Niepowtarzalna szansa, której nie wolno nam zmarnować
Najważniejsze wnioski wyciągamy z własnych pomyłek. A przecież wiele osób przed nami przechodziło podobną drogę i przestrzegało nas przed błędami. Nie przez przypadek słowa księdza Jana Twardowskiego "Śpieszmy się kochać ludzi…" są wciąż tak wymowne i aktualne.
Poznałem Janusza na oazie dla osób w kryzysie niepełnosprawności. Siedział na wózku i uśmiechał się szeroko. Miałem szesnaście lat i było to moje pierwsze spotkanie z niepełnosprawnością, które - przynajmniej na początku i mimo wielkiego dobra, które działo się w tych dniach - nie było łatwym doświadczeniem. Janusz w tym wszystkim okazał się jedną z osób, dzięki którym nie spakowałem się i nie wyjechałem do domu. Na oazę wracałem przez trzy kolejne lata. Następnie przeprowadziłem się do Krakowa i zacząłem studia. Oaza stała się wspomnieniem, w dużej mierze wciąż żywym dzięki życzeniom urodzinowym i świątecznym, które co roku, przez piętnaście lat, wysyłał mi Janusz. Kilka razy nawet pomyślałem: "A może warto by go odwiedzić?". Nigdy jednak tego nie zrobiłem, chociaż mieszkał zaledwie 30 kilometrów od mojej rodzinnej miejscowości.
Trzy tygodnie temu, pijąc kawę i skrolując Facebooka, natknąłem się na informację o śmierci Janusza. Jego pogrzeb odbył się dwa dni wcześniej. Pojawiły się wyrzuty sumienia. Nie ma to jak dowiedzieć się o pogrzebie znajomego przez Facebooka i to z dwudniowym opóźnieniem.
Zdaję sobie sprawę, że nawaliłem. Wiem jednak, że z takich sytuacji warto wyciągać wnioski. Gdy już zaakceptowałem to, że na odwiedziny Janusza i podziękowanie mu za jego pamięć jest już za późno, zastanowiłem się, ile jeszcze w moim otoczeniu jest osób, które o mnie pamiętają, odzywają się co jakiś czas, a ja tego nie odwzajemniam.
Przyzwyczailiśmy się, że ludzie (bliżsi i dalsi krewni, chrzestni, dawni znajomi, może nawet rodzice lub rodzeństwo) po prostu są. Być może o nas pamiętają, dzwoniąc lub pisząc SMS-y, wysyłając kartki z życzeniami, a my jesteśmy zawsze tymi, którzy jedynie podnoszą słuchawkę i odczytują wiadomości. To bardzo niesprawiedliwe. Oczywiście, nie można utrzymywać częstych kontaktów ze wszystkimi (fizycznie jest to niemożliwe) ale co stoi na przeszkodzie, żeby przy najbliższej okazji zadzwonić do osób, które o nas pamiętają, zanim kolejny raz zrobią to one? Krótka rozmowa przez telefon na pewno nie jest ponad nasze siły.
Najbardziej owocne wnioski wyciągamy z własnych pomyłek. A przecież wiele osób przed nami przechodziło podobną drogę i przestrzegało nas przed błędami. Nie przez przypadek słowa z wiersza księdza Jana Twardowskiego: "Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą" są wciąż tak wymowne i aktualne.
To, że nigdy nie odwiedziłem Janusza i nie podziękowałem mu za jego pamięć, wciąż budzi wyrzuty sumienia. Ale jego cechy - otwartość, humor, cięta riposta i wytrwałość - przypominają (i będą przypominać), że warto dbać o relacje z ludźmi, którzy są. Mamy tu i teraz niepowtarzalną szansę być dla nich dobrymi. Szansę, którą warto wykorzystać, zanim będzie za późno. Bo nigdy nie wiadomo, jak jeszcze długo będziemy z nimi w drodze.
Skomentuj artykuł