Siedmiokrotny heretyk?
Gdy 2000 lat temu pojawił się Ktoś, kto interpretował Prawo Boże inaczej, niż się to przywykło czynić w Synagodze i jeszcze wyciągał z tego niewygodne wnioski, faryzeusze i uczeni w piśmie szybko wyrobili sobie o nim zdanie: powinien skończyć na krzyżu! Wykształceni i zaangażowani, a zapewne nawet pobożni, najwyraźniej znaleźli podstawy dla swego wyroku.
Każdy papież może być wygodnym celem dla dzisiejszych mędrców. Tym bardziej obecny Franciszek, który w sprawie dialogu wewnątrz chrześcijańskiego wraz z patriarchą Bartłomiejem proponuje wysłać teologów odpowiednich denominacji na jakąś wyspę, gdzie będą dzielili włos na czworo, a tymczasem zwykli pasterze mają zmieszać się ze stadem i działać na rzecz jedności. Tym bardziej nadaje się jako cel ataku ktoś, komu brak doktoratu nie odbiera odwagi do codziennej interpretacji Ewangelii, kto mówi do świata językiem mało uczonym, ale za to zrozumiałym także dla maluczkich. Tym bardziej wreszcie, jeśli ten ktoś uważa, że nowe czasy wymagają zarówno odnowy formy, jak i zwłaszcza odczytania na nowo sensu wiary, poczynając od banalnej rezygnacji z czerwonych mokasynów, a skończywszy na publikacji "Amoris Laetitia".
Oczywiście skandalowi należy położyć tamę. Kilkudziesięciu sygnatariuszy "Synowskiego napomnienia" (ładniej brzmi oryginalny tytuł łaciński "Correctio filialis de haeresibus propagatis") postanowiło pójść na całego, oskarżając urzędującego papieża wprost o herezję. Wśród podpisanych są utytułowani uczeni, wśród nich także osoby upominające się o powrót do przedsoborowej tradycji i nauczania Kościoła, jak np. bp Fellay, nielegalnie konsekrowany przez słynnego abp Lefebvre.
W "Napomnieniu" sfomułowano 7 zarzutów o promowanie herezji poprzez publikację adhortacji "Amoris Laetitia" oraz poprzez odnoszące się do niej wypowiedzi Franciszka. Trzeba sporego wysiłku i zarazem kompetencji teologicznych, by wgłębić się po kolei w każdy z nich. Cały 25-stronicowy tekst z licznymi odnośnikami źródłowymi i z obfitymi odwołaniami do soborów w Chalcedonie (rok 451), Lateranie (1139 i 1215), Konstancy (1414), Florencji (1439), Trydencie (1545), wreszcie do obu soborów watykańskich można znaleźć w internecie. Dość powiedzieć, że uczeni oskarżyciele skoncentrowali się na słynnym VIII rozdziale Amoris Laetizia zatytułowanym "Towarzyszyć, rozpoznać i włączyć to, co kruche", obejmującym akapity 295-311. Dostało się przy okazji kardynałom Schönborn’owi i Farell’owi, arcybiskupowi Paglia, episkopatowi Argentyny i Malty i wreszcie samej diecezji rzymskiej.
Idzie zwłaszcza o akapity, które uchylają (bo nie otwierają na oścież…) furtkę do sakramentów dla niektórych osób pozostających w sytuacji nieregularnej z punktu widzenia zasady nierozerwalności małżeństwa. Kluczem do zrozumienia paradoksu oskarżenia papieża o herezję wydaje się być zacytowany zresztą w "Napomnieniu" fragment, napisany przez Franciszka w pierwszej osobie: "Rozumiem tych, którzy wolą duszpasterstwo bardziej rygorystyczne, nie pozostawiające miejsca na żadne zamieszanie. Szczerze jednak wierzę, że Jezus Chrystus pragnie Kościoła zwracającego uwagę na dobro, jakie Duch Święty szerzy pośród słabości: Matki, która wyrażając jednocześnie jasno obiektywną naukę <nie rezygnuje z możliwego dobra, lecz podejmuje ryzyko pobrudzenia się ulicznym błotem>".
Ten właśnie fragment dowodzi, że Franciszek liczył się z kontestacją, a w każdym razie z "zamieszaniem", jakie adhortacja może wywołać. Przypomnijmy, że była ona owocem specjalnej ogólnoświatowej ankiety i dwóch synodów, w których czynnie uczestniczyły setki biskupów. Osobiście sądzę, że w miejscu, w którym adhortacja mówi o "ryzyku pobrudzenia sobie rąk" dotykamy sedna myślenia i nauczania obecnego papieża. W "szpitalu polowym" (tak Franciszek często opisuje sytuację i misję Kościoła), nie zawsze da się operować sterylnymi instrumentami i sterylnie czystymi rękoma…
Do listy siedmiu herezji autorzy "Synowskiego napomnienia" dorzucili dwa dodatkowe oskarżenia: o modernizm oraz o czerpanie inspiracji z Marcina Lutra. Pierwsze ma strukturę logiczną mocno zawiłą, ale - tak, czy inaczej - sprowadza się do tego, że żadne okoliczności nie mogą zmienić rozumienia Objawienia, a promowanie rozumienia odbiegającego od przyjętego przez sobory od trydenckiego poczynając (co, o ile wolno rozumieć, jest właśnie cechą modernizmu) stanowi grzech śmiertelny i odbiera prawo do zbawienia. Nie mając niezbędnych kompetencji w tej dziedzinie zakładam oczywiście, że teza o modernizmie jest teologicznie sformułowana poprawnie, przyznając zarazem, że nie umiem przełożyć jej na choć nieco prostszy język...
Łatwiej jest zreferować oskarżenie o "bezprecedensową sympatię do Lutra". Sygnatariuszom wyraźnie się ona nie podoba, a to dlatego że właśnie ona spaja siedem wyszczególnionych wcześniej herezji w HERETYCKI SYSTEM. Autorzy "Napomnienia" uważają chyba, że papież dryfuje w stronę luteranizmu, o czym mają świadczyć m.in. jego wypowiedzi w czasie słynnego spotkania w luterańskiej katedrze w Lund. Konsekwentnie należałoby zatem chyba zakwestionować. "Wspólną deklarację Kościoła katolickiego i Światowej Federacji Luterańskiej na temat nauki o usprawiedliwieniu" z 1999 r., którą Jan Paweł II uznawał za bodaj największy postęp w dialogu ekumenicznym.
Wiara nie jest jednak domeną zarezerwowaną jedynie dla uczonych w piśmie. Zapewne takie właśnie przekonanie podsunęło ks. Tomasowi Halikowi (też zresztą profesor teologii, socjologii, psychologii i czegoś tam jeszcze, słynny współlokator jednej celi więziennej z Vaclavem Havlem, a niedawno laureat Nagrody Templetona) pomysł wysłania ćwierć stronnicowego listu do papieża Franciszka, zawierającego zdania: "Niniejszym listem otwartym chcielibyśmy wyrazić naszą wdzięczność za Twoje odważne i teologicznie poprawne przywództwo. (…) Prosimy, byś nie schodził z drogi, którą obrałeś. Zapewniamy Cię o naszym pełnym wsparciu i stałej modlitwie".
Istnieje w teologii pojęcie "sensus fidei" - zmysłu wiary Ludu Bożego. Licznik na stronie, na której można podpisać list ks. Halika przekroczył już 60 tysięcy i bije nadal.
* * *
"W kręgu Franciszka" to cykl felietonów autorstwa Piotra Nowiny-Konopki. Kolejne części tylko na DEON.pl
Moje 3-letnie ambasadorowanie przy Watykanie było niespodziewanym przywilejem i okazją do codziennego śledzenia niezwykłego pontyfikatu sprawowanego przez jezuitę "z drugiego końca świata". Niemal każdego dnia patrzyłem na zwierzchnika Kościoła, który postanowił pozostać "zwykłym człowiekiem", jak każdy z nas. Od 13 marca 2013 roku Franciszek zaskakuje, a nawet szokuje, wciąż przecież gromadząc wokół siebie osoby i grupy znajdujące w nim inspirację, autorytet i wzór pasterza na nowe czasy. Chcę Państwu o tym opowiadać w sposób w miarę możności regularny, odwołując się do słów Papieża i pokazując ludzi, o których można powiedzieć, że znalazły się "w kręgu Franciszka". Stąd nadtytuł mojej pisaniny.
* * *
Piotr Nowina-Konopka - działacz katolicki, w latach 1980-1989 w opozycji demokratycznej, w latach 1991-2001 poseł, kilkukrotny minister, negocjator członkostwa RP w UE, przewodniczący Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana, były ambasador RP przy Stolicy Apostolskiej, obecnie na emeryturze
Skomentuj artykuł