Nie twórzmy Kościoła przemocy
Dajemy sobie przyzwolenie na osądzanie, karcenie, pouczanie, arogancję i przemoc. Pierwsza Komunia Św., chrzty, wesela, spotkanie przy piwie czy na kawie - to areny igrzysk śmierci. Czy takiego Kościoła chcemy?
Niedawno byłem w Powidzu nad jeziorem. Bosman, od którego braliśmy łajbę, przy podpisywaniu umowy stanowczo powiedział: "Na moim terenie jest zakaz mówienia o polityce, bez względu na to kto na kogo głosował". Odetchnęliśmy z ulgą. Wreszcie gdzieś można odpocząć od tego szaleństwa.
Czy faktycznie należy wprowadzić strefy wolne od polityki? Myślę, że niektórzy uciekaliby do nich nawet za cenę biletu wstępu. Dokąd zabrnęliśmy? Nie śmiem pytać: dokąd zmierzamy?
Wydaje się, że serca wielu ludzi zainfekowało przekonanie, że drugi człowiek jest wrogiem. Ale nawet tu jest problem, bo Pan Jezus mówi, że mamy miłować naszych nieprzyjaciół. Dajemy sobie przyzwolenie na osądzanie, karcenie, pouczanie, arogancję i przemoc. Tak, tak. Przemoc. Kościół przemocy. O to nam chodzi? Tego chcemy? Zaciśniętą pięścią zaczynamy rzucać kamienne słowa. Na serio tak płytka jest nasza wiara? Ze względu na zabiegi socjotechniczne, fake newsy, różnice światopoglądowe, konsekwencje demokracji i wolności słowa jesteśmy zdolni do kłótni na ulicach, w sklepach, w kuchni. Już nic nas nie powstrzymuje?
Pierwsza Komunia Św., chrzty, wesela, spotkanie przy piwie czy na kawie - to areny igrzysk śmierci. Niektórzy mówią, że przed nami walka cywilizacji. Na pewno trzeba nam walczyć o cywilizację miłości. A tu nagle, cel uświęca środki. Gladiatorzy, chuligani, których nic nie powstrzyma przed ranieniem innych. Takiego Kościoła chcemy? Doszliśmy do sytuacji, gdzie ludzie boją się mówić, boją się przyznać na kogo głosowali.
Żeby człowiek bał się drugiego człowieka? Panie Jezu, co zgubiliśmy? Co się z nami stało? Aż chce się zawołać św. Franciszka, by oswoił na nowo bestię z Gubbio. Jakże dobitnie brzmią słowa Edwarda Stachury:
"Człowiek człowiekowi wilkiem
Człowiek człowiekowi strykiem
Lecz ty się nie daj zgnębić
Lecz ty się nie daj spętlić”.
W tym całym zwariowanym świecie to właśnie my, siostry i bracia w Chrystusie Panu, to my, Jego Ciało, to my, co klękamy do pacierza, to my, co wołamy "Boże bądź miłościw mnie grzesznemu", to wreszcie my, co mówimy "Amen", przyjmując Ciało Baranka, mamy być znakiem. Znakiem sprzeciwu, znakiem spajającym ten rozerwany przez zło świat. Zbyt łatwo można zmienić miejsca na barykadzie. A właśnie, że mamy iść inaczej, używać rozumu i serca inaczej, żyć inaczej.
To nie drugi człowiek jest naszym wrogiem. Prawdziwym przeciwnikiem jest grzech, który rodzi się w naszych sercach.
W liście do Rzymian, w rozdziale zatytułowanym "Obowiązki chrześcijan, miłość i pokora - zasadą postępowania" dostajemy wręcz na twarz: "Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe" (Rz 12, 2).
Rodzi się pytanie, jakimi wzorcami się kierujemy? "Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka [tkwi] w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata" (Mt 7, 3-5). Widząc skalę jadu, trzeba zastanowić się, czy może mamy w oku cały tartak?
Po dwóch tysiącach lat dalej nie przekroczyliśmy progu Starego Testamentu i zasada "oko za oko" wyparła "nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj" (Rz 12, 21). A może nie dowierzamy, że to się sprawdzi i ulegamy demonicznym strukturom i wręcz szatańskim metodom? Czy taka jest nasza wiara? Wierzę, że jest w nas więcej dobra i miłości niż to widać. Potrzeba nabrać trochę dystansu, bo w przeciwnym razie wykończymy się wzajemnie. Kiepsko przechodzimy ten egzamin z życia Ewangelią. "Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi" (1 J 4, 20).
Św. Antoni z Padwy głosił w swoich kazaniach, że "mowa jest wówczas skuteczna, gdy przemawiają czyny. Kto napełniony jest Duchem Świętym, ten przemawia różnymi językami. Różne języki - to różne sposoby świadectwa o Chrystusie. W nas tymczasem pełno słów, ale czynów pustkowie". Przed nami piękny czas, kiedy możemy tak pięknie ukazać co nas wyróżnia, co to znaczy wierzyć w Boga, który jest miłością. To nie drugi człowiek jest naszym wrogiem. Prawdziwym przeciwnikiem jest grzech, który rodzi się w naszych sercach. Wskazujący paluszek trzeba wreszcie skierować w swoją stronę.
Ten czas ataków i podziału w końcu się skończy. Jak każda wojna pozostawi po sobie wiele ofiar, zgliszcza ludzkich relacji. Obrażeni na siebie przyjaciele, skłócone dzieci z rodzicami, stanowiska pracy zamienione w emocjonalne bunkry, hekatomba nieufności, w końcu żal nad grobem, że czasu nie można cofnąć. Tego chcemy? "Biegliście tak wspaniale! Kto przeszkodził wam trwać przy prawdzie? Wpływ ten nie pochodzi od Tego, który was powołuje. Trochę kwasu ma moc zakwasić całe ciasto" (Ga 5, 7-9). Miłość jest rozwiązaniem systemowym. Jezus dokonuje najbardziej spektakularnych dzieł w historii właśnie przez miłość. I może dla kogoś to slogan, choć dla wierzących nie może tak być, ale ja naprawdę wierzę, że miłość zmienia świat, a drugi człowiek jest moją siostrą i moim bratem. Pokój i dobro!
Skomentuj artykuł