Po co błogosławić McDonalda?
Pobłogosławienie i pokropienie wodą święconą restauracji nie jest niczym nadzwyczajnym, nie tylko w Polsce. Więc w czym problem?
To już było. W styczniu 2015 roku otwierano restaurację amerykańskiej sieci barów szybkiej obsługi w Żywcu. Dla lokalnej społeczności było to naprawdę ważne wydarzenie. Między innymi dlatego, że powstało 60 miejsc pracy. Jak donosiły media, na uroczystości nie zabrakło m.in. władz miasta, radnych i innych oficjeli. Lokal został również poświęcony przez księdza. Właśnie w związku z tym, w niektórych bulwarówkach i w internecie pojawiły się kpiny, drwiny, memy, ktoś nawet nakręcił prześmiewczy filmik.
Więc tym razem, w związku z podobnym wydarzeniem w Nakle nad Notecią sprzed kilku dni, mamy do czynienia tylko z powtórką. Chociaż jest też nowy element. Tym razem o sprawie wypowiedział się przedstawiciel polskiego episkopatu oraz ksiądz liturgista z cenzusem doktora habilitowanego. Obaj zapewnili, że w błogosławieniu obiektu gastronomicznego nie ma nic złego. Naukowiec objaśnił, że błogosławieństwo oznacza dla proszących o nie "rzeczywistość duchowej korzyści i chroni od złych rzeczywistości nadprzyrodzonych". Tym sposobem medialny żywot mocno naciąganej sensacyjki został przedłużony o kilka dni.
W rzeczywistości pobłogosławienie i pokropienie wodą święconą restauracji nie jest niczym nadzwyczajnym, nie tylko w Polsce. Na całym świecie, gdziekolwiek mieszkają katolicy, można znaleźć takie zakłady zbiorowego żywienia. Podobnie jak można znaleźć pobłogosławione domy, mieszkania, szkoły, biblioteki, szpitale, urzędy, sklepy i inne zakłady pracy, obiekty sportowe. W drugiej części dwutomowej księgi "Obrzędy błogosławieństw" są również stosowne modlitwy odmawiane podczas błogosławienia urządzeń technicznych, narzędzi pracy, zwierząt, pól, zasiewów i pastwisk.
"Obrzędy" przynoszą też wyjaśnienie, że chrześcijanie nie tylko potrafią rozpoznać ślady Bożej dobroci we wszystkich rzeczach stworzonych, lecz także wszystkie wydarzenia na świecie odczytują jako znaki ojcowskiej opatrzności, z jaką Bóg wszystkim rządzi. "Zawsze więc i wszędzie istnieje okazja do modlitwy, do wyrażania Bogu ufności i składania należnego dziękczynienia". Jest więc stosowne, aby ów zmysł wiary, dzięki któremu wyznawcy Jezusa Chrystusa dostrzegają obecność Boga we wszystkich życiowych wydarzeniach, wyrażał się w specjalnych obrzędach sprawowanych wtedy, gdy zaczynają używać pewnych rzeczy lub wchodzą do nowo zbudowanych pomieszczeń. "Albowiem samego Boga błogosławimy i składamy Mu dziękczynienie za nowe rzeczy lub budowle i prosimy Go o obfite błogosławieństwo dla ludzi, którzy będą korzystali z dobrodziejstwa danych dzieł lub przedmiotów".
Zresztą, nie trzeba wcale zaglądać do teologicznych uzasadnień błogosławieństw, aby wiedzieć, że są one w życiu człowieka wierzącego czymś zwyczajnym, normalnym i potrzebnym. Każdy, kto choć raz uczestniczył w procesji Bożego Ciała, słyszał powtarzaną przy każdym z czterech ołtarzy modlitwę: "Błogosławieństwo Boga wszechmogącego niech strzeże i zachowa to miejsce, jego mieszkańców i ich warsztaty pracy, a także role i urodzaje ziemskie...". Jej treść jest oczywistością i nikomu nie przychodzi do głowy, aby robić aferę z powodu tego błogosławieństwa, obejmującego spory kawałek doczesności i zwykłego ludzkiego życia. Nie ma więc prawdziwego problemu z błogosławieniem także nowej restauracji globalnej sieci gastronomicznej.
Problem leży gdzie indziej. Dlaczego od czasu do czasu obecność duchownego odmawiającego modlitwę i machającego kropidłem rodzi wątpliwości i niepokój nie tylko ludzi sceptycznie nastawionych do wiary i jej publicznego okazywania, ale również pobożnych, zaangażowanych katolików? Skąd u nich wrażenie, że w niektórych sytuacjach możemy mieć do czynienia z przesadą, a może nawet nadużyciem? Skąd zażenowanie, którego nie starają się ukryć? Czy to wynik ostrożności i obawy, że wynikający z wiary chrześcijańskiej obrzęd potraktowany zostanie jak magiczne zaklęcie? Może chodzi o niedobre doświadczenia dotyczące instrumentalizacji wiary i Kościoła?
Błogosławienie wymaga roztropności, m. in. polegającej na uwzględnieniu okoliczności, w jakich się odbywa. Czasami trzeba krótkiego wyjaśnienia. Po to, aby błogosławieństwo nie okazało się niezrozumiałym dla uczestników i obserwatorów wydarzenia ozdobnikiem, w którym najważniejsze jest machanie kropidłem.
ks. Artur Stopka - dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI.
Skomentuj artykuł