Potrzebujemy odejść od magicznego myślenia o Bogu, Kościele i duchownych
Pandemia, którą przeżywamy, pokazała przykłady takiego myślenia. Ciało Chrystusa zarazków nie przenosi. No przecież. Kapłańskie ręce namaszczone świętym olejem też nie powinny, a jednak. Skąd to się wzięło?
Mieliśmy już wiele osób, które ogłaszały karę za grzechy w postaci zarazy czy głoszące atak na Kościół, w postaci społecznej kwarantanny. Myślę, że równie powszechne są insynuacje, że problemy psychiczne mogą być opętaniami czy działaniami złego ducha. Widziałem i słyszałem też o sytuacjach, w których realne działanie próbowano zastąpić modlitwą. No bo przecież Bóg może interweniować i problem rozwiązać, prawda? Prawda, ale nie po to otrzymaliśmy rozum i możliwość działania, by ze wszystkim biegać do Boga i oczekiwać cudów jak od złotej rybki.
Próba rozwiązywania problemów psychicznych - depresji czy innych stanów lub problemów wymagających pomocy psychoterapeutycznej czy psychiatrycznej - za pomocą egzorcyzmów czy modlitw wstawienniczych, a nawet “terapią z Jezusem”, to chyba już klasyk w katolickim podejściu.
Słyszałem o historii kobiety, która prosiła, by osoby z jej grupy modliły się o męża dla niej, a było po prostu widać, że potrzebuje zadbać o swoją higienę i atrakcyjność. Proste, prawda? Właśnie po to otrzymaliśmy od Boga natchnienie, by znaleźć zastosowanie wody, mydła, kosmetyków i rozumu.
Znam też sytuację, w której zamiast wizyty u mechanika właściciel samochodu modlił się o to, by usterka znikła. Wizyta u mechanika się w końcu odbyła i po kilku dniach omadlany przez miesiące problem, został naprawiony. Że też Bóg musiał ten cud zrobić w warsztacie, a nie na oczach właściciela samochodu i jego wspólnoty.
Pandemia, którą przeżywamy pokazała kolejne przykłady takiego sposobu myślenia. Ciało Chrystusa zarazków nie przenosi. No przecież. Kapłańskie ręce namaszczone świętym olejem też nie powinny, a jednak. Widocznie ręce kapłanów były niestarannie namaszczone w czasie święceń i znalazły się takie miejsca, do których wirus mógł się przyczepić i pozarażać duchownych.
Skąd to myślenie? Na pewno łatwiej wrzucić problem do dziedziny tych duchowych, tych, na które przecież nie mamy dużego wpływu. Musimy się zatem modlić, pościć i dawać jałmużnę, oczekując Bożej interwencji, zamiast podjąć realne działania i wysiłek, by problem rozwiązać. Łatwiej, tylko jakoś tak mało skutecznie, ale to nie moja wina. To przecież Bóg nie interweniuje!
Łatwiej też, w przypadku problemów czy przeciwności, powiedzieć, że to zły duch mnie atakuje, zamiast wziąć odpowiedzialność za własne czyny czy niepowodzenia. Poza tym, lepiej się wtedy wygląda, bo to znaczy, że ja taki święty jestem, a zły, chcąc zniszczyć moją świętość, rzuca mi kłody pod nogi. Fakt, że się nie przyłożyłem do nauki na egzamin czy nie zorganizowałem odpowiednio czasu, by wypełnić swoje obowiązki, to już nie tak duża sprawa jak ataki złego ducha. No i trochę rzuca na mnie negatywne światło.
A może po prostu trzeba zejść na ziemię i zacząć robić to, co do mnie należy, a modlitwę traktować jak rozmowę i spotkanie z Bogiem, a nie rzucanie magicznych zaklęć na rzeczywistość?
Oprócz tego, że takie postawy to niezdrowe i często magiczne myślenie, traktujące Boga jak maszynkę do robienia cudów oraz łatwy sposób na usprawiedliwianie swojej bezczynności i unikanie odpowiedzialności za życie, to takie postawy stawiają też Boga w nieprawdziwym i niekorzystnym świetle. Skoro usterka samochodu, niezdany egzamin czy epidemia są problemami duchowymi, to tylko Bóg ma wpływ na ich rozwiązanie i to On postawił mnie w trudnej sytuacji. Jeśli On mnie nie ratuje z tych opresji, to znaczy, że…? Nie lubi mnie? Nie kocha mnie? Nie wysłuchuje mnie? Ma taki plan, żebym się męczył albo taki dał mi Krzyż? A może po prostu trzeba zejść na ziemię i zacząć robić to, co do mnie należy, a modlitwę traktować jak rozmowę i spotkanie z Bogiem, a nie rzucanie magicznych zaklęć na rzeczywistość?
Oczywiście, nie chodzi tu o negowanie działania Boga. Widziałem i wiem, że Bóg przychodzi ze swoimi ponadnaturalnymi interwencjami, ale jestem przekonany, że nie po to stworzył naturalne procesy, żeby ciągle w nich grzebać. Nie po to Bóg dał nam różne umiejętności, wynalazki, rozum i naukę, by ciągle wiązać nam sznurówki. Potrzebujemy też pamiętać, że relacja z osobą nie polega na ciągłym wysyłaniu do niej listy swoich życzeń niczym do Mikołaja przed szóstym grudnia.
Myślę, że dziś bardzo powszechnie w Kościele katolickim potrzebujemy odejść od magicznego myślenia o Bogu, Kościele i duchownych, wziąć odpowiedzialność za życie we własne ręce. Potrzebujemy też, by duchowni nie uczyli wierzących uciekania od odpowiedzialności poprzez zrzucanie jej na Boga, ale podejmowanie jej przy równoczesnym uwzględnianiu bożej obecności i bożego prowadzenia - nie oczekując, że Bóg rozwiąże problem za nich.
Skomentuj artykuł