Po to mamy normy, aby się ich trzymać
Jeśli nawet na boku zostawimy kwestie prawne, Instrukcja Episkopatu Polski z 1979 r. jasno podaje, że pieśni i kolędy w kościele nie mogą być odtwarzane z płyt. Niestety dzieje się tak często. A jak zaznaczył Jan Paweł II, przestrzeganie norm liturgicznych jest wyrazem miłości do Kościoła. Czym więc jest ich ignorowanie?
Jola Szymańska, w swoim opublikowanym wczoraj felietonie, analizowała legalność odtwarzania muzyki w kościołach, z punktu widzenia prawa świeckiego. Adeptkę prawa, do rozważań poświęconych temu tematowi, skłoniło doświadczenie takiej sytuacji - podczas Mszy świętej odtworzono kolędy w wykonaniu braci Golec.
Zapewne kolędy te brzmiały lepiej niż w wykonaniu miejscowego organisty, więc estetyczne motywy takiej muzycznej "oprawy" liturgii mogą wydawać się zrozumiałe. Jak zauważyła Autorka, nie pomogło to jednak zebranym wiernym we włączeniu się w śpiew. Zdarza się również czasem, że nupturienci życzą sobie, by podczas liturgii ślubnej odtwarzano pieśni i utwory, gdyż jest to po prostu ładniejsze i, cóż, tańsze.
Słuszne wątpliwości można jednak mieć nie tylko analizując problem z punktu widzenia prawa autorskiego, ale również prawa kościelnego, które... takich praktyk stanowczo zabrania.
Instrukcja Episkopatu Polski z 1979 roku, nie pozostawia żadnych wątpliwości:
"Muzyka w czasie sprawowania czynności liturgicznych winna być wykonywana "na żywo", dlatego nie wolno zastępować śpiewu zgromadzonych lub gry na instrumentach muzyką odtwarzaną za pomocą aparatów, np. magnetofonu, adapteru, radia itp. Nic nie stoi na przeszkodzie, by poza liturgią odtwarzać niekiedy muzykę religijną z płyt czy taśm, aby w tego rodzaju audycjach udostępnić wiernym arcydzieła muzycznej twórczości religijnej dla wytworzenia odpowiedniego nastroju lub też celem wyrabiania w nich dobrego smaku muzycznego" (punkt 30).
Nie można zapominać, że "Muzyka, a zwłaszcza śpiew, jest nie tylko ozdobą uroczystej liturgii, ale jest jej integralną częścią" (punkt 4).
Niestety, w obliczu wszelkiej sztuczności, która wbrew duchowi liturgii otacza nas w kościołach (od materiałów, z których wykonane są szaty liturgiczne zaczynając, na olejowych świecach ołtarzowych kończąc), zanika zdrowe wyczucie liturgiczne (i estetyczne!).
Osoby, które miały kiedyś w rękach dobre śpiewniki z kolędami, zdają sobie również sprawę z tego, że nie wszystkie z tych pięknych i tradycyjnych utworów można wykonywać podczas liturgii. Istnieje podział na kolędy kościelne (liturgiczne) i domowe (pastorałki). Do tych ostatnich należą np. "Oj maluśki maluśki", "Jezu śliczny kwiecie" (jedna z moich ulubionych!), "Hej w dzień narodzenia", "Gore gwiazda Jezusowi" czy "A wczora z wieczora".
Nie można również podczas Mszy wykonywać utworów nowych, nie posiadających aprobaty Konferencji Episkopatu Polski lub biskupa miejsca.
Niestety, odpowiedzialni za liturgię i muzykę liturgiczną (przede wszystkim kapłani, organiści i schole) albo nie znają kościelnego prawa (co nie powinno mieć miejsca), albo je bagatelizują lub ignorują.
Przepisy liturgiczne nie są po to, żeby uprzykrzać życie twórczym celebransom czy ciekawym twórczości lub klerykalizującym się wiernym.
Kościół w swojej mądrości chroni nimi największy skarb, źródło i szczyt swojego życia. Chroni i wskazuje na sens celebracji, na to, że liturgia nie jest niczyją własnością, że nie ma w niej miejsca na indywidualną twórczość.
Jak zaznaczył papież Jan Paweł II, przestrzeganie norm liturgicznych jest wyrazem miłości do Kościoła (Ecclesia de Eucharistia 22). Czym więc jest ich ignorowanie?
Skomentuj artykuł