Pakiet migracyjny i referendum. Co mówią polscy biskupi?
Od ośmiu lat trwa w Polsce dyskusja o przyjmowaniu uchodźców. Podsycanie strachu przed „obcymi” było obecne w kampanii przed wyborami w roku 2015, temat powracał przy okazji kolejnych elekcji. Przybrał na sile w czasie, gdy grupy migrantów szturmowały naszą granicę z Białorusią. Ze zdwojoną mocą powrócił kilka tygodni temu, gdy Unia Europejska uzgodniła tzw. pakiet migracyjny. Odpowiedzią Polski jest chóralne „nie” rządzących i pomysł, by Polacy wypowiedzieli się w sprawie w referendum.
Za każdym razem głos w dyskusjach o uchodźcach zabierali biskupi. Apelowali, by uchodźcom pomagać, aby nie wykorzystywać tematu do osiągnięcia doraźnych celów politycznych, starali się o uruchomienie korytarzy humanitarnych, o udzielenie pomocy błąkającym się po lasach. I za każdym razem ich głos był przez rządzących lekceważony. Właściwie nikt nie zwrócił na niego uwagi.
I tak jest i teraz. Sejm przyjął właśnie wniosek rządu o przeprowadzenie referendum. Trafi on teraz do Komisji Ustawodawczej, która przygotuje projekt uchwały o jego zarządzeniu. Projekt opracowany przez komisję nie może zmieniać merytorycznej treści pytań. Wróci on za moment do Sejmu, który podejmie uchwałę o przeprowadzeniu referendum. Nie ma wątpliwości co do tego, że odbędzie się ono razem z wyborami parlamentarnymi, które zarządzono na niedzielę 15 października. Jedno z proponowanych przez rząd pytań referendalnych brzmi: „Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?”.
W tym miejscu trzeba przypomnieć właśnie głos biskupów. Niedawny, bo sprzed miesiąca. „Polskie bogate doświadczenia migracyjne, chrześcijańskie dziedzictwo, ale także niezwykłe, spontaniczne, godne najwyższego uznania zaangażowanie Polaków w niesienie pomocy uciekinierom wojennym z Ukrainy powinny nas szczególnie predysponować do propagowania idei mądrej gościnności i solidarności – konstytutywnych dla wiary chrześcijańskiej. Sposobów ich praktykowania nie ma potrzeby czynić przedmiotem referendalnych rozstrzygnięć, lecz roztropnych działań i dialogu społecznego z uwzględnieniem możliwości i konsekwencji społecznych w przyszłości” – zapisano w komunikacie Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek. – „Stanowczo przestrzegamy przed instrumentalnym wykorzystywaniem migrantów i uchodźców do rozgrywek politycznych oraz kształtowaniem postaw ksenofobicznych. Takie działania są nie do pogodzenia z chrześcijańskim nauczaniem” – dodała Rada, zauważając przy tym, że obowiązkiem państwa jest „zapobieganie potencjalnym zagrożeniom wynikającym z nielegalnego przekraczania granic państwowych. Nie można jednak stygmatyzować przybyszów, dokonując krzywdzących uogólnień w rodzaju »każdy uchodźca czy imigrant to potencjalny terrorysta«”.
I co? Nic. Politycy nic sobie z tego typu napomnień nie robią. Z jednej strony gremialnie stają przy ołtarzu, zapewniają ze szczytu Jasnej Góry, że będą stać na straży chrześcijańskiego dziedzictwa Polski, obwołują się strażnikami życia nienarodzonych, stają w obronie dobrego imienia św. Jana Pawła II, a z drugiej strony mają gdzieś jego słowa o tym, że „nieuregulowana sytuacja prawna migranta nie upoważnia do pomniejszania jego godności, posiada on bowiem niezbywalne prawa, których nie wolno łamać ani ignorować”. Za nic mają też obecnego papieża, który w orędziu na 109. Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy (przypada 24 września – niespełna miesiąc przed planowanym referendum) zauważa, że wszyscy „jesteśmy wezwani do najwyższego szacunku wobec godności każdego migranta. Oznacza to towarzyszenie i kierowanie ruchami migracyjnymi w najlepszy możliwy sposób, budowanie mostów, a nie murów, poszerzanie kanałów bezpiecznej i regularnej migracji”.
Wszystkie te wezwania do rzetelnej debaty na temat uchodźców pozostają bez echa. Nie wykorzystano szansy jaką był masowy napływ uciekinierów z Ukrainy, przed którymi otworzyliśmy swoje domy i udzieliliśmy pomocy. Ale nie można przy tym zauważyć, że było to swoiste pospolite ruszenie. Uchodźcy wciąż w naszym kraju są, ale państwo nie ma żadnej polityki migracyjnej. Nikt nie chce o tym rozmawiać. Uchodźcy przypominają się przed wyborami. I służą do tego, by nimi straszyć.
W niedzielę 10 września w Markowej na Podkarpaciu odbędzie się beatyfikacja Wiktorii i Józefa Ulmów oraz siódemki ich dzieci. Rodziny, która zginęła, bo ratowała Żydów. Wielu polityków zapewne się na tych uroczystościach pojawi. Być może przy okazji zajrzą do muzeum poświęconego pamięci rodziny Ulmów. Na ekspozycji jest tam Biblia należąca do Józefa, otwarta na przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Józef Ulma podkreślił czerwoną kredką: „Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go”. Pytanie czy kogokolwiek pobudzi to do refleksji?
Metropolita przemyski, abp Adam Szal mówi wprost, że Ulmowie mogą być „patronami tych, którzy pomagają uchodźcom. Oni w trudnych czasach II wojny światowej pomogli osobom narodowości żydowskiej, którzy zapukali do drzwi ich domu. Pomogli ryzykując życiem. Pomogli jakby ówczesnym uchodźcom, bo przecież prześladowani Żydzi uciekali ze swoich domów”.
Dziś na świecie też wielu prześladowanych jest. Szukają schronienia, pomocy. Potrzebują szacunku. Polska zaś zatrzaskuje przed wieloma drzwi. Bez dyskusji i bez żadnej refleksji. Za to z wieloma pustymi frazesami w ustach.
Skomentuj artykuł