Papieski dokument nie zakazuje zadawania pytań o role płciowe
Osobiście uważam, że zwrot "ideologia gender" jest w mediach (zwłaszcza katolickich) jednym z najgęściej nadużywanych wyrażeń. Inwazją tejże ideologii tłumaczymy wszystko, co odbiega od naszych przyzwyczajeń i standardów rozumienia świata.
Kiedy dowiedziałam się, że papież Franciszek "wypuścił" dokument poświęcony gender, wiedziałam już, o czym będę chciała - a w sumie musiała, z racji swoistego wewnętrznego przymusu - napisać kolejny tekst.
Mam jednocześnie świadomość, że niewiele rzeczy tak skutecznie podpala katolickie internety, jak właśnie wspomnienie słowa na "g" - ale chyba już pogodziłam się z tym, że z racji podejmowanych tematów, przypadła mi tutaj rola publicystycznego piromana. Cóż, chyba już się z tym faktem pogodziłam - i dlatego postaram się dziś przyjrzeć temu, co - jeśli chodzi o gender - papieski dokument odrzuca, a co pozwala rozwijać.
Płeć to nie uwikłanie
Dokument poświęcony gender stwarza dość wyraźnie rozróżnienie między ideologią gender, a badaniami poświęconymi temu zagadnieniu. Osobiście uważam, że zwrot "ideologia gender" jest w mediach (zwłaszcza katolickich) jednym z najgęściej nadużywanych wyrażeń. Inwazją tejże ideologii tłumaczymy wszystko, co odbiega od naszych przyzwyczajeń i standardów rozumienia świata: związki homoseksualne, coraz późniejszy wiek zawierania małżeństw przez wykształcone kobiety, a także casus chłopca sypiącego kwiatki podczas procesji Bożego Ciała. Jeśli coś, co wiąże się z rolami płciowymi, jest dla nas, katolików niejasne, niezrozumiałe, odpalamy swój zmysł krytyczny i momentalnie namierzamy winnego, którym "okazuje się" wspomniana już ideologia.
Jednak w przeciwieństwie do płomiennej antylewicowej publicystyki nadwiślańskiej, watykański dokument nie ma na celu wskazywania, gdzie dokładnie (i dlaczego niemal wszędzie) czai się potwór zwany genderem. Jasne, z każdej teorii, z każdej naukowej koncepcji da się zrobić ideologię - z gender również. Myśleniem o płci, z którym Kościół może "mieć problem", jest myślenie o płci w kategoriach wyłącznie ciężaru i problemu. Dla katolika płeć to nie uwikłanie - nasza wiara zakłada, że Bóg, tworząc człowieka, nie stworzył chromosomów X oraz Y przez przypadek, albo że pała szczególną niechęcią do tej części ludzkości, którą wyposażył w chromosomalny dubel XX. Myślenie o płci jako czymś opresyjnym będzie przeciwne temu, jaki był (i nadal jest) zamysł Stwórcy. Kongregacja ds. Edukacji Katolickiej przypomina nam o tym, że podział świata na mężczyzn i kobiety jest działaniem przez Szefa zamierzonym, a więc - jak wszystkie Jego dzieła - dobrym. Ale już o to, co z tego podziału może wynikać dla społeczeństw i Kościoła, to kwestia otwarta.
Co to znaczy być kobietą w Polsce i polskim Kościele
Z drugiej strony dokument "Mężczyzną i kobietą stworzył ich. Z myślą o drodze dialogu w kwestii gender" nie powinien być odczytywany jako "dokument anty-gender". W pierwszej kolejności użycie słowa "dialog" sugeruje, że Franciszek gender nie demonizuje! Autorzy dokumentu stwierdzają też jasno, że nie ma niczego niewłaściwego w prowadzeniu badań z tego zakresu.
Co to dokładnie oznacza? Podejmując próbę przełożenia formalnego języka dokumentu na język codzienny, można pokusić się o stwierdzenie, że papież nie widzi problemu w uprawianiu tak zwanych gender studies, czyli w naukowym dociekaniu, dlaczego role płciowe rozpisane są tak, a nie inaczej. Franciszek nie zabrania nam zadawania pytań, dlaczego gotowanie i nasycanie przestrzeni wieków stało się doświadczeniem specyficznie kobiecym (taką refleksją podzieliła się kiedyś w wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego" Marta Dymek z "Jadłonomii"), dlaczego siła postrzegana jest jako atrybut męski, a subtelność - kobiecy, a także czemu męskim bohaterom Sienkiewicza wolno było się wadzić i zbójować, podczas gdy Oleńka Billewiczówna mogła dawać upust emocjom jedynie poprzez blednięcie i zaciskanie ust.
Co więcej, dokument zachęca do badań na temat tego, jak różnica płci jest przeżywana w różnych kulturach. Wolno nam - a w dzisiejszym świecie nawet powinniśmy - zwracać uwagę na niesprawiedliwość i dyskryminację, które nie wynikają przecież bezpośrednio z biologii, ale kultury. Omawiany dokument dyskryminacji ze względu na płeć nie przyklaskuje, lecz ją potępia. Widać, że członkowie Kongregacji ds. Edukacji Katolickiej zdają sobie sprawę z tego, że teoria gender jest po prostu konstruktem teoretycznym, który bywa użyteczny dla osób zajmujących się nauką, ale także ludzi, którzy w swojej pracy dotykają kwestii różnicy płci. Dla mnie ta koncepcja jest przydatna chociażby w pracy terapeutycznej - kiedy prowadzę sesje rodzin, to często pytam o "rodzinny gender", czyli o to, jakie prawa i obowiązki wynikają w danej rodzinie z faktu bycia kobietą albo mężczyzną.
W swojej pracy doktorskiej natomiast dotykam wątków genderowych w ujęciu kulturowym - bo próbuję znaleźć odpowiedź na pytanie o to, czy bohaterki kobiecego kina będąc takimi, jakie są, zwiastują sukces czy porażkę rewolucji feministycznej. Ideologia? Nie. Czysto naukowe rozważania, którym mogę oddawać się dlatego, że wiele lat temu ktoś mądry stwierdził, że płeć ma znaczenie biologiczne, ale także kulturowe. I wcale nie zrobił tego za złość Kościołowi.
Angelika Szelągowska-Mironiuk - psycholog i copywriter. Wierząca i praktykująca. Prowadzi bloga katolwica.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł