Papież ustanowił nowe święto. Zdziwisz się, jak ważne
Ostatnio w Kościele i w kraju działo się więcej niż dużo. I były to - wyjątkowo - właściwie same ważne sprawy. W związku z tym obawiam się, że w natłoku wydarzeń i emocji z nimi związanych mogła nam umknąć pewna decyzja Franciszka.
O co chodzi? Otóż pod koniec września, we wspomnienie świętego Hieronima, Franciszek listem apostolskim Aperuit Illis ustanowił III niedzielę zwykłą jako Niedzielę Słowa Bożego.
No i?
Mam nadzieję, że to tylko moje skrywane głęboko niedowiarstwo i zgorzknienie, których jeszcze się zawstydzę, ale… w ilu osobach na hasło „papież ustanowił Niedzielę Słowa Bożego” zrodziło się pytanie: „no i?”. To tylko kolejne święto, uroczystość, celebracja - fajnie, ale co z tego? To od razu pokazuje największe zagrożenia z nim związane: zupełne zignorowanie albo, skoro papież pisze o „szczególnym, uroczystym charakterze”, sfokusowanie na celebracji. Na tym, żeby odprawić rytuał, zaśpiewać podniosłą pieśń, odśpiewać Ewangelię, pobłogosławić lektorom i basta.
Dla jasności - nie chcę stawiać kreski na ewentualnych parafialnych obchodach nowej uroczystości (ani zresztą żadnej innej). Nie chcę być katolicką snobką, która jest chora, gdy zobaczy wręczany kaznodziei bukiet anturium, oczywiście w takt „Wystarczyła ci sutanna uboga”. Czy to nie jest miłe Panu? Nie ja jestem od oceny. Rzeczywiście, dawniej kompletnie nie czułam i nie rozumiałam wrażliwości wiejskiej parafii, w której się wychowywałam. Później, już podczas przygody nawrócenia, przaśność uznawałam z góry za bezmyślną i traktowałam ją jak najgorszą obelgę. Ostatecznie byłam neofitką, a latami widywałam w kościele mniej lub bardziej wyrafinowane formy „ubogacenia” celebracji świąt, uroczystości albo wydarzeń, jednocześnie rzadko kiedy słysząc o ich sensie. Zapadła mi w pamięć szczególnie peregrynacja kopii obrazu Jasnogórskiej Ikony: kilkugodzinna msza, chór, przedstawiciele i przedstawicielki wszystkich grup społecznych z gminy i parafii witający obraz rozmaitymi życzeniami, przekombinowane dekoracje, dużo, bardzo dużo złota, światełek i bukietów anturium. A w dwunastoletniej mnie - jedno pytanie, na które nikt w całej tej pompie wydawał się nie odpowiadać, tak jakby dorośli ludzie mówiący wierszyki do kopii obrazu to był najbardziej oczywisty widok świata: no i? Po co to wszystko?
I chociaż święte oburzenie na zewnętrzne estetyczne formy już dawno zgasło, to jednak właśnie tego się obawiam. Boję się, że świętowanie Niedzieli Słowa Bożego skończy się na zwyczajnym stwierdzeniu tego faktu i/lub różnych rodzajach akademii ku czci. Na wniesieniu księgi z pozłacanymi brzegami kartek. Tymczasem zupełnie nie o to chodzi.
Nauczmy w parafiach lectio divina. Bo czemu nie?
Słowo Boże to nie jest elegancki przedmiot. To nie jest oswojony domowy kotek. Słowo jest „żywe (…) i skuteczne, i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca” (Hbr 4, 12). Jest „lampą dla moich stóp i światłem na mojej ścieżce” (Ps 119, 105). Odwracając znane zdanie św. Hieronima - „nieznajomość Pisma jest nieznajomością Chrystusa” - to właśnie dzięki Słowu możemy poznawać Boga. A kluczem do tego jest relacja. W swoim motu proprio w formie listu apostolskiego Franciszek wprowadza nas w taką perspektywę. Już na początku podkreśla, że „konieczne jest, aby nie zabrakło w życiu naszego ludu tej decydującej relacji ze Słowem żywym, które Pan niestrudzenie kieruje do swojej Oblubienicy, aby mogła wzrastać w miłości i w świadectwie w wiary” (Aperuit Illis, 2). Tylko że do budowania relacji bierne wysłuchiwanie mszalnych czytań to stanowczo za mało.
Wierni poradzą sobie bez pielgrzymki do Medjugorje albo bez nowej kostki Bauma przed kościołem, ale mogą nie poradzić sobie bez księdza, który nie głosi Słowa
Byłoby więc najwspanialszym świętowaniem Niedzieli Słowa Bożego przede wszystkim wprowadzenie wiernych w osobistą lekturę Słowa. Nie poprzez grzmiące nawoływanie z ambony („w ilu domach Pismo Święte zakurzone leży na półce!” - czy to zdanie nie brzmi jakoś znajomo?), ale może krótkie (!) wprowadzenie do modlitwy, adoracja Najświętszego Sakramentu w ciszy i z przewodnim Słowem? Świadectwo kogoś świeckiego, kto realnie doświadczył mocy Słowa i żyje nim na co dzień? Jeśli tylko środki na to pozwalają, gest w lednickim stylu - ufundowanie Biblii (choćby i jednej Ewangelii, samego Nowego Testamentu czy Nowego Testamentu i psalmów) w kieszonkowym formacie dla parafian? Albo zupełna jazda bez trzymanki i zapoznanie wiernych z metodą lectio divina? Nie chodzi o to, żeby każdy koniecznie zapamiętał ten egzotycznie brzmiący schemat: lectio - meditatio - oratio - contemplatio - actio, umiał go wyrecytować (koniecznie po łacinie!) i do każdej lektury Pisma Świętego przykładał jak suwmiarkę. Raczej o to, że - po łacinie czy nie - lectio divina to sprawdzone od wieków bardzo proste narzędzie, które podprowadza do realnego spotkania ze Słowem. W tej sytuacji, w której obecnie jestem, z takim stanem ducha, jaki obecnie mam, z tym fragmentem, który znajduje się przede mną. Czy to wymagające? Jasne, że tak. Ale prawdziwej relacji nie da się zbudować w pięć minut. Musimy się nawzajem wysłuchiwać i poznawać - i do tego, właśnie w takiej wzajemnej formie, może posłużyć lectio divina.
Papieże apelują: księża, głoście…
Papież dużą część Aperuit Illis poświęca również homiliom. Pisze na przykład: „Homilia w szczególności nabiera szczególnego znaczenia, ponieważ posiada «charakter niemal sakramentalny» (Evangelii gaudium, 142). Wprowadzanie w głębokości Bożego Słowa, używając jeżyka prostego i odpowiedniego dla tego, kto go słucha, pozwala kapłanowi odkryć również «piękno obrazów, jakimi posługiwał się Pan, by pobudzać do praktykowania dobra» (Evangelii gaudium, 142). To jest duszpasterska okazja, której nie można stracić!” (Aperuit Illis, 5)
Przypominam sobie plejadę powracających argumentów za czytaniem listów i dokumentów Episkopatu zamiast homilii („musimy znać nauczanie Kościoła!”, „to nasi biskupi i mamy ich słuchać!”, „w posłuszeństwie Kościołowi zawsze czytam listy biskupa!”, „święty Paweł też pisał listy!”). Przypominam sobie wszystkie msze w pierwsze niedziele miesiąca, na których homilie zastępowano krótką adoracją Najświętszego Sakramentu. Mam w tym momencie mnóstwo złośliwych komentarzy. Powtórzę jednak tylko za Franciszkiem: homilia „to jest duszpasterska okazja, której nie można stracić!” Kropka. Roma locuta, causa finita.
Chociaż może warto dodać jedną rzecz - to, jak pięknie i stanowczo pisał o tym Benedykt XVI w adhortacji Verbum Dei. „Już w posynodalnej adhortacji apostolskiej Sacramentum caritatis przypomniałem, że «ze względu na wagę słowa Bożego, rodzi się konieczność poprawienia jakości homilii. Jest ona bowiem „częścią czynności liturgicznej”; ma za zadanie dopomagać pełnemu zrozumieniu oraz oddziaływaniu słowa Bożego na życie wiernych ». Homilia uaktualnia przesłanie Pisma Świętego, ażeby wierni mogli odkryć obecność i skuteczność słowa Bożego w swoim codziennym życiu. Powinna ona ułatwić zrozumienie sprawowanej tajemnicy, zachęcić do misji, przygotowując zgromadzenie do wyznania wiary, modlitwy powszechnej i liturgii eucharystycznej. Niech więc to zadanie naprawdę wezmą sobie do serca ci, których specyficzną posługą jest głoszenie Słowa.” (Verbum Dei, 52)
Tak więc skoro, drodzy księża, Waszą specyficzną posługą jest głoszenie Słowa podczas mszy, to je głoście. Nie macie czasu, żeby się przygotować? Wierni poradzą sobie bez pielgrzymki do Medjugorje albo bez nowej kostki Bauma przed kościołem, ale mogą nie poradzić sobie bez księdza, który nie głosi Słowa (najlepiej codziennie, do czego zachęca Benedykt w dalszych słowach adhortacji). Nie czujecie się mocni w publicznym przemawianiu? Spokojnie. Naprawdę nie chodzi tu o was. Gedeon został „dzielnym wojownikiem”, jąkający się Mojżesz - charyzmatycznym liderem, a oślica Baalama przemówiła. A bez porządnej homilii Niedziela Słowa Bożego nie może się udać.
… świeccy, wy też!
Z drugiej strony - to nie ksiądz, ale ja, świecka, jestem odpowiedzialna za moją relację z Bogiem. Może więc nie warto od razu nabijać się z utartej frazy o zakurzonej Biblii? Jestem katolikiem, jestem katoliczką - jak często sięgam po Słowo? Mój proboszcz nie daje mi przykładu, nie głosi homilii, nie zapala? Tym bardziej. Pismo Święte mam dostępne w dziesiątkach wydań papierowych. W kilku tłumaczeniach. Za darmo w internecie i w aplikacji mobilnej. Do tego rozmaite konferencje, nauczania, portal Orygenes.pl, seria na temat modlitwy Adama Szustaka OP i inne filmy na stronie dominikanie.pl… Ostatnie na co można zrzucić winę za swoją niechęć do czytania Biblii, to brak inspiracji i wskazówek.
A jeśli nie wiadomo, jak zacząć? Jest tylko jedna sprawdzona metoda. Najlepiej… po prostu zacząć. Inaczej nigdy nie poznam Go, tak, jak mogę Go poznać przez Słowo.
Ekumeniczne mosty dzięki Słowu
Last, but not least. Franciszek mocno podkreśla ekumeniczną perspektywę świętowania Słowa. „Ta Niedziela Słowa Bożego staje się odpowiednim momentem tego okresu roku, w którym jesteśmy wezwani do wzmocnienia więzi z wyznawcami judaizmu oraz do modlitwy o jedność chrześcijan. Nie jest to przypadek: celebrowanie Niedzieli Słowa Bożego wyraża charakter ekumeniczny, ponieważ Pismo Święte wskazuje tym, którzy się w nie wsłuchują, drogę do przebycia, aby dojść do trwalej i autentycznej jedności.” (Aperuit Illis, 3)
Pozytywny przykład jest na wyciągnięcie ręki - w październiku rozpoczęły się zajęcia pierwszej w Polsce Ekumenicznej Szkoły Biblijnej. Organizatorami są Archidiecezja Łódzka i łódzki oddział Polskiej Rady Ekumenicznej. „Celem nowo powstającej Szkoły Biblijnej ma być przede wszystkim pogłębienie życia chrześcijańskiego w świetle żywego Słowa Bożego, a także wprowadzenie w historię biblijną oraz egzegezę tekstu biblijnego. Szkoła ma pomóc poznać się nawzajem i wymieć doświadczeniem spotkania ze Słowem Bożym. Wykładowcami szkoły będą przedstawiciele różnych Kościołów chrześcijańskich, którzy zaangażowani są w poznawanie, badanie, studiowanie, a także nauczanie Pisma Świętego” - czytamy na stronie archidiecezji. Okazało się, że jest znacznie więcej chętnych niż miejsc, nie tylko z Łodzi, ale z całej Polski. I to naprawdę dobra wiadomość.
To jedno marzenie
Puenta? Tylko jedno zdanie, a jednocześnie największe marzenie związane z Niedzielą Słowa Bożego. Niech wreszcie popchnie nas wszystkich do praktycznego celebrowania Słowa - i to codziennie, bez względu na święto i okres liturgiczny.
To musi się dobrze skończyć.
Skomentuj artykuł