Rozeznawanie duchowe
To nie zaproszenie na seans spirytystyczny, nie żadne abrakadabra ani przypadkowe podejmowanie tego, co akurat jest najbardziej krzykliwe, narzucające się czy błyskotliwe. Rozeznawanie duchowe to swoiste „must do” – konieczność dla każdego, kto chce świadomie przeżywać swoje życie. Nie, nie tylko religijne. „Swoje”, to znaczy każdego, w każdej sytuacji, w każdym stanie cywilnym i wieku.
Rozpoczęliśmy Jubileuszowy Rok Ignacjański i to jest właśnie okazja do tego, by powiedzieć o najważniejszym odkryciu, jakiego dokonał św. Ignacy Loyola, kiedy kula armatnia poharatała mu obie nogi i unieruchomiła na wiele miesięcy w łóżku. Do tego czasu, a miał wtedy ok. 30 lat, prowadził swawolne życie, lubił zbytek i eleganckie stroje. Jak sam wyznaje, został zwyciężony przez grzechy ciała.
I wtedy, podczas wielotygodniowej rekonwalescencji, marzył o sławie światowej, o wielkich sukcesach rycerskich, i czytał książki. W rodzinnym zamku w Loyoli były tylko Życie Chrystusa i Żywoty Świętych, wszak to był XVI wiek i niespełna 70 lat wcześniej Jan Gutenberg wynalazł druk.
Przez wiele tygodni Ignacy marzył, w jego wyobraźni pojawiały się różne historie. I czytał o dziełach i dokonaniach świętych jak też rozmyślał nad tym, co sam chciałby zrobić. Po dłuższym czasie takiego naprzemiennego występowania różnych myśli zauważył bardzo drobną różnicę. I to było odkrycie, które odmieniło losy samego Ignacego, ale wpłynęło także na bieg historii.
Zauważył bowiem, że jedne myśli, marzenia i ewentualne plany z nimi związane dawały mu radość i pokój w ich trakcie, ale potem pozostawiały pustkę i niesmak. Inne natomiast napełniały go radością, dawały poczucie sensu i siłę do podejmowania ich nie tylko wtedy, kiedy o nich myślał, ale także wtedy, kiedy przestawał. Ignacy uświadomił sobie działanie różnych duchów a umiejętność ich rozeznawania to było jego „najważniejsze odkrycie”. Ono poprowadziło go do nawrócenia, założenia zakonu i świętości.
Ktoś mógłby pomyśleć, że to go nie dotyczy, że to dla innych, najpewniej duchownych. Czy aby na pewno?
Kim mam być? Jak mam żyć? Co mam wybrać? To pytania, które sobie zadajemy po wielokroć w naszym życiu. Mogą dotyczyć tego, co najważniejsze, mojej drogi życia, małżeństwa lub życia konsekrowanego, ale i też mniejszych, zmiennych wyborów, a nawet zwykłych, codziennych spraw.
Rozeznawanie duchowe nie dotyczy tylko spraw religijnych. Ważne odkrycie Ignacego mówi o tym, że rzeczywistość jest jedna, bosko-ludzka, materialno-duchowa. Możemy to nazywać bardziej współcześnie: zarządzanie swoim życiem, optymalizacja procesu dokonywania wyborów. U podstaw tego jest jednak doświadczenie rozeznania: jaki duch, jakie bodźce, jakie wpływy na nas działają i czemu dajemy ostatecznie posłuch, za czym idziemy.
Nie dotyczy to tylko mojego jednostkowego rozeznania. To jest właściwe narzędzie dla wspólnot, ale też dla rodziny, jakiejś grupy, gdzie nie liczy się tylko jednostkowe „ja, moje”, ale „my, nasze”.
Wie o tym także Kościół. Kilka dni temu zostało ogłoszone, że Watykan wprowadza nową formułę Synodu Biskupów. Będzie on trzyetapowy: lokalny, kontynentalny i w trzecim kroku dopiero powszechny w Rzymie. Kościół chce najpierw słuchać i starać się zrozumieć, gdzie Duch go prowadzi. To nie przypadek. Franciszek jest duchowym synem św. Ignacego i proces rozeznawania duchowego ma we krwi. Bóg rzeczywiście prowadzi swój Kościół, buduje go. Dzisiejsza Uroczystość Zesłania Ducha Świętego jest też tego dobrym przykładem.
Od czego zacząć? Doświadczenie podpowiada, że do właściwego rozeznania duchowego potrzeba kilku rzeczy:
- Dajmy sobie czas, nie ulegajmy pokusie niecierpliwości. Nie przyśpieszajmy niczego.
- Zadbajmy o ciszę wewnętrzną. Dzisiaj jesteśmy „przebodźcowani”. Żyjemy w nieustannym „hałasie duchowym”. Wiele z tych bodźców to efekt działania algorytmów, których twórcy nie tyle myślą o moim dobru, co o swoim zysku. Dlatego muszę dbać o ciszę. Ona sama nie przyjdzie.
- Nie uzależniajmy się też od niczego, nawet od „niewinnych lajków”. Nadmierne przywiązanie do czegokolwiek przeszkadza w prawdziwym rozeznawaniu.
- Rozwijajmy w sobie zdolność obserwacji. Tu nie chodzi o wielkie, hałaśliwe i narzucające się bodźce – tych raczej unikajmy. Obserwujmy siebie, nie bójmy się ani nie brońmy przed żadnymi myślami czy skojarzeniami.
- Bądźmy szczerzy. Nazywajmy rzeczy po imieniu, nie oceniajmy ich i nie etykietkujmy doświadczeń. Szczerość wobec swoich przeżyć, myśli, skojarzeń i pragnień pozwoli nam odkryć Boże prowadzenie.
- I najważniejsze, trzeba się odważyć i zacząć.
Rozeznanie duchowe to otwarcie się na prowadzenie przez ducha Bożego. Nie ja jestem dyrygentem tej opery, ale beze mnie ona nie zabrzmi swoim bogactwem.
Skomentuj artykuł