Pod specjalnym nadzorem
Kościół wymaga specjalnego traktowania. I nie powinno ono iść w stronę nietykalności, braku kontroli. Wręcz odwrotnie.
Spotykamy się z obroną Kościoła polegającą na zestawianiu pedofilii wśród kleru z pedofilią w innych środowiskach. Rozumiem troskę o to, by "szumem medialnym" wokół kleru nie zakrywać zagrożeń czyhających na dzieci gdzie indziej. Ale wydaje mi się, że taka obrona Kościoła raczej mu szkodzi. Dlaczego?
Brzmi to trochę jak Hitler wołający, że Stalin jest od niego gorszy, więc trzeba wspomóc führera w walce z bolszewią. Poważniej wygląda mówienie, że procenty wśród księży są mniejsze niż wśród innych wychowawców.
Szkopuł w tym, że te (mniejsze) procenty nie muszą odzwierciedlać skali pedofilii, a raczej mogą wskazywać na to, że w danym środowisku wykrywalność jest mniejsza, a więc krycie przestępstw skuteczniejsze. Trzeci problem to podważanie wagi szczególnego zaufania społecznego, jakim obdarzano kapłanów. Bo skoro murarzom powinniśmy poświęcić tyle samo wagi co księżom, to znaczyłoby, że ich rola społeczna jest taka sama. To paradoksalnie godzi w szczególny status Kościoła. Nie wiem, czy autorom takich porównań chodzi o takie "odsakralizowanie".
Moim zdaniem Kościół wymaga jednak szczególnego traktowania. I nie powinno ono iść w stronę nietykalności, braku kontroli, nieinteresowania się przez media, pozostawienia go sobie samemu. Wręcz odwrotnie, wymaga specjalnego nadzoru, większego niż inne środowiska wychowawcze. Bo on otacza opieką tam, gdzie państwo jest jeszcze niewydolne. A wykorzystywanie seksualne nieletnich najczęściej dotyka właśnie tych zaniedbanych.
Murarzom (z całym szacunkiem dla murarzy) ufamy w cokolwiek innych sprawach: gdy wchodzimy do budynku. Dlatego gdy budowlaniec jest np. oskarżony (tylko oskarżony) o błędy w sztuce "murarskiej", odsuwa się go od budowy, zanim zostanie skazany. Natomiast w kwestiach pedofilskich powinien być traktowany jak każdy inny oskarżony, np. ma prawo do ochrony wizerunku. A ksiądz nie ma takiego prawa. Trudno. Taki "zawód".
Nie może być tak, że kapłan, nawet tylko oskarżony (wiarygodnie), będzie głosił rekolekcje dla dzieci. Że zapraszający go nie będzie wiedział o ciążących na nim zarzutach. Potrzebny jest specjalny nadzór właśnie dlatego, że chodzi o kogoś o specjalnym statusie. I wtedy "specjalne traktowanie" nie jest klerykalizmem, lecz antyklerykalizmem.
Wiem, że w takiej sytuacji księża są już "napiętnowani", gdy im jeszcze winy nie udowodniono. Ale to są koszty specjalnego statusu. Ktoś, kto podejmuje taką pracę, musi się z tym liczyć (nie tylko duchowni). Pod specjalnym nadzorem oznacza też upublicznienie środków zapobiegawczych, a więc narażenie dobrego imienia.
I przeciwko temu też nie ma co protestować…
Jacek Siepsiak SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM i redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe". Tekst ukazał się pierwotnie w Gazecie Krakowskiej
Skomentuj artykuł