Słowa i przykłady
Szukamy inspiracji w naszym życiu. Potrzebujemy światła. Jak być uważnym na znaki czasów, w których żyjemy? Jak nie przegapić opatrznościowych ‘przypadków’? Jak nie zaniedbać i nie tłumić pragnień, które rodzą się w naszych sercach? Dziesięcioro nowych świętych jest nam danych jako pomoc.
Znamy doskonale to przysłowie: „verba docent, exempla trahunt” – słowa uczą, przykłady pociągają. I wielokrotnie mogliśmy się sami przekonać o tym, jak ta starożytna łacińska maksyma realizuje się w naszym codziennym życiu.
Idea bycia pociąganym, brania przykładu z kogoś jest bardzo bliska ludziom wierzącym, także chrześcijanom, bo przecież całe nasze życie wiary jest jakąś formą naśladowania, pójścia za Chrystusem.
Inspirowanie się czyimś przykładem nie funkcjonuje tylko w przestrzeni religijnej. Ludzie w każdym czasie, w każdej kulturze odwoływali się do jakichś autorytetów, do tych, którzy mieli mądrość czy władzę, narzucali pewne trendy i mody, szukając wzorców.
Dlatego też nie bez znaczenia dla naszego życia jest to, na kim się wzoruję, kto jest moim idolem, gdzie szukam inspiracji do przeżywania w pełni swojego człowieczeństwa. Nie ma jednego rozwiązania dla wszystkich.
Ulubiona modlitwa papieża Franciszka
Św. Ignacy Loyola wiedział o tym bardzo dobrze, bo w jego zawróceniu z pogoni za „marnościami” tego świata wielką rolę odegrali św. Franciszek z Asyżu czy św. Dominik. Nawet jeśli jego ‘święte’ współzawodnictwo z nimi nosiło jeszcze znamiona myślenia w kategoriach światowych, to jednak zmieniło jego życie na dobre. Powtarzał sobie: skoro święty Franciszek np. tak pościł i pokutował… to ja mogę jeszcze więcej.
Każdy z nas musi przejść tę drogę. Poszukujemy wzorców, rozglądamy się za tym, co inspiruje. Świat podsuwa nam niezliczone ilości takich bodźców. Muszę wybierać.
Niewątpliwie, spośród wszystkich takich inspiracji, dla nas, katolików osoby wynoszone na ołtarze, święci są takim wzorcem, punktem odniesienia, dającym nową perspektywę i bodziec do rozwoju.
Właśnie dzisiaj mamy do tego szczególną okazję, bo po dwuletniej przerwie, spowodowanej przede wszystkim pandemią, w Watykanie będzie przeprowadzona zbiorowa kanonizacja dziesięciorga błogosławionych. To cztery kobiety, założycielki zgromadzeń zakonnych oraz sześciu mężczyzn – pięciu księży oraz jeden świecki.
Żyli w różnych czasach i okolicznościach, ale wyróżniali się zaangażowaniem w to, co było największym problemem ich czasów, w biedy ludzkie: ubóstwo, choroby, zagubienie czy biedy społeczne: brak dostępnej edukacji, prześladowania po rewolucji francuskiej czy w czasie II wojnie światowej. Z dwóch męczenników jeden zginął w obozie koncentracyjnym w Dachau, inny został męczennikiem za wiarę w Indiach.
Dziesięciu nowych świętych, dziesięć postaci, które mogą być dla nas wielką inspiracją. Niewątpliwie, najbarwniejszą i chyba też najbardziej znaną z nich jest św. Karol de Foucauld, pochodzący z bogatej francuskiej rodziny, niesforny i zawadiacki oraz rozrzutny.
Tę modlitwę Jan Paweł II odmawiał codziennie aż do śmierci
Karol przez dwa lata uczęszczał do szkoły prowadzonej przez jezuitów w Paryżu i wtedy (o ironio!) stracił wiarę. Nawrócił się kilkanaście lat później. Poczuł kiedyś pragnienie odwiedzania paryskich kościołów. Pewnego razu wszedł do jednego z nich i wysłuchał głoszonego tam kazania. Nie planował tego, ale to był dla niego moment zwrotny, wyspowiadał się i przyjął Komunię św. Jego największym pragnieniem od tego czasu było „żyć jak Jezus”, a podjął tę myśl w trakcie pielgrzymki do Ziemi Świętej i pobytu w Nazarecie. Poprzez swoją obecność chciał być znakiem bliskości Jezusa. I to właśnie „duszpasterstwo obecności” stanie się jego dewizą w samotnym, pustelniczym życiu pośród afrykańskich Tuaregów.
Przykłady świętych są dla nas inspiracją. Wszyscy z kanonizowanych dzisiaj świętych, mogliby nas wiele nauczyć. Nie powtórzymy ich drogi, ale pośród wyzwań, którym sami musimy stawić czoło, możemy szukać światła. Na ich przykładzie widzimy, jak potrzebna jest uważność na znaki czasów, w których żyjemy. Nie możemy też zamykać oczu na pozorne ‘przypadki’, które często mogą być opatrznościowym wezwaniem do działania. Nie powinniśmy także zaniedbywać i tłumić pragnień, które rodzą się w naszych sercach.
Paradoksalnie, nie jest nam łatwiej ani trudniej niż im. Zawsze bowiem stajemy przed osobistym wyborem, jak św. Ignacy. Skoro oni [święci] tak postąpili, to co ja bym teraz chciał zrobić?
Skomentuj artykuł