Polityka, panie dzieju
O polityce rozmawiają wszyscy: mądrzy i głupi, szczęśliwi i nieszczęśliwi, ważni i zupełnie nieważni. Częściej mówi się o niej źle niż dobrze, a większość ludzi kojarzy ją z władzą. Jak i kiedy papież Bergoglio posługuje się tym słowem i co przez nie rozumie?
W czasach nam bardziej współczesnych ważną definicję polityki dal światu Paweł VI, który powiedział kiedyś, że "polityka jest najwyższą i najbardziej wymagającą formą caritas". Nie ma rady, musimy jeszcze przyjrzeć się temu łacińskiemu "caritas" - oznaczało ono uszanowanie, szacunek, miłość wreszcie. W chrześcijańskim systemie pojęciowym znajduje zastosowanie jako "czynna miłość bliźniego, wypływająca z miłości do Boga". No, a gdzie ta władza?
Papież Franciszek miał do czynienia z władzą - i z polityką - od małego. Żył w kraju, w którym polityka wchodziła drzwiami i oknami, władza nie dawała o sobie zapomnieć, a i on sam wyrokami swych przełożonych musiał także sprawować władzę - jako przełożony jezuitów, szef instytucji akademickich i potem jako biskup. W słynnej rozmowie ze swym argentyńskim przyjacielem rabinem Skórką (tak, tak, rodzina Skórków z naszych Końskich) powiedział, że polityka stanowi wyższą formę troski o społeczeństwo i z tego tytułu zaangażowaniu politycznemu należy się szacunek. Dodał jeszcze, że wszyscy jesteśmy powołani do tego zaangażowania.
Już jako papież, w słynnym przemówieniu do Kongresu Stanów Zjednoczonych, Franciszek zwrócił uwagę, że celem każdej polityki jest dobro wspólne. Tutaj kółko nam się zamyka. Dobrze jest zachować w głowie ten ciąg słów-kluczy, które należałoby odnosić do polityki: troska, szacunek, dobro wspólne.
Kościół - jako instytucja - przeżył w ciągu 2000 lat swej historii rozmaite warianty relacji z polityką. W szerokim sensie tego słowa uprawiał ją i uprawiać będzie zawsze. W węższym - tym związanym z władzą - mieliśmy różne przypadki, od władzy totalnej, mającej wymiar państwowo-militarny, aż do władzy ograniczonej do konfesjonału. Mamy więc na koncie przebogate doświadczenie, które jest zarazem równoległe do różnorakich postaci i wersji polityki, z jakimi mieliśmy do czynienia w świecie nie-kościelnym. Kierując się soborową zasadą "Ecclesia semper reformanda" - a więc zawsze gotów do zmiany, do reformy, Kościół zadaje sobie stale pytanie o swą relację do polityki i o swoje własne jej rozumienie.
W listopadzie 2015 miała miejsce we Florencji "Narodowa Konferencja Kościoła Włoskiego", która co 5 lat gromadzi aktywnych duchownych i zaangażowany laikat tego kraju. Prymas Włoch, jakim jest każdorazowy papież, uczestniczył w tym zgromadzeniu osobiście i wygłosił tam przemówienie, które warto też zadedykować nam, Polakom. Obiecuję, że kiedyś skupię się na wypowiedzianych wtedy słowach Franciszka, na razie tylko odwołam się do kilku z nich.
Papież wyliczył trzy uczucia, którymi należy kierować się w życiu i podejmowaniu decyzji: pokora, bezinteresowność i duch błogosławieństw (tych z Kazania na Górze). Oczywiście znów popełnił kolejną swoją "niestosowność", stawiając obok św. Franciszka i św. Filipa Neri wykreowaną lata temu przez wielkiego Fernandela postać don Camillo. Ten filmowy święty-nieświęty mówił sam o sobie "jestem biednym wiejskim księdzem, który zna każdego ze swych parafian, kocha ich, zna ich bóle i radości, cierpi z nimi i śmieje się z nimi". W tym właśnie kontekście Franciszek zapytał, czy Kościół włoski ma mówić do ludzi "przyjdźcie do mnie wszyscy" czy też "idźcie precz, przeklęci".
Franciszek nie byłby sobą, gdyby uniknął tonu osobistego: "Uczulam was także w sposób szczególny na umiejętność dialogu i spotkania. Prowadzenie dialogu to nie negocjowanie. Negocjowanie jest staraniem, by wykroić dla siebie «porcję» wspólnego tortu. Nie to mam na myśli. Chodzi o dążenie do wspólnego dobra dla wszystkich. Dyskutowanie razem, zaryzykowałbym powiedzenie: oburzanie się razem, myślenie o najlepszych rozwiązaniach dla wszystkich. Wielokrotnie spotkanie jest uwikłane w konflikt. W dialogu dochodzi do konfliktu: jest rzeczą logiczną i do przewidzenia, że tak jest. I nie powinniśmy się tego obawiać ani ignorować, ale winniśmy to zaakceptować."
Na zakończenie wyznał: "Pamiętajcie ponadto, że najlepszym sposobem na prowadzenie dialogu (…) jest robienie czegoś razem, budowanie razem, projektowanie — nie sami, między katolikami, lecz razem ze wszystkimi, którzy mają dobrą wolę. I nie należy obawiać się wyjścia na zewnątrz, koniecznego w każdym autentycznym dialogu. W przeciwnym wypadku nie jest możliwe zrozumienie racji drugiego ani zrozumienie do głębi, że brat liczy się bardziej niż stanowiska, które uważamy za dalekie od naszych, choćby autentycznych przekonań. To jest brat."
Trudno w obliczu takich deklaracji powstrzymać się od marzenia, aby podobne zasady przyświecały polityce, zarówno kościelnej jak i zupełnie świeckiej - tej, która jest naszym chlebem powszednim, i od której często odwracamy się tyłem. Zapominając, że odwrócenie się to też polityka…
* * *
"W kręgu Franciszka" to nowy cykl felietonów autorstwa Piotra Nowiny-Konopki. Kolejne części tylko na DEON.pl
Moje 3-letnie ambasadorowanie przy Watykanie było niespodziewanym przywilejem i okazją do codziennego śledzenia niezwykłego pontyfikatu sprawowanego przez jezuitę "z drugiego końca świata". Niemal każdego dnia patrzyłem na zwierzchnika Kościoła, który postanowił pozostać "zwykłym człowiekiem", jak każdy z nas. Od 13 marca 2013 roku Franciszek zaskakuje, a nawet szokuje, wciąż przecież gromadząc wokół siebie osoby i grupy znajdujące w nim inspirację, autorytet i wzór pasterza na nowe czasy. Chcę Państwu o tym opowiadać w sposób w miarę możności regularny, odwołując się do słów Papieża i pokazując ludzi, o których można powiedzieć, że znalazły się "w kręgu Franciszka". Stąd nadtytuł mojej pisaniny.
* * *
Piotr Nowina-Konopka - działacz katolicki, w latach 1980-1989 w opozycji demokratycznej, w latach 1991-2001 poseł, kilkukrotny minister, negocjator członkostwa RP w UE, przewodniczący Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana, były ambasador RP przy Stolicy Apostolskiej, obecnie na emeryturze.
Skomentuj artykuł