O upadłych i "czystych" w Kościele
Gdy Pan Jezus nawoływał: "Bądźcie doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec w niebie", nie łudził się, że ludzie tak potrafią, ale wskazywał ideał, ku któremu należy zmierzać. Z doskonałości ani heroizmu nie robił też warunków przynależności do grona Jego uczniów.
"Siły na zamiary czy zamiary podług sił?" - to romantyczne pytanie przyszło mi na myśl w kontekście ciągle dyskutowanego "Milczenia" Martina Scorsese. Filmowe milczenie jest milczeniem Boga, który nie podpowiadał, jak się zachować, gdy Jego wierni wystawieni zostali na poważną próbę przez prześladujących chrześcijaństwo władców Japonii w XVII wieku. Film traktuje akurat o tym, ale problem jest odwieczny i chrześcijanie muszą się z nim zmagać od początku. Dotknął już uczniów Jezusa, gdy płynęli łodzią w czasie burzy, doświadczyli zagrożenia życia, a ich Mistrz spokojnie sobie spał na rufie łodzi. I zdziwił się, że Go obudzili, bo przecież był z nimi. Czy przez to chciał powiedzieć, że przecież i tak by im się nic nie stało, czy też objawił, że cokolwiek by się stało, On jest z nimi?
W filmie i w życiu postawy ludzkie wobec zagrożenia śmiercią za wierność Bogu wystawiane są na osąd. Od samego początku tak było. Kościół szczyci się rzeszą męczenników, którzy nie zgodzili się nawet na symboliczny gest, sam przez się mało ważny, ale przejrzysty. W filmie jest to nadepnięcie na wizerunek Chrystusa, w czasach prześladowań w starożytności wystarczyło kadzidła sypnąć, w PRL podpis jakiś złożyć. Mniejsza jednak o szczegóły: wszyscy wiemy, że było różnie. Większość nie była poddawana tak radykalnym próbom, a wśród tych, których to dotknęło, byli bohaterzy, którzy ryzykowali życie, oraz ludzie słabi, którzy takim próbom nie potrafili sprostać. Ale wcale nie chcieli z tego powodu z Kościoła występować, wcale nie byli z siebie dumni. Żyć zaś musieli dalej.
Jako że historia się powtarza, możemy czegoś nauczyć się od starożytnych.
Po każdej większej fali prześladowań przybywało męczenników i tak zwanych "upadłych". Bardzo wielu z nich wstydziło się swojego odstępstwa, obiecywało poprawę i prosiło o możliwość powrotu do Kościoła. Tworzyły się jednak równocześnie w Kościele grupy radykałów, którzy sami się określali jako "czyści" - po grecku kataroi - głosili obowiązek radykalizmu i heroizmu. Sprzeciwiali się przyjmowaniu "upadłych" do Kościoła, optując za świętym Kościołem świętych. Biskupi mieli twardy orzech do zgryzienia. Gdy prześladowania jeszcze trwały, przyjmowanie takich ludzi na powrót do wspólnoty, czyli do komunii Kościoła, było obciążone ryzykiem. Przy następnej okazji znowu byliby oni wystawieni na ciężką próbę i nic nie przemawiało za tym, że tym razem okażą się silniejsi. Dlatego w III wieku przeważyło w Kościele zdanie świętego Cypriana z Kartaginy, który takich ludzi akceptował we wspólnocie jako pokutników, gwarantując im pełną komunię na koniec życia, by mogli umrzeć we wspólnocie zbawionych. Radykałowie byli jednak przeciw. W III wieku byli to tak zwani montaniści czy nowacjanie, bardzo gorliwi, ale bezlitośni dla słabych, których nie chcieli widzieć ani w Kościele, ani w niebie. Synody Kościoła jednak montanistów i nowacjan uznawały za schizmatyków, a nie pokutników.
Gdy prześladowania oficjalnie się skończyły, Kościół musiał coś postanowić. Nie było już nowego zagrożenia, ale było wielu wiernych i katechumenów, którzy mieli na sumieniu zaparcie się wiary w ciężkiej chwili. Wiele synodów nad sprawą dyskutowało, aż wreszcie rozpowszechniło się rozwiązanie przyjęte na Soborze Nicejskim w 325 roku, uznanym przez całe chrześcijaństwo jako sobór powszechny (kanon 8). Zaakceptowano tam możliwość pokuty dla apostatów i postanowiono, że to nie oni, ale właśnie nieprzebłagalni "czyści" stawiają się poza Kościołem i skoro nie chcą zaakceptować w Kościele ludzi słabych, a pokutujących i żałujących za grzech, to sami stawiają się poza wspólnotą.
Gdy Pan Jezus nawoływał: "Bądźcie doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec w niebie", nie łudził się, że ludzie tak potrafią, ale wskazywał ideał, ku któremu należy zmierzać. Z doskonałości ani heroizmu nie robił też warunków przynależności do grona Jego uczniów. Jego słowa i postawa zachęcają do podziwiania heroizmu, ale nie pozwalają na osądzanie tych, których na heroizm nie stać.
Cóż więc możemy powiedzieć o bohaterach filmu "Milczenie"? Chyba tylko tyle, że jedni byli bohaterami, a inni nie, choć wydawało im się, że są dzielni i silni. I modlić się możemy słowami nauczonymi przez Pana Jezusa: "Nie wystawiaj nas na ciężką próbę", co w staropolskim tłumaczeniu modlitwy "Ojcze nasz" chowa się pod słowami: "Nie wódź nas na pokuszenie".
Henryk Pietras SJ - patrolog, bizantynolog, profesor nauk teologicznych, dyrektor Wydawnictwa WAM (1992-2010), rektor Akademii Ignatianum w Krakowie (2010-2014)
Skomentuj artykuł