Ta modlitwa otworzyła moje serce na inne doświadczenia
Medytacja i kontemplacja chrześcijańskie nie mają na celu łagodzenia bólu i życia na ciągłym haju, ale spotkania się z Bogiem tam, gdzie On chce dziś do mnie mówić. Początek tej drogi może być niezwykle trudny, bo może się okazać, że mam w swoim życiu wiele nieuporządkowanych spraw i relacji, noszę bagaż ran, z których nie zdawałam sobie sprawy czy zwyczajnie nie czuję się kochana. Ale ta to modlitwa otworzyła moje serce na inne doświadczenia.
Trwa XV Tydzień Biblijny, który w tym roku obchodzimy od 23 do 29 kwietnia. Myśląc o tym czasie poczułam, że to kolejna szansa na to byśmy uświadomili sobie, że Pan Bóg chce być z nami w nieustannym dialogu. Niby takie proste, ale czy aby na pewno?
Kiedy rozmawiamy o modlitwie, często można usłyszeć głosy, że modlitwa to monolog. Nawijam do Boga i nawijam, a tam ściana. Prawda niejednokrotnie jest jednak taka, że my zwyczajnie nie potrafimy albo nie chcemy słuchać, bo Bóg mówi nieustannie – przez sakramenty, liturgię, Biblię, drugiego człowieka. Uczenie się odróżniania Jego głosu od całego szumu wokół jest jednak trudne, a przyznajmy – nikt nas na katechezach w szkole tego nie uczył. Nikt też nie uczył nas tego, że czasem powinniśmy przestać klepać kolejne paciorki i posiedzieć z Bogiem w ciszy, bo to tam mówi On najgłośniej. To jednak nie jest taka prosta sztuka… Myślę, że również dlatego tak mało katolików sięga po Biblię. Pomijając to, że często pojawiają się tam fragmenty, których nie rozumiemy, z drugiej strony zwyczajnie nie potrafimy się nią modlić. Modlitwa polegająca na słuchaniu Słowa, czyli co?
Pamiętam moje pierwsze zetkniecie z duchowością ignacjańską i naukę medytacji. Do tamtego czasu słowa medytacja, uważność, kontemplacja kojarzyły mi się wyłącznie z zagrożeniem duchowym, technikami relaksującymi napływającymi do nas ze wschodnich kultur. Nie dziwię się więc ludziom, którzy patrzą na mnie jak na ufo, gdy mówię o medytacji i o tym, że to bardzo głęboka, katolicka modlitwa, która może zrewolucjonizować życie duchowe człowieka. To realne spotkanie z Chrystusem, który tak jak mówił do uczniów dwa tysiące lat temu, tak też mówi dziś, gdy tylko sięgniemy do Pisma Świętego.
Czy ta modlitwa jest prosta, przyjemna i przynosi pokój? Tak, choć nie zawsze. Moje doświadczenie jest takie, że kontemplacja np. sceny ucieczki Świętej Rodziny do Egiptu wywołała we mnie falę wspomnień i morze łez. Wyobrażając sobie płacz kobiet, którym morduje się dzieci; wiedząc, że muszę uciekać z małym Jezusem, czułam realnie ból kobiet tracących swoje potomstwo. Słowo Boga we mnie żyło, bardzo głęboko dotknęło moich uczuć, ran, pragnień. Kto doświadczył głębokiego spotkania ze Słowem, zapewne mnie zrozumie.
Praktyki wschodnie, których wielu tak bardzo się boi, mają być jak tabletka na ból głowy – pomóc natychmiast, zabrać problem, przynieść spokój. Medytacja i kontemplacja chrześcijańskie (ale też inne formy, np. namiot spotkania, lectio divina, czy mandukacja) nie mają na celu łagodzenia bólu i życia na ciągłym haju, ale spotkania się z Bogiem tam, gdzie On chce dziś do mnie mówić. Początek tej drogi może być niezwykle trudny, bo okazuje się, że mam w swoim życiu wiele nieuporządkowanych spraw i relacji, noszę bagaż ran, z których nie zdawałam sobie sprawy czy zwyczajnie nie czuję się kochana. To może boleć, ale to taki rodzaj bólu, który oczyszcza, przywraca życie i w rezultacie prowadzi do głębokiego życia.
Jak nauczyć się modlitwy Biblią, by rzeczywiście spotkać się z Bogiem? Moją drogą okazały się rekolekcje ignacjańskie w milczeniu. Teraz, gdy nie mam możliwości wyjechania na kolejne rekolekcje, karmię się treściami, które proponuje Modlitwa w drodze. Codziennie, do Ewangelii, którą Kościół daje nam na dany dzień. Gdy mam taki czas, że wolę czytać niż słuchać, korzystam z codziennych wprowadzeń Internetowego Domu Rekolekcyjnego, które też oparte są na czytaniach z danego dnia. Możliwości mamy bardzo wiele, ale czy chcemy z nich skorzystać?
Sięganie po Biblię to najbardziej fascynująca podróż jaką przeżyłam i nadal przeżywam w mojej relacji z Bogiem. Lubię wyobrażać sobie sceny z Ewangelii, tak jakbym była ich uczestnikiem. Jem z Jezusem posiłek, idę z Nim, słucham, dotykam, patrzę. Ta modlitwa otworzyła moje serce na inne doświadczenia. Wtedy gdy siedzę i nic nie mówię podczas adoracji w ciszy, a moje serce tak wiele zaczyna słyszeć. Czy wtedy, gdy z kimś rozmawiam i przypominając sobie któreś z moich spotkań ze Słowem i to jak mnie to spotkanie odmieniło, mogę tę rozmowę poprowadzić tak, że doda komuś sił i nadziei. Jezus chce mówić, chce iść z nami krok w krok w naszym życiu. Medytacja, uważność, kontemplacja, lectio divina czy mandukacja to tylko ścieżki, na które możemy wejść, by Go spotkać. Pytanie, czy chcemy i na ile jesteśmy gotowi na to, że ta ścieżka zaprowadzi nas w rejony, których do tej pory nie znaliśmy. Mamy Tydzień Biblijny – może to dobry czas, by choć przez chwilę spróbować, skoro Kościół nas do tego zachęca?
Skomentuj artykuł