Synod jako redukcja fenomenologiczna
Filozofia, jak estetyka (by sparafrazować wiersz Zbigniewa Herberta) bywa pomocna nie tylko w rozumowaniu, ale i w życiu. I prawda ta dotyczy również życia Kościoła.
Wojna hybrydowana na granicy polsko-białoruskiej i rozgrywający się tam kryzys humanitarny przesłoniły nam w polskim Kościele trochę odbywający się tu przecież Synod. Spór o to, czy i jak pomagać migrantom, niechęć - jaką wśród części środowisk katolickich - wywołała decyzja o zbiórce na rzecz pomocy migrantom w czasie niedzielnych mszy świętych czy debata nad zasadami ordo caritatis i pomocy humanitarnej - w przestrzeni medialnej przesłania nam to, co powinno się odbywać obecnie w polskich parafiach. I w pewnym sensie to nawet dobrze, bo poziom debat wokół obowiązku pomocy przybyszom, wokół rozumienia porządku miłości, wokół społecznego wymiaru chrześcijaństwa doskonale pokazuje, w jakim miejscu jako Kościół i jako chrześcijanie w Polsce się znajdujemy. Jakie jest nasze rozumienie chrześcijaństwa (niekiedy bliższe postrzeganiu go jako plemiennej religii tożsamości, niż jako uniwersalnej Dobrej Nowiny), jak postrzegamy całe nauczanie Kościoła (a warto sobie uświadomić, że w jego skład wchodzi zarówno obrona życia poczętego, jak i obrona życia także nielegalnych migrantów, a nawet - o zgrozo wynika to z Ewangelii - miłość nieprzyjaciół). To (a w chrześcijaństwie nie ma przypadków - jest prowadzenie Bożej Opatrzności) czas sprawdzianu polskiego chrześcijaństwa, który - tak się składa - przypada właśnie na czas obrad synodalnych na poziomie diecezji, parafii, wspólnot podstawowych.
Debata ta, uczestnictwo w niej (a także obowiązek pomocy, który na nas ciąży) nie wyczerpuje jednak zadań, jakie stawia przed nami Synod. I warto zatrzymać się także nad nimi. Papież Franciszek zadając nam na ten czas wspólną synodalną drogę proponuje nam - jak sądzę - nie tylko moment namysłu, ale także nowego spojrzenia na rzeczywistość. Na czym ma ona polegać?
Tu z pomocą przychodzi nam (a przynajmniej mi) filozofia. Kilka dni temu wróciłem do znakomitej książki Edmunda Husserla „Idea fenomenologii” z 1905 roku. Ta niewielka pozycja zawiera pięć wykładów, w których niemiecki filozof próbuje przezwyciężyć kryzys filozofowania, jaki go ogarnął i znaleźć sposób dotarcia do „rzeczy samej”. Jego - wprowadzoną wówczas w tę myśl, a później rozwijaną - drogą ku „rzeczy samej” jest redukcja fenomenologiczna, czyli wzięcie w nawias wszystkiego, co uważamy, że wiemy o poznaniu, o rzeczywistości, a nawet kwestii samego jej istnienia.
Na pierwszy rzut oka zasada ta niewiele musi mieć wspólnego z synodalnością, ale… mam wrażenie, że tak nie jest, bowiem w pewnym sensie droga synodalna ma być właśnie powrotem do „rzeczy samej”, do „Ewangelii samej”. Pierwszym zaś krokiem powinna się na niej stać „redukcja duszpasterska”, wzięcie w nawias wszystkich naszych założeń, naszych przekonań, opinii o innych, o rzeczywistości, o zadawanych przez nich pytaniach, o tym, jacy być powinni i uważne wsłuchanie się w rytm świata, obserwowanie fenomenu rzeczywistości (laicyzacji, sekularyzacji, obojętności, niekiedy wrogości i wielu, wielu innych). Bez oceniania, bez wprowadzania ich w schematy naszego ukształtowanego przez filozofię i teologię myślenia, a nawet bez schematyzowania. Zacząć trzeba od przyjęcie fenomenów, ich opisania, spotkania z rzeczywistością, a przede wszystkim z ludźmi, takimi jacy oni są. I innym językiem, na samym początku Synodu mówił o tym także Franciszek. „W tych dniach Jezus wzywa nas, tak jak to uczynił z bogatym człowiekiem w Ewangelii, do ogołocenia się, do pozbycia się tego, co światowe, a także naszych zamknięć i powtarzających się wzorców duszpasterskich; do postawienia sobie pytania, co Bóg chce nam powiedzieć w tym czasie i w jakim kierunku chce nas poprowadzić” - przekonywał.
Szkołą takiego patrzenia, poza filozofią, jest także, o czym wspominał także Franciszek, Adoracja. „Synod jest procesem rozeznania duchowego, które dokonuje się podczas adoracji, w modlitwie, w kontakcie ze Słowem Bożym. Ono otwiera nas na rozeznanie i je oświetla. Ukierunkowuje ono Synod, aby nie był on kościelnym «zjazdem», konferencją naukową czy kongresem politycznym, ponieważ nie jest parlamentem, lecz wydarzeniem łaski, procesem uzdrowienia prowadzonym przez Ducha Świętego” - mówił papież na początku Synodu.
W ten sposób trzeba spojrzeć się i na wszystkich „innych”, „obcych”, i na siebie samych, ocenić z tej perspektywy zarówno procesy laicyzacji, jak i zachwytu jaki wśród części młodych wywołuje ruch Tradycji. Tak zobaczyć odnowę charyzmatyczną i tradycyjne życie parafialne, ale także rzeczywistość (coraz bardziej skomplikowaną) polityki. Do tego w tym czasie zachęca nas papież. To zadanie stawia przed nami Kościół.
Skomentuj artykuł