Systemowe zło, niewolna wola i świętość Kościoła

(Fot. pl.depositphotos.com)

Zetknięcie ze złem, z przemocą, niesprawiedliwością, brakiem empatii i samotnością w Kościele boleśnie uświadamia prawdę o tym, czym jest rzeczywiście grzech pierworodny, i jak określa on nie tylko nasze życie, ale także istnienie wspólnot, także tej, która - zgodnie z wyznaniem wiary - jest „święta”.

Marcin Luter nieustannie mnie irytuje. Z jednej strony fascynuje mnie odwaga tego augustiańskiego mnicha, który w imię tego, co rozpoznał jako prawdę, rzucić wyzwanie wielkiej instytucji; z drugiej irytuje mnie jego wulgarny nieraz ton, brak kontroli nad słowem, mowa nienawiści wobec zbuntowanych chłopów, Żydów, katolików, a także niekiedy wobec swoich najbliższych współpracowników. Zachwyca jego obcowanie ze Słowem, a jednocześnie złości fakt, że w imię swoich założeń teologicznych jest w stanie odrzucać to, co mu w Nim nie pasuje. I wreszcie inspiruje jego antropologia, choć mam świadomość, że w istocie - także ona - jest do pewnego stopnia nie do pogodzenia z tym, jak człowieka, jego grzeszność i wolność woli postrzega Kościół katolicki.

Te refleksje, szczególnie zawarte w brutalnym ataku na Erazma z Rotterdamu, jakim jest „O niewolnej woli”, wróciły do mnie, gdy - w trakcie prac nad raportem nazywanym w mediach moim nazwiskiem (co jest jawną niesprawiedliwością wobec pozostałych autorów) - z całą mocą doświadczałem czegoś, co można określić mianem systemowego zła czy systemowych zaniedbań. O co chodzi? O to, że nie negując osobistej odpowiedzialności części z osób uwikłanych w sprawie Pawła M., w tym przełożonych, ich doradców, a nawet opiniujących ten przypadek psychologów i psychiatrów nieustannie doświadczałem tego, że jednym z powodów tego, co się stało jego system, w którym to wszystko się działo, zastane zwyczaje, klerykalizm, mizoginia, brak empatii, choroby niektórych z ludzi Kościoła czy wreszcie brak empatii. Oczywiście można wszystko zrzucić na jednostki, tyle, że to nie jest cała prawda o rzeczywistości, bo system ten ogarnia i skłania do niedobrych działań także osoby, które skądinąd wcale nie są złe, w których jest wiele dobra, które w innym systemie mogłoby działać zupełnie inaczej.

Jeszcze lepiej widać to w historii szkół rezydencjalnych w Kanadzie, także tych prowadzonych przez katolickie zgromadzenia zakonne. Ich członkowie nie byli przecież złymi ludźmi, oni chcieli prowadzić misje, ale właściwy tamtym czasom rasizm, brak szacunku dla kultury, języka, stylu życia ludów rdzennych czy przekonanie o własnej wyższości, sprawił, że uczestniczyli w złu, którego nie da się usprawiedliwić, i to mimo faktu, że często byli w gruncie rzeczy dobrymi, a nawet - być może - osobiście świętymi ludźmi. Ich ślepota na zło, w którym uczestniczyli związana była z systemem, w którym uczestniczyli.

Co do tego ma Luter? Otóż on bardzo mocno uświadamia, że w istocie człowiek nie jest - sam z siebie - zdolny do uczynków dobrych, wszystkie są jakoś uwikłane w nasz egoizm, w naszą pychę,  zdeterminowane. Nikt z nas sam z siebie nie jest zdolny do dobra, a już na pewno nie do dobra, które mogłoby zbawiać. Usprawiedliwienie jest przesłonięciem naszej grzesznej natury płaszczem sprawiedliwości Pana, ale nie przemianą naszej natury. I choć zapewne tak daleko bym się nie posunął, to głębokie przekonanie o tym, że w istocie nie jesteśmy zdolni do pełnego dobra, że zawsze jesteśmy skażeni grzechem pierworodnym, że nie jesteśmy w stanie wyzwolić się ze zniewolenia jego skutkami, ale także ze zniewolenia świata tym skażeniem, jest mi niezmiernie bliskie.

Świat, który nas otacza jest dotknięty grzechem pierworodnym, który sprawia, ze jesteśmy często - z przyczyn historycznego zakorzenienia, uwikłania w schematy myślenia, egoizm i pychę - niezdolni do dostrzeżenia pewnych form cierpienia, skorzy do osądzania, niezdolni do współodczuwania. I identycznie takie same, tyle że dotknięte jeszcze bezładem właściwym każdej instytucji - są struktury władzy, zarządzania czy współdziałania, które tworzymy. Nie ma takiej, która - przynajmniej od strony ludzkiej - byłaby wolna od tej skazy, od systemowych wypaczeń, od pokusy, od historycznych uwikłań i braku empatii. Wszystko to jest wpisane nie tylko w nas, ale i w instytucje, jakie tworzymy.

Prawda ta zaś dotyczy nie tylko państwa, nie tylko instytucji świeckich, ale w nie mniejszym stopniu, także instytucji religijnych. Zakony, zgromadzenia, wspólnoty religijne są tak samo dotknięte systemowym złem, niekiedy systemową ślepotą czy brakiem współodczuwania, jak instytucje świeckie. A w ostatecznym rachunku to samo odnosi się także do Kościoła, który jest święty - wyłącznie świętością Jezusa Chrystusa, a nie władz, struktur, instytucji.

Obraz Lutra, którym mówi o tym, że każdy z nas jest żebrakiem okrytym płaszczem królewskim usprawiedliwienia ofiarowanym przez Chrystusa, jest mi z tej perspektywy niezmiernie bliski. Nasze ludzkie struktury, to, co budujemy w Kościele, jego ludzka, doczesna strona to właśnie niekiedy obraz niekiedy zniszczonego życiem żebraka, może nawet bezdomnego, pozbawionego uroku i blasku, którego Pan przykrywa płaszczem swojej świętości. Jeśli coś mnie - ale może tu się mylę - od Lutra różni, to jedynie fakt, że głęboko wierzę, że możliwe jest jednak wzrastanie w świętości, że w życiu jednostek, i zdecydowanie rzadziej wspólnot, ujawnia się nie tylko usprawiedliwiająca, ale i uświęcająca moc łaski Chrystusa. I ta świętość jednak nie jest wolna od skażenia systemem, grzechem, historycznymi uwikłaniami.

Nadzieją, jedyną nadzieją pozostaje łaska Pana. „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił” (Ef 2,8-9) - pisał św. Paweł. A Sobór Trydencki, choć niezmiernie mocno akcentuje fakt, że usprawiedliwienie jest przeniesieniem ze stanu grzechu do stanu łaski, jakim jest uświęcenie i odnowa człowieka, to także przypomina, że  inicjatywa znajduje się całkowicie po stronie Boga. A dalszy rozwój teologii chrześcijańskiej nie tylko zachowuje napięcie między mniej lub bardziej radykalnym postrzeganiem skutków grzechu pierworodnego, ale także wprowadza coraz mocniej element świadomości, że także w instytucjach religijnych istnieje i działać może systemowe zło, i że ani łaska, ani świętość Boga nie usuwają go z także ludzkich systemów.

 

Na początek jesieni, w dniach 23-30 września 2021 r., mamy dla was rabat do 40 proc. na publikacje WAM i MANDO oraz 15 proc. na książki innych wydawców. Wpisz kod: JESIEN21D

Doktor filozofii, pisarz, publicysta RMF FM i felietonista Plusa Minusa i Deonu, autor podkastu "Tak myślę". Prywatnie mąż i ojciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Systemowe zło, niewolna wola i świętość Kościoła
Komentarze (3)
MP
~Marta P
30 września 2021, 07:32
Ślepota na zło. Zapamiętajmy to bo kiedyś ktoś nas rozliczy z tych umierających na naszej granicy
TL
Teresa L.
29 września 2021, 00:03
Panie Tomaszu, dziękuje za obraz żebraka okrytego płaszczem zbawienia! Lubię obrazy. Intryguje mnie jeszcze wrażenie, jakie mam odnośnie zła systemowego. Może Pan widzi to inaczej, zna historie lepiej? Mam wrażenie, ze wiele zła systemowego Kościół nie tyle miał w sobie, a jest ostoją tego zła, podczas gdy świat już poszedł do przodu. Np. niewolnictwo - alka z nim była poza Kościołem, równość mężczyzn i kobiet - w przypadku sióstr zakonnych wydaje się, ze jesteśmy daleko w tyle. :/
L-
~Leon -
28 września 2021, 23:01
Dziękuję Autorowi za tych kilka myśli. Uważam, że p. Tomasz jest jedną z tych osób (rozpoznawalnych medialnie), która w wyraźny sposób mówi gdzie jest dobro, a gdzie zło, jakie działanie pomaga, a jakie szkodzi (Kościołowi). Głosy biskupów, choćby ubrane w najbardziej płomienne wypowiedzi, jawią się obecnie jakieś mało wiarygodne. Trudno nie zauważyć, że ich siła przebicia osłabła, bo za pięknymi wywodami muszą iść czyny, a skoro ich nie ma, to wypowiadane słowa są jak plewy, które wiatr rozmiata.