Tak wygląda współczesna herezja

Tak wygląda współczesna herezja
Enneagram to starodawna suficka nauka, która opisuje dziewięć typów osobowości oraz zachodzące między nimi związki. Jest to newageowskie narzędzie służące do analizy charakteru. (fot. qthomasbower / flickr.com / CC BY)

Kilka tygodni temu młodzież z mojej parafii w Lindzie (Lusaka) wróciła z rekolekcji diecezjalnych z enneagramem. Nigdy wcześniej nie pomyślałem, że New Age w tej formie zawita również do Afryki.

Enneagram to starodawna suficka nauka, która opisuje dziewięć typów osobowości oraz zachodzące między nimi związki. Jest to newageowskie narzędzie służące do analizy charakteru. W pewnych częściach świata stało się ono nieodzownym elementem katolickich rekolekcji, a nawet formacji seminaryjnej i zakonnej. Watykan ostrzega, że jeżeli enneagram jest używany jako środek do osiągnięcia duchowego wzrostu, to wprowadza dwuznaczność w doktrynę i życie wiarą chrześcijańską. 

To wydarzenie zbiegło się z informacją w mediach, że Watykan znów upomina amerykańskie zakonnice o uleganie nurtom gnostycznym, które są sprzeczne z Objawieniem i stawiają siostry poza Kościołem i chrześcijańską wiarą.

DEON.PL POLECA

Ale dlaczego kard. Gerhard Müller, prefekt Kongregacji Nauki Wiary, upomina tylko amerykańskie zakonnice? Gnoza na dobre zagościła w wielu zgromadzeniach na świecie i to nie tylko tych żeńskich w Stanach Zjednoczonych.

W lutym w Livingstone mieliśmy dzień skupienia, który przygotowała i prowadziła siostra zakonna z Indii, wieloletnia misjonarka w Zambii. Punktem wyjścia jej refleksji było bezosobowe "święte misterium". Całe jej rozważanie koncentrowało się na tajemnicy bezosobowego stworzenia. Pojawiło się również Pismo Święte, ale nie jako źródło Objawienia, ale jako zbiór ksiąg mądrościowych i to bez odniesienia do osoby i bóstwa Jezusa Chrystusa.

New Age zaciera różnice między Stwórcą a stworzeniem. Mówi się tu o Bogu, ale nie jest on osobowy ani transcendentny. Jest bezosobową energią immanentną w świecie.

Nie był to mój pierwszy kontakt w newagowską duchowością w Kościele. Kilka razy poza Polską znalazłem się w sytuacji, kiedy części Mszy św. były opuszczone, a niektóre modlitwy zostały w taki sposób ułożone, że znalazło się tam nawet wezwanie do "Matki Ziemi".

Byłem na rekolekcjach, podczas których dostałem do analizy tekst Louise L. Hay z jej książki "Możesz uzdrowić swoje życie". Taka książka swoje miejsce powinna mieć na półkach księgarni ezoterycznych, a nie na katolickich rekolekcjach.

Rekolekcjonista, współbrat z Indii, w ogóle nie zauważał, że sposób myślenia Hay jest oparty na przekonaniu, że nie ma potrzeby, by istniało Objawienie lub Zbawienie, które przyszłoby do ludzi z zewnątrz. Za pomocą opanowania psychofizycznych technik możemy doświadczyć zbawienia ukrytego w nas samych.

Spotkałem współbraci z Azji, którzy "Pierwotne błogosławieństwo" (1995 r.) Matthewu Foxa, amerykańskiego teologa, eks-dominikanina i założyciela Uniwersytetu Mądrości w Oakland w Kalifornii czytali na rozmyślaniu. Dziesięć lat temu przed katedrą w Witemberdze M. Fox ogłosił 95 tez nowej reformacji. Jedna z pierwszych jego tez głosiła, że wiara w Boga transcendentnego (teizm) jest fałszywa, a prawdziwy jest tylko panteizm, czyli wszystkie rzeczy są w Bogu i Bóg jest we wszystkim.

Gdzie jest źródło tego problemu? Kiedyś św. Jan Paweł II w encyklice "Redmptoris missio" (1990) napisał, że Królestwa Bożego nie można odłączyć od Chrystusa i Kościoła (por. RM 18). Nie miałem wtedy jeszcze wiele misjonarskiego doświadczenia i nie zwróciłem uwagi, że to tu swoje źródło ma kryzys we współczesnym Kościele.

Później kard. Józef Ratzinger, jeszcze jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary, w deklaracji "Dominus Iesus" (2000) przypomniał i rozwinął nauczanie swojego poprzednika, gdyż widział niebezpieczną tendencję we współczesnej teologicznej refleksji, która odpersonalizuje pojęcie Królestwa Bożego (DI 18,19). Po ukazaniu się tej deklaracji byłem na wykładach o. Johanna Füllenbacha, werbistowskigo teologa, który tłumaczył nam i rysował jak dzieciom na tablicy, że Królestwo Boże jest większe od Jezusa Chrystusa. Dopiero wtedy zrozumiałem i doświadczyłem skali problemu.

Uleganie nurtom gnostycznym to nie tylko problem amerykańskich zakonnic. Problem jest on o wiele szerszy. Nie mam wątpliwości, że osłabione zostało dzisiaj osobowe rozumienie Boga. Czy jest to skutek kontaktu chrześcijaństwa z innymi religiami w takim stopniu, w jakim nie miało to nigdy miejsca wcześniej? Z Azji przychodzi niechrześcijańska koncepcja losu człowieka po śmierci, porównywalna do "rozpłynięcia" się w Bogu nieosobowym, na podobieństwo soli w wodzie. Według tradycyjnych religii afrykańskich człowiek po śmierci zamienia się w ducha, który po pewnym czasie traci swoją osobową twarz.

W jaki sposób odpowiedzieć na te wyzwania? Potrzebna jest przede wszystkim pogłębiona teologiczna refleksja. Ale czy można tego spodziewać się od osób konsekrowanych, które jak w przypadku amerykańskich zakonnic więcej czasu poświęcają na studiowanie pracy socjalnej na państwowych uczelniach niż katolickiej teologii? Gdyby zakonnice znały watykański dokument Papieskiej Rady Kultury ds. Dialogu Międzyreligijnego "Jezus Chrystus dawcą wody życia. Chrześcijańska refleksja na temat Nowej Ery (New Age)" z 2003 r. może nie byłoby enneagramu na katolickich rekolekcjach w Lusace, a mój współbrat z Filipin nie przeprowadziłby prawie 50 serii rekolekcji dla zambijskich zakonnic przy pomocy enneagramu.

Gnoza nigdy nie wycofała się z terenu chrześcijaństwa. Zawsze z nim współistniała pod postacią pewnych kierunków filozoficznych. Obroną przed gnozą jest chrześcijańskie pojęcie osoby, które przez wiele wieków ukształtowało dzięki judeo-grecko-chrześcijańskiej kulturze. Kiedyś Vittorio Messori w "Przemyśleć historię" (1998) pytał, czy był to przypadek, czy wynik zagadkowego zamysłu Bożego. Dlaczego chrześcijaństwo rozwinęło się tutaj, a z pierwszych wypraw misyjnych w Azji pozostała zaledwie mała, odosobniona wspólnota chrześcijan świętego Tomasza? U Boga nie ma przypadków. Teraz jeszcze łatwiej dostrzec, że bez tego pojęcia głoszenie Ewangelii w Azji mogłoby zakończyć się sprowadzeniem Boga do bezosobowej energii, a Królestwa Bożego do królestwa minerałów.

Problemem nie jest jednak sama nowa herezja. O wiele poważniejszym jest to, że jej nie dostrzegamy. To dopiero stanowi o poważnym kryzysie we współczesnym Kościele.

-----

Ks. Jacek Gniadek SVD - misjonarz ze Zgromadzenia Słowa Bożego, doktor teologii moralnej, obecnie ewangelizuje w Zambii. Publikuje na stronie www.jacekgniadek.com

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Tak wygląda współczesna herezja
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.