Pan Jezus głosowałby na Tuska

Pan Jezus głosowałby na Tuska
(fot. Wikimedia Commons)

"What would Jesus do?", czyli "Co zrobiłby Jezus?", to popularne w USA hasło wywodzące się z kręgów protestanckich. Młodzi chrześcijanie zwykli stawiać w kryzysowych chwilach pytanie o możliwe postępowanie Chrystusa. Uczynił to również poseł Godson, podczas wczorajszego wotum zaufania dla rządu. Do jakich wniosków doszedł? Pan Jezus głosowałby na Tuska.  

Wiele mówi się w Polsce na temat państwa świeckiego, rozdziału Kościoła od polityki czy symbolicznego "zdjęcia krzyża" z sali sejmowej. Sam niejednokrotnie zabierałem głos w tej sprawie, broniąc prawa polityków do kierowania się wiarą w podejmowaniu kluczowych dla państwa decyzji. Dlaczego? Ponieważ możliwość postępowania zgodnie z własnym sumieniem jest jednym z niezbywalnych praw człowieka. Polityka pozbawiona moralności (a jednym z jej źródeł jest religia), to przestrzeń koniunkturalnej gry interesów, w której na dłuższą metę tracą wszyscy.

Nie jest dla mnie rzeczą dziwną, że parlamentarzyści w momentach próby starają się postępować zgodnie ze swoją wiarą. Nie szokuje mnie fakt, iż zapewne niektórzy zastanawiają się również, co na ich miejscu zrobiłby Chrystus. Czym innym jest jednak rozstrzyganie takich spraw we własnym sumieniu, a czym innym szukanie oparcia dla kontrowersyjnych wyborów w autorytecie Jezusa. I głoszenie tego publicznie.

Niestety do takiego argumentu podczas głosowania za wotum zaufania dla rządu odwołał się poseł John Godson. "Podczas głosowania (...) podjąłem decyzje by zagłosować ZA. Uważam, że to, co się stało, jakiego języka używali ministrowie Rządu jest naganne i wręcz karygodne. Ale uważam także, że Premier Donald Tusk, nie ważne, jakiego byśmy nie mieli zdania na jego temat, potrzebuje wsparcia i modlitwy właśnie teraz" - rozpoczyna swoje oświadczenie na Facebooku poseł Godson. Zostawiając na boku fakt, że poza językiem nie widzi on niczego karygodnego w zachowaniu ministrów, trudno nie podpisać się pod apelem o modlitwę w intencji premiera. Gdzie leży zatem problem? W argumentacji owego "ZA", dającego mandat obecnej koalicji.

"Obraz, który mi przychodzi do serca, to obraz, kiedy przyprowadzono do Jezusa kobietę złapaną na cudzołóstwie, którą chciano ukamienować. Jezus zadał jej oskarżycielom pytanie <<Kto z was jest bez grzechu, niech rzuci pierwszy kamień>>. Miałem dylemat, jak postąpić, wiedząc, że ta decyzja może wpłynąć na moją dalszą aktywność polityczną, w tym jej zakończenie. Ale zadając sobie pytanie, co zrobiłby Jezus - nie miałem już wątpliwości" - tłumaczy Godson, nie pozostawiając przy tym cienia wątpliwości. Jego zdaniem, Jezus Chrystus posadzony w ławie polskiego sejmu, udzieliłby wotum zaufania dla rządu Donalda Tuska.

"Ile trzeba mieć w sobie pychy (umiejętnie zasłoniętej fałszywą pokorą), żeby autorytatywnie stwierdzać <<co Jezus zrobiłby na moim miejscu>>?" - zapytał ostro na swoim Facebooku bloger Mateusz Ochman. Deklaracji posła Godsona nie nazwałbym tak jednoznacznie, niemniej coś w niej wyraźnie zgrzyta i nie pozwala przejść obojętnie.

W jaki sposób nie czytałbym deklaracji Godsona, nie mogę pojąć, jak przypowieść o cudzołożnicy przyrównać do obecnej sytuacji politycznej. Czy Jezus poza słowami o rzucaniu kamienia, nie powiedział również, "Idź i nie grzesz więcej"? Dlaczego przeprosiny premiera poza wybaczeniem, muszą skutkować również aprobatą dla obecnego status quo?

Jeśli efekty naszej wiary (a pośrednio jej manifestacji) powinniśmy oceniać owocami, faktem jest, że właściwie nikt nie zrozumiał intencji posła Johna Godsona. Zaroiło się natomiast od niewybrednych żartów, kpiących z prostoduszności polityka.

Niestety, ciśnie się na usta pytanie: jeśli Jezus udzieliłby wotum zaufania koalicji PO-PSL, w czyim interesie działały partie, które owego wotum nie udzieliły? Tłumaczenie posła Godsona zakrawa dla mnie na religijny koniunkturalizm, który dla własnych racji szuka usprawiedliwienia w religii, rozkładając ciężar decyzji na barki Jezusa. W końcu jeśli nawet on wybaczał prostytutkom, dlaczego ja nie mogę wybaczyć skruszonemu premierowi?

Męczy mnie i irytuje takie stawienie sprawy. Chrześcijanin to nie mięczak, który każde przewinienie powinien puszczać w niepamięć, "bo przecież Jezus...". Ten sam Jezus niejednokrotnie pokazywał, choćby rozmawiając z faryzeuszami czy przewracając stoły handlarzy w świątyni, że istnieją pewne granice błędu, z którego można się otrząsnąć tylko poprzez przysłowiowy policzek w twarz.

Był moment, w którym poza wybaczeniem posłowie mogli również pokazać, że pewnych standardów w polityce po prostu nie można tolerować. Tak się jednak nie stało. I jeśli ktoś starał się tę decyzję podeprzeć majestatem samego Boga... cóż. Jak się okazuje, nawet wolność religijna nie jest czasem wolna od dwuznaczności.

Marcin Makowski - redaktor i publicysta DEON.pl, twórca portalu DziwnaWojna.pl. Jego teksty można przeczytać na blogu autorskim. Twitter: @makowski_m

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pan Jezus głosowałby na Tuska
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.