Jezus nie potrzebuje radykalnych obrońców wiary
Charakterystycznym grzechem ludzi religijnych bywa potrzeba utożsamiania cnoty ze zdolnością wyłączania poza margines tych, którzy zdają się być członkami wrogich obozów. Innymi słowy: ten jest bardziej cnotliwy, kto zlustruje, skrytykuje, potępi i osądzi.
Przez ostatnie tygodnie wszyscy, choć zapewne w różnym stopniu, byliśmy uczestnikami smutnego i niezwykle destrukcyjnego spektaklu nienawiści. Czasem bez opamiętania wzajemnie zadawaliśmy sobie rany, wymierzaliśmy ciosy, nie zważaliśmy na słowa.
Nieważne, czy byliśmy tylko biernymi obserwatorami, czy aktywnie włączaliśmy się w spory. W tej bitce ucierpiał każdy. Każdy też był głęboko przeświadczony, że walczy w słusznej sprawie. Wielu z pewnością teraz się obruszy, pytając: czyż nie jest naszym zadaniem i fundamentalną misją wykorzenianie zła w każdym czasie, o każdej porze, przy użyciu wszelkich możliwych (także tych niegodziwych) środków? Czyż nie tego wymaga od nas Chrystus? Czyż nie do tego zobowiązuje nas przyjęty chrzest? Czyż nie takich świadków Ewangelii potrzebuje dzisiaj świat? Otóż nie!
Dobrze ukazuje nam to przypowieść o chwastach wyrastających pośród łanu pszenicy. Mogą mieć z nią problem radykalni obrońcy wiary i strażnicy moralności – zwolennicy wykorzeniania zła w każdym czasie i o każdej porze, waleczni tropiciele rozmaitych śmiercionośnych ideologii i wszelkiej maści –izmów: konsumpcjonizmu, materializmu, postmodernizmu itd. Ta przypowieść jest pewnie również niewygodna dla współczesnych kryptomanichejczyków, z łatwością dzielących ludzi na dzieci światłości i ciemności. Im bardziej ta przypowieść jest dla nas niewygodna, tym bardziej powinniśmy wziąć ją sobie do serca.
Ewangeliczni słudzy, proszący Gospodarza o pozwolenie zebrania chwastu z pola przed żniwem są symbolem takich właśnie osobowości: ludzi chętnych do oczyszczania pola, gotowych do walki ze złem i przyłączenia się do krucjat w obronie jedynie słusznej prawdy. Nie przypisuję tym osobom etykiety gorszych chrześcijan. Chcę tylko zwrócić uwagę na pewną prawidłowość: charakterystycznym grzechem ludzi religijnych bywa potrzeba utożsamiania cnoty ze zdolnością wyłączania poza margines tych, którzy zdają się być członkami wrogich obozów. Innymi słowy: ten jest bardziej cnotliwy, kto zlustruje, skrytykuje, potępi i osądzi. Raczej nie tego uczy nas Jezus.
On udziela nam dzisiaj bardzo ważnej lekcji. Przypomina, że jesteśmy tylko ludźmi, a co za tym idzie – jesteśmy omylni, niezdolni do sprawiedliwego oddzielania dobra od zła. Zło może skutecznie zaślepiać i niemal zawsze nas zaślepia do tego stopnia, że nie jesteśmy w stanie poznać serca drugiego człowieka i jego prawdziwych intencji. Często mylnie sądzimy, że bardziej wiarygodny jest ten, kto podaje się za katolika i pobożnie składa ręce do modlitwy przed kamerami i w świetle jupiterów. To dlatego tak często, gdy podejmujemy się zadania oddzielania dobrych od złych, nieuchronnie popełniamy błąd, uznając dobrych za złych, a złych za dobrych; pszenicę uznajemy za chwast, a w chwast utożsamiamy z pszenicą. Pozory mylą. Sens ostrzeżenia: „byście zbierając chwast, nie wyrwali razem z nim i pszenicy” leży w powstrzymywaniu się od ferowania przedwczesnych sądów. Zatem lepiej postępować zgodnie z zasadą, że „sprawiedliwy powinien być dobry dla ludzi”. Nawet błądzących. Sądzenie zostawmy Bogu.
Dajemy sobie prawo do zemsty siedemdziesiąt siedem razy. A Jezus mówi: „Siedemdziesiąt siedem razy dziennie wybaczaj”.
Jezus proponuje nam również całkowicie inne relacje między nami niż te, do których przywykliśmy. Te relacje, które stały się już naszą codziennością, są opisane w Księdze Rodzaju, w czwartym rozdziale, gdzie syn Kaina, Lamek, mówi: „Gotów jestem zabić człowieka, jeśli mnie zrani, a dziecko, jeśli zrobi mi sińca”. Jeśli Kain miał być pomszczony siedem razy, to Lemek będzie pomszczony siedemdziesiąt siedem razy. To jest nasz świat! To jest świat, który my urządzamy! Dajemy sobie prawo do zemsty siedemdziesiąt siedem razy. A Jezus mówi: „Siedemdziesiąt siedem razy dziennie wybaczaj”. W naszym społeczeństwie jest dzisiaj niesłychana potrzeba wybaczania. Owszem, jest też potrzeba upominania, bo każdy z nas robi rzeczy złe i popełnia błędy. Jest potrzeba upominania, ale takiego upominania, które jest krokiem ku pojednaniu. Jest potrzeba upominania, a nie rodzącego zemstę i pragnienie odwetu osądzania.
W Bogu jest taka cecha, którą znają ludzie o dużym stopniu cierpliwości – wyrozumiałość dla ludzkich błędów i słabości. Przypomina nam dzisiaj Psalmista: „Tyś, Panie, Bogiem łaski i miłosierdzia, do gniewu nieskory, łagodny i bardzo wierny”. A w pierwszym czytaniu znajdujemy zdanie, które uważam za jedno z najpiękniejszych w całej Biblii: „Wlałeś synom swym wielką nadzieję, że po występkach dajesz nawrócenie” (Mdr 12, 19). Skoro nazywamy się dziećmi Boga, to powinniśmy uczyć się sposobu myślenia i postępowania Ojca. Skoro Bóg oszczędza wszystko, chwasty również, to i my powinniśmy podobnie podchodzić do zła, które zakwasza nas i innych ludzi. I nie chodzi tu o źle rozumianą tolerancję, ale o postępowanie zgodne z Bożą Mądrością – cierpliwie i wyrozumiale.
Skomentuj artykuł