Różańcem w twarz

Różańcem w twarz
(fot. James Coleman / Unsplash)

Załóżmy, że autorzy plakatu wzywającego do niepodległościowego marszu rzeczywiście chcieli zwrócić uwagę na jakiś ważki problem społeczny. Tylko na jaki?

Kiedyś wycinano święte gaje. Tolerowano wtedy niewolnictwo i podbijanie sąsiednich plemion. Potem niewolników nazywano chłopami pańszczyźnianymi i dalej wojna była szlachetnym zajęciem. Jasyr nikogo nie dziwił, a na dworach trzymano jeńców jako niewolników.

DEON.PL POLECA

Jeśli ktoś tęskni do tamtych stosunków społecznych, to różaniec owinięty wokół zaciśniętej pięści jako symbol świętowania niepodległości nie będzie go gorszył. Jednak jeśli ktoś na różańcu modli się o pokój lub do Królowej Pokoju, to taki socrealistyczny plakat będzie dla niego barbarzyństwem. Pasuje jak wół do karety. Plakat żywcem wyciągnięty ze stylistyki faszystowskiej lub stalinowskiej, a do niego dołożony różaniec. Zupełna ahistoryczność! Zgoda, to jest ahistoryczne, ale właśnie takie – anachroniczne – jest myślenie autorów i propagatorów tego „obrazka”.

Kiedyś wojowanie było połączone z modlitwami i procesjami. Nikt się temu nie dziwił. W naszej epoce np. papież Jan Paweł II sprzeciwiał się atakowi na Irak, a i tak Arabowie biorą amerykańskich żołnierzy za chrześcijańskich wojowników. Zdumiewają nas ataki terrorystyczne lub tylko happeningowe na kościoły i kapłanów, a jednocześnie nie widzimy problemu w ubieraniu w szatki religijne nawoływania do przemocy.

Stosunek Kościoła do niewolnictwa zmienił się wraz ze zmianą, jaka wobec niego następuje w całym świecie. Podobnie jest z przemocą, a więc i z wojną. One dalej są problemem, ale zachęcanie do nich jest już barbarzyństwem. Rozumiem, że są ludzie (również u nas), którzy wiarę traktują instrumentalnie. Mają interes w podżeganiu do przemocy i stosują do tego skojarzenia religijne. Żerują przy tym na myśleniu ahistorycznym: skoro kiedyś coś było akceptowalne, to i teraz jest godne polecenia (np. niewolnictwo). Widać to po tym, że bez żenady sięgają po stylistykę totalitarną (faszystowską i socrealistyczną), jakby nie zauważali, że była ona m.in. narzędziem propagandy antychrześcijańskiej, i jednocześnie przewiązują ją różańcem. On wtedy już nie symbolizuje modlitwy. Raczej kojarzy się z batem albo lepiej z kastetem.

I chyba im o to chodzi, by napiętnować i przestraszyć. Czy to jest obraza uczuć religijnych? Z tym określeniem mamy kłopot. Nie zawsze wiemy, kiedy jakieś „zgrzytające” zestawienie z symboliką religijną jest rzeczywiście obrazą i zgorszeniem, a kiedy wyrzutem sumienia. Załóżmy (z ogromną dozą dobrej woli), że autorzy plakatu wzywającego do niepodległościowego marszu rzeczywiście chcieli zwrócić uwagę na jakiś ważki problem społeczny. Tylko na jaki?

Może na trybunach naszych stadionów (a przynajmniej na żyletach) powinniśmy się modlić na różańcu? Wspólnie i głośno.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Wacław Oszajca SJ, Damian Jankowski

Czasem trzeba stracić wiarę, by uwierzyć naprawdę

Wiara przestała być czymś oczywistym. Kościół przechodzi kryzysy, mierząc się z dramatem wykorzystania seksualnego oraz licznymi problemami związanymi z klerykalizmem, celibatem i skostniałymi strukturami, które niszczą wspólnotę. Czy...

Skomentuj artykuł

Różańcem w twarz
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.