawła II przypadają jedynie cztery ostatnie lata tychże prac. Śledzenie etapów prac jest ważne dla ostatecznej oceny, ale się tego nie robi. Podobnie jest zresztą z kwestiami dotyczącymi wiedzy psychologicznej. W gruncie rzeczy grzebiemy w historii. Tego co stało się lat temu pięćdziesiąt, czy nawet sześćdziesiąt nie zmienimy. Możemy jedynie w oparciu o doświadczenia tych, którzy byli przed nami wyciągać wnioski, by nie popełniać tych samych błędów. I o to tu właściwie chodzi.
Kościoły w innych krajach od lat mierzą się z trudną przeszłością. Otwierają archiwa, badają i komunikują popełnione błędy. Czas najwyższy byśmy zrobili to też nad Wisłą. W trosce o dobre imię Jana Pawła II, które zdaniem biskupów jest w ostatnim czasie niszczone, trzeba przeszłość rzetelnie zbadać i rozliczyć.
Skomentuj artykuł