Piłkarski cud w Cisnej
Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, to informuję, że ten uratowany remis z Grecją to zasługa proboszcza z Cisnej. Tak, tak - ten obroniony karny, ta nie uznana bramka dla rywali i to, że sędzia nie podyktował "jedenastki" za "rękę" naszego obrońcy we własnym polu karnym, to wszystko dzięki mądrości bieszczadzkiego księdza. Ja przynajmniej jestem o tym święcie przekonany i mocno w to wierzę.
Boże Ciało w Bieszczadach ma swój niezaprzeczalny koloryt. Kościół i wierni są tu raczej ubodzy, ale serdeczni i życzliwi. W Cisnej, która liczy około 500 mieszkańców, w procesji niesiono tylko dwa stare feretrony, baldachim był miniaturowy, a cztery ołtarze skromne. Ale za to asystowało kilkudziesięciu ministrantów płci obojga, dzieci wyjątkowo obficie sypały płatkami polnych kwiatów, a donośny śpiew rozlewał się po dolinie Solinki, gdzieś między Małym Jasłem, Honem, Horebem i Łopiennikiem. Ludzi szło sporo, pewnie po połowie gości i autochtonów.
Proboszcz jeszcze w kościele prosto i ładnie wyjaśnił sens wychodzenia z murów świątyni, czym faktycznie zachęcił do udziału w procesji. A podczas ogłoszeń parafialnych niespodziewanie pojawił się wątek futbolowy. Wszak był to czwartek, dzień przed otwarciem Euro 2012 i naszym meczem z Grekami. Ksiądz zatem czyta ogłoszenia, potem przypomina porządek nabożeństw, gdy w pewnym momencie dochodzi do wieczornej mszy w piątek, TEN piątek. I mówi mniej więcej tak: Moi drodzy, wszyscy przecież dobrze wiecie, że ewentualną wygraną naszych piłkarzy trzeba rozpatrywać w kategorii cudu. Przyjdźcie więc najpierw na mszę, pomódlcie się o ich powodzenie, a potem kibicujcie! A że mecz miał się zacząć o 18.00, proboszcz przesunął wieczorną mszę na 16.30. Ludzie z uznaniem kiwali głowami. Potem w procesji słyszałem komentarze, że ksiądz "życiowy".
Tak oto proboszcz z Cisnej wyszedł do ludzi, dając do zrozumienia, że Kościół jest po ich stronie. Nie tylko w sprawach wiary i moralności, ale także w sprawach tego świata. Przekaz był prosty, a jednocześnie niezwykle silny. Okazało się nagle, że Kościół nie zawsze musi rywalizować z celebracjami i "religiami" XXI wieku, ale w niektórych wypadkach może z nimi współgrać. Z tego prostego gestu przesunięcia mszy o półtorej godziny oraz z tych dwóch zdań księdza wyłoniła się wiara "ludzka", która z łatwością opuszcza mury świątyni i przenika naszą codzienność. Nawet tę futbolową, wraz z mizernymi osiągnięciami naszych piłkarzy w ostatnich latach i wraz z oczekiwaniami kibiców, jak zwykle ponad miarę.
I tak tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego, jaki zabrzmiał na Stadionie Narodowym w Warszawie, w małej bieszczadzkiej wiosce na ołtarzu lokalnego kościółka złożona została ofiara w intencji powodzenia naszej reprezentacji piłkarskiej. A że tylko zremisowali? Nie wymagajmy zbyt wiele od proboszcza z Cisnej i jego parafian. Może gdyby cały kraj zjednoczył się w takiej przedmeczowej modlitwie, naszym poszłoby lepiej?
P. S.
Skomentuj artykuł