Niech znakiem rozpoznawczym Kościoła w Polsce będzie pojednanie
Jeśli nieustanne próby budowania mostów i szukania pojednania nazywamy naiwnością, to my musimy być naiwniakami. Dla nas chrześcijan nie ma innej drogi.
Prymas Wojciech Polak, którego bardzo cenię, powiedział w niedzielę: "Niech prezydent będzie tym, który potrafi jednoczyć". Ja też chciałbym, żeby tak było. Zresztą dotyczy to nie tylko prezydenta, ale całej klasy politycznej. Marzę o czasach, kiedy polityką będą zajmować się ludzie, których nadrzędnym celem będzie budowanie wspólnoty, pojednania, solidarności i zgody, a nie interesy, biznesy i walka o władzę za wszelką cenę.
Ale jeszcze bardziej chciałbym, żebyśmy my, ludzie Kościoła, potrafili budować pokój wszędzie tam gdzie jest walka, zgodę tam gdzie ludzie nie mogą na siebie patrzeć, żebyśmy potrafili kleić to nasze poranione i popękane społeczeństwo.
Marzy mi się, żeby znakiem rozpoznawczym Kościoła w Polsce było POJEDNANIE. Żeby było tak, że jak ktoś będzie za kilkadziesiąt albo sto lat opisywał historię Polski z okolic 2020 roku, to żeby się tam pojawiła informacja o tym, że Kościół odegrał decydującą rolę w odbudowywaniu jedności w naszym kraju.
Równocześnie czytam Wasze komentarze. Rozumiem, że to boli, kiedy po raz kolejny staracie się rozmawiać z inaczej myślącymi i zderzacie się ze ścianą. Wiem, że to trudne wciąż wyciągać rękę, kiedy wydaje się, że to nie przynosi żadnego skutku. Że mówienie o budowaniu na miłości i wrażliwości wydaje się być naiwniactwem.
Ale jeśli nieustanne próby budowania mostów i szukania pojednania nazywamy naiwnością, to my musimy być naiwniakami. Dla nas chrześcijan nie ma innej drogi. Co by się nie działo. Wbrew wszystkiemu. Tego nas uczy Chrystus.
Ktoś powie, że "przecież moje zwykłe, indywidualne, bez rozgłosu działanie na dole nie ma sensu", bo wyjdzie jeden czy drugi biskup i powie coś, co jest kompletnie wbrew budowaniu jedności.
Na takie myślenie mam tylko jedną odpowiedź. Wyleczmy się w końcu z tego chorego klerykalnego myślenia. Kościół budujemy my wszyscy. Nie sami biskupi, nie sami księża, ale my wszyscy.
Jasne, że to boli, kiedy w mediach słyszymy kolejne głupie i nieodpowiedzialne wypowiedzi któregoś z hierarchów. I że w takich momentach może się wydawać, że moje małe działania nie mają sensu.
Ale to jest nieprawda. Nasz jedyny Mistrz pokazał to dobitnie. Po światowemu przegrał. Władcy się z niego śmiali, ktoś na niego pluł, uczniowie zwątpili. Ale On się nie poddał. I zwyciężył zło idąc w miłość do końca.
Skomentuj artykuł