Ostrożnie z ogniem
"Letniość dyskredytuje chrześcijaństwo", "Katoliku, nie bądź letni". Takie tytuły pojawiły się w katolickich mediach w Polsce w związku z rozważaniem Benedykta XVI wygłoszonym przed rozpoczęciem obrad Synodu Biskupów. Zastanawiające nota bene jest, że w wielu z tych mediów nie przebił się zasadniczy temat papieskiej refleksji, prowadzonej metodą lectio divina, którym było słowo "ewangelia".
Co więc Benedykt XVI powiedział w kwestii tak skupiającej uwagę "letniości"? "Chrześcijanin nie może być letni - stwierdził Papież. - Przed tym, jako największym niebezpieczeństwem dla chrześcijaństwa, ostrzega Apokalipsa. Ta letniość bowiem dyskredytuje chrześcijaństwo. Tymczasem wiara powinna być w nas ogniem miłości, płomieniem, który rzeczywiście ogarnia moje jestestwo i tak przechodzi na innych. To jest metoda ewangelizacji: prawda staje się we mnie miłością, a miłość zapala jak ogień także bliźniego. Tylko tak, zapalając drugich ogniem własnej miłości, rzeczywiście rośnie ewangelizacja, obecność Ewangelii, która nie jest już jedynie słowem, ale rzeczywistością, którą się żyje" (za Radiem Watykańskim).
Ojciec święty stwierdził też: "Ogień jest światłem i ciepłem, siłą przemieniającą. Ludzka kultura zaczyna się od chwili, w której człowiek zdobył ogień. Ogniem mogę niszczyć, ale i przekształcać, odnawiać. Ogień Boży to ogień przemieniający, ogień pasji, który, owszem niszczy w nas to, co nie prowadzi do Boga, ale przede wszystkim przekształca, odnawia i stwarza nowego człowieka, staje się Bożym światłem".
Już dawno zauważyłem, że dużo katolików, w tym sporo duchownych, ma problem z komentowaniem nie tylko wspomnianego przez Benedykta XVI fragmentu Apokalipsy św. Jana (skierowanego do Kościoła w Laodycei): "Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust" (Ap 3,15-16). Jeszcze gorzej idzie im objaśnianie słów Jezusa "Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął" (Łk 12,49)
O. Jacek Salij, objaśniając wspomniane słowa Apokalipsy, wskazał dwie możliwości. Po pierwsze, "Człowiek "zimny" to ktoś zdający sobie sprawę ze swych ciężkich grzechów (zwłaszcza kiedy jest z tego powodu potępiany przez innych), zaś człowiek "letni", to ktoś ciężko chory duchowo, a mimo to uważający się za człowieka bez zarzutu". Po drugie, ""zimny" jest człowiek, któremu nie dane jeszcze było poznać Boga, natomiast "letni" to człowiek znający Boga, któremu brak jednak odwagi, żeby Go pokochać całym sercem" (to drugie wyjaśnienie pochodzi od św. Tomasza z Akwinu).
Jak widać, obydwa objaśnienia dotyczą przede wszystkim stanu ducha człowieka. Tymczasem raz po raz można spotkać wśród katolików (świeckich i duchownych) kompletnie powierzchowne interpretacje, mające służyć za usprawiedliwienie postaw skrajnych, ekstremistycznych (mylonych często z postawami radykalnymi).
Przy tego typu interpretacjach ogień nie jest "światłem i ciepłem, siłą przemieniającą", lecz siłą niszczącą, wypalającą zło. Jednak nie w tym, w którym powinien płonąć, jako ognisko miłości, lecz w innych, do których taki katolik czuje się samozwańczo posłany. Ogień staje się tu bronią przeciwko wszystkim, którzy myślą odmiennie i postrzegają świat inaczej, niż "ja", niż "my". I to bronią zaczepną, a nie obronną.
Letniość, nijakość, "tumiwisizm", obojętność (ukrywana dziś często w opakowaniu "tolerancji" czy "neutralności") są sprzeczne z chrześcijaństwem. Oznaczają faktyczne odrzucenie misji, jaką każdy wyznawca Chrystusa otrzymuje w chwili chrztu. Zamieniają życie nie tylko pojedynczych ludzi, przyznających się do wiary, ale czasami całych wspólnot, w grę pozorów. Ale przezwyciężanie letniości nie może polegać na podpalaniu innych. Jego istotą jest rozpalanie ognia w sobie. No i umiejętne się nim posługiwanie.
Skomentuj artykuł