Przybiłbym z papieżem piątkę
Nagranie papieża usuwającego rękę przed pocałunkami wiernych zszokowało opinię publiczną. Może po prostu bulwersuje nas normalność?
Nagłówki mówią same za siebie. "Niepokojące nagranie", "kontrowersyjne zachowanie" czy nawet przypisywanie Franciszkowi słów "przestańcie mnie całować w pierścień!". Dowiadujemy się, że "papież porzuca długowieczną tradycję", przez co "katolicki świat osłupiał". Sprawa zaskakuje do tego stopnia, że tylko jedno wyjaśnienie jest możliwe - po prostu "papież oszalał". Te wszystkie fragmenty w cudzysłowach to tytuły, które przewinęły się przez polskie media. Jak je teraz czytam, to pękam ze śmiechu.
Nie trzeba daleko szukać. Na DEONie też zastanawialiśmy się nad przyczyną nietypowego zachowania Franciszka, które widać na krążącym w sieci nagraniu z wizyty w Loreto. Jeśli tak się złożyło i jakimś cudem ominął was ten viral, to pokrótce - papież usuwał rękę przed pocałunkami kolejki wiernych, którzy chcieli mu oddać w ten sposób cześć i szacunek. Nagranie trwa 13 minut i całość można zobaczyć na youtubowym kanale Vatican News.
13 minut to bardzo, ale to bardzo dużo pocałunków. BBC policzyło, że papieża chciało przywitać przynajmniej 113 osób. Dlaczego nie dał im oddać czci tak, jak sami pragnęli? Rzeczywistość ponownie wyprzedziła jak najdalej biegnące spekulacje, które z odmowy całowania w dłoń uczyniłyby i łamanie tradycji, i dobry powód do rezygnacji Franciszka z papieskiego urzędu. Jak podała w czwartek Stolica Apostolska, "papież nie chciał, by ludzie pozarażali się od siebie nawzajem" - wyjaśnił rzecznik Alessandro Gisotti. Zatem chodziło wyłącznie o względy higieniczne. Zresztą nie trzeba dużo starań, żeby zobaczyć, że papież niewiele zmienił pod kątem tradycji. Wystarczy odpalić sam początek sceny, by zobaczyć papieża całowanego w dłoń przez co najmniej kilkanaście osób, ale w mediach ostały się nieco komiczne próby ucieczki ręki Franciszka.
Mija kilka dni i już w środę świat obiegły zdjęcia papieża całowanego w dłoń przez siostrę Marię Concettę Esu, pracującą od 60 lat w Afryce misjonarkę i położną, która pomogła przyjść na świat ponad 3000 (!) dzieci. Gdy sobie o tym myślę, to zaczynam żałować, że Ojciec Święty faktycznie nie przestawił wajchy i nie zmienił wiekowego zwyczaju całowania w pierścień, który jeszcze niedawno oferował odpust 50 dni dla dusz czyśćcowych. Bo nie umniejszając w niczym Franciszkowi, ale jeśli już, to właśnie taka osoba jak siostra Maria powinna być po rękach całowana.
Nieco ironizuję, bo przecież papież zdaje sobie sprawę ze znaczenia takich gestów i mądrze ich używa. Gdy go wybrano, to odbierając homagium, czyli cześć od kardynałów, sam pocałował dłonie tych z Wietnamu i Chin. Obaj przechodzili przez ekstremalnie ciężkie prześladowania. Będąc w Izraelu, Franciszek podczas spotkania z ocalonymi z Holocaustu Żydami spontanicznie ucałował ich dłonie, czym wywołał falę podejrzeń o… poddanie Kościoła masonom, co przeplatało się z antysemickimi torsjami w co poniektórych polskich mediach. Innym razem, kiedy papież chciał pocałować dłoń patriarchy Konstantynopola Bartłomieja I na znak pojednania, Bartłomiej się opierał, zmuszając Ojca Świętego do przytulenia. Widać, że nawet i papieżowi zdarzają się problemy z całowaniem innych.
Cała afera jest o tyle zabawna, że Franciszek także w tym zakresie nie był pierwszy, bo jak przypomniał Peter Seewald, biograf i wielokrotny rozmówca Benedykta XVI, to właśnie poprzedni papież wycofał tradycję całowania w dłoń z protokołu dyplomatycznego, lecz mało kto się do tego zastosował. Historia zna jeszcze bardziej odległe przypadki, gdy w 1963 roku miała miejsce jeszcze dziwniejsza scena: zamiast całować dłoń papieża Pawła VI, prezydent John F. Kennedy po prostu ją uścisnął. Podobno jedyny katolicki prezydent USA nie chciał dawać paliwa jego krytykom, którzy twierdzili, że dostaje rozkazy z Watykanu. Również Jan Paweł II unikał bycia całowanym, a większość Polaków musi pamiętać jego dalece niestandardowe zachowanie z pocałunkiem złożonym na dłoni kardynała Wyszyńskiego podczas mszy inaugurującej pontyfikat, które uwiecznił na ikonicznej fotografii Ryszard Rzepecki. "Z wrażenia nie zdjąłem palca ze spustu migawki. Po wywołaniu okazało się, że mam zdjęcie, ale zupełnie inne, z wydarzenia, jakie rozegrało się w sekundę potem: jak Papież całuje w rękę kard. Wyszyńskiego! Jest to zdjęcie mojego życia. Nigdy w historii taka sytuacja się nie zdarzyła" - wspominał fotograf.
Pytanie brzmi: z czym właściwie mamy do czynienia przy takiej odmowie? Jak ją rozumieć? Złamania przepisów w tym nie ma, bo łatwo zobaczymy, że to zwyczaj, a nie nakaz. Ze "świętą walką" i nierespektowaniem odpustu? Taka odpowiedź sugerowałaby jakąś obsesyjną religijność, w której zamiast skupić się na modlitwie, myśleniu o zbawieniu duszy i podziwianiu nieskończonego miłosierdzia Boga, koncentrujemy się na liczeniu dni, które spędza dusza w czyśćcu, tak jak więzień ryjący kolejne słupki po ścianach celi przed skończeniem wyroku. Przecież tylko Bóg sam wie, ile się tam siedzi, a zatem nic więcej nie możemy niż się modlić. Czy znajdzie się ktoś, kto będzie się modlił mniej, bo już tak dużo odpustów dla babci czy dziadka wywalczył?
Trzeci odpowiadający powie, że Franciszek nie ma szacunku dla pełnionej funkcji i instytucji, którą reprezentuje. Tutaj warto się zatrzymać nad jedną ciekawą rzeczą, bo jeśli papież jest sługą Kościoła, a zatem wszystkich nas, to wśród katolików naturalnie mogą być i tacy, dla których powyższa forma oddawania czci jest czymś najbardziej komfortowym. Wyżej wskazałem na przykłady podobnego zachowania ze strony samego Franciszka czy Jana Pawła II. Także papieże znają te emocje. Choć ja tak nie mam i sam bym chętniej rękę papieża, biskupa czy księdza po prostu uścisnął (a w żartach dodam, że najbardziej komfortowo byłoby przybić piątkę), to rozumiem, że ktoś inny może mieć inaczej. Gdyby ktoś mnie po rękach całował, to też najlepiej bym się nie czuł, ale nie śmiem krytykować wrażliwości siostry Marii Concetty czy ponad setki wiernych w Loreto, dla których szacunek wyraża się właśnie tak. "Dlaczego sprawiać przykrość osobom, które nie znają twoich preferencji?" - pytał w kontekście sytuacji w maryjnym sanktuarium pisarz Rod Dreher. Jednak z tego nie wynika, że Franciszek, a przed nim Benedykt XVI czy Jan Paweł II nie posiadają szacunku dla papiestwa. Przeciwnie, starają się zachować właściwą miarę w pełnieniu najważniejszej służby w Kościele, a nią jest normalność, czyli świadoma ocena wagi gestu i tego, do kogo jest on kierowany. Wiedzą, co znaczy pokora i uniżenie względem drugiego człowieka, samemu nie pragnąc się wywyższać.
W całej aferze o całowanie chodzi o coś znacznie bardziej poważnego - o to, że zapominamy o samym geście, o jego wymiarze symbolicznym. Skupiamy się na przywiązaniu do nieuzasadnionej dłużej formy zaczerpniętej z monarchicznych porządków należących do przeszłości, a zatem nie Tradycji świętej, lecz jak najbardziej świeckiej przestrzeni symbolicznej. Na co się z tym wiązać? W Kościele, w którym żyję, nie ma już tiary, lektyki i całego tego dworu. Jak byśmy zareagowali, gdyby Franciszek naprawdę jednoznacznie porzucił kolejny zwyczaj? Czy zbulwersowaniem? Takie reakcje na uczciwą i naturalną odpowiedź Franciszka najwięcej mówią nie o papieżu, ale o nas samych. Czy tego chcemy, czy nie, kieruje nami jakiś klerykalizm, gdy dziwimy się papieżowi. Zamiast człowieka posłanego do służenia innym widzimy w nim zastępcę Jezusa i uporczywie nie chcemy zrozumieć, że to tylko namiestnik, a nie sam Bóg.
Klerykalizm pozwala nam zapomnieć, że przez chrzest w Jezusie Chrystusie wszyscy jesteśmy królewskim kapłaństwem. Mamy oddawać cześć wszystkiemu, co jest, każdemu człowiekowi - niezależnie od tego, czy jest księdzem, czy świeckim tak jak my. Każdemu błogosławić i za każdego być w stanie umrzeć. Przede wszystkim każdemu służyć. Jezusowi rąk nie całowano, tylko wbito w nie gwoździe. On sam mył nogi uczniom, czego i nas nauczył. Powiecie, że się mylę, bo przecież Maria Magdalena namaściła Go nardowym olejkiem. Racja, ale czy wiecie, co ten gest oznaczał? Takim olejkiem namaszczało się ciała zmarłych. Do tego też jesteśmy wezwani. To ważniejsze niż całowanie papieża po dłoniach.
Karol Kleczka - redaktor DEON.pl, doktorant filozofii na UJ, współpracuje z Magazynem Kontakt. Prowadzi bloga Notes publiczny.
Skomentuj artykuł