Ta sama troska, odmienne decyzje
Dwóch papieży w stosunkowo krótkim czasie podjęło w jednej sprawie bardzo różne decyzje. Obydwaj uzasadnili je tym samym - jednością Kościoła. Jak to możliwe?
Czternaście lat i dziewięć dni. Dokładnie tyle czasu upłynęło między dwoma dużej wagi papieskimi dokumentami dotyczącymi tej samej kwestii. Pierwszy z nich to list apostolski motu proprio Benedykta XVI zaczynający się od słów „Summorum Pontificum”, noszący datę 7 lipca 2007 r. Drugi to ogłoszony przez papieża Franciszka list apostolski motu proprio „Traditionis custodes”.
Obydwa dotyczą stosowania liturgii rzymskiej sprzed reformy z 1970 r. Obydwu dokumentom towarzyszą listy ich autorów adresowane do biskupów całego świata. Listy wyjaśniające motywy, którymi się kierowali, podejmując zawarte w każdym z wymienionych motu proprio decyzje. Benedykt XVI zniósł ograniczenia dotyczące korzystania z Mszału z roku 1962. Franciszek w sposób zdecydowany ograniczył możliwość korzystania z tak zwanej liturgii przedsoborowej.
Trudno mieć wątpliwości, że obydwaj papieże kierowali się dobrą wolą i troską o Kościół. Zwłaszcza o jego jedność. „Chodzi o osiągnięcie wewnętrznego pojednania w łonie Kościoła” - tłumaczył Benedykt XVI wszystkim biskupom. „Właśnie w celu obrony jedności Ciała Chrystusa jestem zmuszony odwołać zezwolenie udzielone przez moich Poprzedników” - wyjaśnił Franciszek w towarzyszącym jego dokumentowi liście do biskupów całego świata.
Jak to możliwe, że ta sama motywacja i identyczna troska doprowadziła do tak różnych postanowień? Co się stało, że Franciszek, jeszcze za życia swego Poprzednika, zdecydował się odwołać jedną z jego istotnych decyzji? Albo, co się działo przez te czternaście lat od opublikowania motu proprio „Summorum Pontificum”, że Franciszek uznał za konieczne sięgnięcie po tak drastyczne środki? Jakie pojawiły się problemy, że aktualny Papież postanowił sięgnąć po tak radykalne środki, dla ich rozwiązania?
Ogłaszając swoją decyzję w roku 2007 Benedykt XVI otwarcie pisał o sygnalizowanych w związku z nią dwóch obawach. Pierwszą z nich był lęk, że zostanie naruszony autorytet Soboru Watykańskiego II i że jedna z jego zasadniczych decyzji - reforma liturgiczna - będzie poddana w wątpliwość. „Lęk taki jest nieuzasadniony” - zapewnił dzisiejszy Papież senior biskupów całego świata. Podkreślił, że Mszał, opublikowany przez Pawła VI, a następnie wydany ponownie w dwóch kolejnych edycjach przez Jana Pawła II, „oczywiście jest i pozostanie normalną postacią - formą zwyczajną - Liturgii Eucharystycznej”.
Istotą drugiej obawy były przewidywania, że szersza możliwość stosowania Mszału z 1962 r. mogłaby doprowadzić do zamieszania, a nawet do podziałów we wspólnotach parafialnych. „Również ten lęk nie wydaje mi się naprawdę uzasadniony” - przekonywał biskupów Benedykt XVI. Przedkładał w swoim liście do biskupów, że korzystanie z dawnego Mszału zakłada pewien poziom formacji liturgicznej i „dostęp do języka łacińskiego”. W jego ocenie i jedno, i drugie nie występują nazbyt często. Zdaniem poprzednika Franciszka na Stolicy Piotrowej, już z tych przesłanek wynika jasno, że nowy Mszał pozostanie z pewnością zwyczajną formą Rytu Rzymskiego. Nie tylko z powodu przepisów prawnych, ale także ze względu na rzeczywistą sytuację, w jakiej znajdują się wspólnoty wiernych.
Myślenie w kategoriach „my” i „oni” w Kościele zawsze się źle kończy.
Stało się jednak coś, co znacząco wykracza poza wskazane przez Benedykta XVI obawy. W swoim liście do biskupów Franciszek nazwał rzecz po imieniu. Stwierdził wprost, że możliwość mająca na celu przywrócenie jedności Kościoła z uszanowaniem różnych wrażliwości liturgicznych, „została wykorzystana do powiększenia dystansów, zaostrzenia różnic i budowania przeciwieństw, które ranią Kościół i hamują jego postęp, narażając go na ryzyko podziałów”. Wskazał też na instrumentalne używanie Missale Romanum z 1962 r., charakteryzujące się coraz bardziej rosnącym odrzuceniem nie tylko reformy liturgicznej, ale całego Soboru Watykańskiego II. Odrzuceniem uzasadnianym zarzutami, że zdradził on Tradycję i „prawdziwy Kościół”.
Mówiąc krótko, okazało się, że znaleźli się w Kościele ludzie, którzy dobrą wolę, której wyrazem było „Summorum Pontificum”, potraktowali jako przejaw słabości katolickiej wspólnoty i okazję do propagowania niechęci, a nawet wrogości do postanowień Vaticanum II oraz... do Franciszka, aktualnego Następcy św. Piotra.
To smutne, że musiało dojść do podjęcia decyzji ogłoszonych w motu proprio „Traditionis custodes”. Zasmucają też pierwsze reakcje różnych środowisk. Zarówno te, które przedstawiają postanowienia Franciszka jako uderzenie w różnorodność w Kościele i sugerują „przeczekanie” pontyfikatu Franciszka, jak i te, które pachną triumfalizmem, że oto pewne grupy w Kościele zostały pognębione. Myślenie w kategoriach „my” i „oni” w Kościele zawsze się źle kończy.
Skomentuj artykuł