Teologia polska jest daleko przed fundamentalnym przełomem
List zarządów towarzystw teologicznych (bo to one, a nie jacyś konkretnie teologowie, są pod nim podpisane) w obronie Benedykta XVI to smutny dowód sytuacji, w jakiej znajduje się polska teologia. Ma on jednak jedną zasadniczą zaletę: uświadamia, że wciąż znajdujemy się przed fundamentalnym przełomem w teologii.
To jest zły dokument na wielu, bardzo wielu poziomach. Zacząć można od tego, że nazywa się go listem teologów, ale podpisane są pod nim bezimienne zarządy, a nie konkretni teologowie. Bezosobowa obrona zawsze wygląda słabo. Ale to najsłabszy zarzut do tego dokumentu. O wiele istotniejszy jest zarzut, co do jego treści. Niemal na samym początku znajduje się w nim zdanie, którego nijak, z perspektywy tradycyjnego, precyzyjnego nauczania Kościoła, o Jego historii nie wspominając, obronić się nie da. „(…) Coraz silniej osłabiany jest autorytet najwyższego zwierzchnika Kościoła w latach 2005-2013, a tym samym niszczona jest konstytucja Kościoła Chrystusowego” - czytam w liście. I aż trudno w takiej sytuacji nie zadać pytania, czy polscy teolodzy (a przynajmniej autorzy owego dokumentu) nie znają rozróżnienia między „urzędem biskupa Rzymu” a osobą konkretnego papieża? Czy nie wiedzą, że w historii byli papieże, których krytyka była zwyczajnie słuszna? Czy nie pamiętają o tym, że „konstytucją Kościoła katolickiego” jest Jezus Chrystus, a nie najwybitniejszy nawet teolog na urzędzie Piotrowym?
Trudno też nie dostrzec, że dokument ten jest zwyczajnie nie na temat. Teolodzy bronią geniuszu teologicznego, i niezależnie od tego, jakie kto ma poglądy teologiczne i filozoficzne, można przyznać, że papież Benedykt XVI jest jednym z najwybitniejszych teologów XX i początku XXI wieku, i z pewnością jednym z najwybitniejszych teologów na tronie papieskim w ogóle. Tyle, że zarzuty, przed którymi bronią go „polscy teolodzy” wcale nie dotyczącą jego teologii, a działania (bądź ich braku), zaniedbań na urzędzie metropolity czy braku adekwatnego zrozumienia problemu wykorzystania seksualnego małoletnich. To zupełnie inne kwestie. Można być wybitnym teologiem i popełnić błędy podczas zarządzania diecezję, wytknięcie ich zaś nie oznacza ataku na teologię, a jedynie skrytykowanie zarządzania. To inne sfery. I nawet filozof (bo teologiem nie jestem) i dziennikarz jest to w stanie zobaczyć. Spójność wywodu, adekwatność rozumowania nie są najmocniejszym elementem tego dokumentu.
Najbardziej, i to jest chyba najsmutniejsze w tym dokumencie, razi w nim jednak kompletny brak odniesienia do istoty problemu. List zarządów towarzystwo teologicznych wygląda tak, jakby jego autorzy kompletnie nie mieli świadomości, czego dotyczy debata. Nie ma w nim ani jednego słowa o osobach skrzywdzonych, nie ma świadomości głębi problemu, skali zaniedbań, ani nawet tego, że sam Benedykt XVI wielokrotnie się na ten temat wypowiadał, a zarzuty wobec niego dotyczą właśnie tego problemu. Na ten temat zarządy towarzystw teologicznych milczą. I jest to być może najlepszy przykład tego, w jakim miejscu znajduje się polska teologia i polski Kościół. To teologia sprzed głębokiego przełomu, głębokiej przemiany, jaka dotyka myślenie katolickie.
Przełom ów określić można mianem „rewolucji empatii”, „przełomem współodczuwania”, rewolucją kopernikańską w myśleniu teologicznym. U jego podstaw jest zaś uświadomienie sobie, że to nie dobro instytucji, nie „dobre imię biskupów”, ale konkretna osoba - często skrzywdzona - stać ma w centrum Kościoła. Bardzo mocno pisał o tym, cytowany przez Dysmasa de Lassusa, przeora Wielkiej Kartuzji w znakomitej książce „Zagrożenia i wypaczenia życia zakonnego”, biskup Luc Ravel. Istotą zmiany, jaka dokonuje się już w Kościele jest zwrócenie uwagi na „konkretne osoby”. „Niezaprzeczalnie to one są drogą Kościoła. To właśnie mieli na myśli przełożeni, gdy zajmowali się przypadkami wykorzystania, o których nie wiedzieli. Przede wszystkim jednak myśleli o księżach. Ewentualnie o ofiarach, ale w dużo dalszej kolejności, znacznie później i głównie po to, żeby uzyskać ich milczenie. Drugie nawrócenie, do którego jesteśmy zaproszeni, odwraca perspektywę. Ma ono na celu postawienie ofiar na pierwszym miejscu we wszystkich sercach. Właśnie tego niegdyś brakowało. Odwrócenie perspektywy jest niezbędne w pracy nad sobą, którą podejmuje Kościół. Jeśli ono się nie dokona, wtedy nieuchronnie nastąpi powrót do tych samych sposobów postępowania” - podkreślał biskup.
Aby jednak stało się to możliwe, konieczne jest - na co wskazuje już o. Dysmas de Lassus - nawrócenie serca, które umożliwia wyłącznie spotkanie ze skrzywdzonymi. „W dniu, w którym serce zostanie poruszone przez niesprawiedliwe cierpienie tych zranionych członków, w dniu, w którym realna i aktywna stanie się podwójna intencja – naprawienia tego, co da się naprawić i zmiany tego, co da się zmienić – w dniu, w którym zrodzi się prawdziwe współczucie względem ofiar, owo współ-odczuwanie, które jest współ-cierpieniem i kryje w sobie troskę graniczącą z lękiem: „aby to się nie wydarzyło nigdy więcej”, w tym dniu zostanie osiągnięty punkt, od którego nie ma odwrotu i naprawdę rozpocznie się uzdrowienie. W tym dniu, nie wcześniej. Jednym z przejawów tego zwrotu powinna być wdzięczność względem tych, którzy przemówili i ujawnili ciężką chorobę, która – gdyby nie oni – szerzyłaby się dalej; oczywiście pod warunkiem, że chodzi o prawdziwą wdzięczność, płynącą z głębi serca” - podkreślał przeor Wielkiej Kartuzji. Współ-odczuwanie, współ-cierpienie, o którym mowa dotyczy zaś nie tylko skrzywdzonych seksualnie, ale także dotkniętych przemocowym duszpasterstwem, złym wymiarem kaznodziejstwa, błędami w zarządzaniu czy brakiem szacunku przełożonych wobec podwładnych.
Gdy teologia, ale także zarządzanie Kościoła przejdzie taką przemianę, gdy doświadczy spotkania ze skrzywdzonymi, będzie zupełnie inaczej uprawiana, myślana. To jest przełom na miarę tego, jakiego w filozofii dokonał Kant, a wcześniej Kartezjusz. Nowoczesna metafizyka, nawet ta oparta na myśli Arystotelesa czy św. Tomasza z Akwinu, nie może ignorować tamtych przełomów, musi się nie tylko z nimi mierzyć, ale i brać je pod uwagę. Nowa teologia będzie musiała brać pod uwagę nie tyle nawet perspektywę osób skrzywdzonych, ale głęboką rewolucję empatii i czułości, jaką wymusza spotkanie z osobami skrzywdzonymi, a która przemienia już teologię i życie Kościoła. Proces tej zmiany będzie szedł coraz głębiej, będzie przemieniał kolejne elementy teologii. I wcale nie chodzi o to, że wszystko zostanie odrzucone i stworzone na nowo. Ani Kant, ani Kartezjusz - by pozostać przy filozoficznym przykładzie - wcale nie stworzyli filozofii na nowo i czerpali z jej korzeni. I podobnie będzie z teologią. Ona będzie nadal teologią katolicką, zakorzenioną we właściwej katolicyzmowi racjonalności, czy w świadomości istnienia grzechu, ale będzie przemieniona rewolucją spotkania ze skrzywdzonymi, zrozumieniem głębokich przyczyn tragedii, jaką była zgoda albo brak świadomości wykorzystania psychicznego, seksualnego, duchowego w Kościele.
List zarządów towarzystw teologicznych pokazuje z całą mocą, że teologia w Polsce jest jeszcze - jeśli chodzi o znaczącą część teologów - zdecydowanie przed tym przełomem.
Skomentuj artykuł