Tęsknię za Kościołem, który jest wspólnotą miłosierdzia
W pierwotnym Kościele „nikt nie cierpiał niedostatku (...), a każdemu rozdzielano według potrzeby” – czytamy w Dziejach Apostolskich. Krótko mówiąc, w pierwotnym Kościele praktykowano uczynki miłosierdzia. Żyjecie tak?
Zawsze zdumiewa i inspiruje mnie obraz pierwotnego Kościoła, którego opis znajdujemy w Dziejach Apostolskich: „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących. Żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne” (Dz 4,32-33). Te dwa wersety zawsze poruszają mnie tak dalece, że rodzi się w moim sercu nieodparta tęsknota za takim Kościołem, który jest wspólnotą miłosierdzia, a więc wspólnotą ludzi pełnych wzajemnej troski o siebie.
Tym, czego czasem nam brakuje jest jedność ducha, która powinna ożywiać wszystkich wierzących. Jeden duch, to znaczy ta sama inspiracja, to samo natchnienie, ten sam ideał: odnajdywać Boga w sobie nawzajem. Tym, co pozwala nam odnaleźć Boga w drugim człowieku jest właśnie miłosierdzie. Bardzo konkretną pomocą są w tym uczynki miłosierdzia, o których często zapominamy, a które warto przypomnieć.
Podróżnych w dom przyjąć, głodnych nakarmić, grzeszących upomnieć, strapionych pocieszać, chorych nawiedzać, więźniów pocieszać, urazy chętnie darować, nieumiejętnych pouczać, wątpiącym dobrze radzić, nagich przyodziać, krzywdy cierpliwie znosić, spragnionych napoić, modlić się za żywych i umarłych, umarłych grzebać. W pierwotnym Kościele „nikt nie cierpiał niedostatku (...), a każdemu rozdzielano według potrzeby” – czytamy w Dziejach Apostolskich. Krótko mówiąc, w pierwotnym Kościele praktykowano uczynki miłosierdzia. Żyjecie tak?
Nasza wiarygodność, a więc wiarygodność Kościoła weryfikuje się na drodze miłości miłosiernej i współczującej. Nieustannie przypomina nam o tym papież Franciszek. W święto Bożego Miłosierdzia na nowo uświadomiliśmy sobie, że miłosierdzie realizuje się w naszym życiu jakby dwutorowo. Z jednej strony jest to łaska odpuszczenia naszych grzechów, radosne głoszenie przebaczenia i doświadczenie wierności Boga. W języku biblijnym miłosierdzie to „hesed”, czyli: wierność Boga. Bóg jest wierny mnie samemu, nawet wtedy, gdy ja nie jestem wierny sobie samemu.
Z drugiej strony miłosierdzie to także codzienna troska o braci, którzy doświadczają słabości i trudności. To także zdolność przebaczania tym, którzy wobec nas zawinili, albo nawet nas skrzywdzili. Inspiruje nas do tego jeden duch, który pomaga nam odnaleźć Boga w każdym człowieku, nawet w tym, w którym inni widzą tylko zło.
Można zastanawiać się, czy jesteśmy do tego zdolni? Tylko czasami i tylko w jakiś nieudolny, niepełny sposób. Bo tak samo trudno nam prosić Boga (ale także bliźniego) o przebaczenie, jak samemu wybaczać. Tak samo trudno nam prosić o pomoc, jak bezinteresownie pomagać. Miłosierdzie to cecha miłości, na którą zawsze stać jedynie Boga, a nas ludzi tylko czasami i w jakimś tylko nieudolnym naśladownictwie. Dlatego właśnie miłosierdzie jest łaską, a więc darem, o który powinniśmy Boga prosić.
Bóg jest wierny mnie samemu, nawet wtedy, gdy ja nie jestem wierny sobie samemu.
Mimo upływu wieków, Kościół w swej istocie pozostał niezmienny. Nadal jest w nim miejsce dla gorliwych i świętych, tak samo jak dla ociężałych i grzesznych. Jest miejsce dla tych, którzy sens życia widzą w zdobyczach rozumu oraz dla tych, którzy czerpią z bogactwa serca. Jest w nim miejsce dla głęboko wierzących oraz dla niedowiarków i wątpiących. Dla skał Piotrowych i sceptyków Tomaszów.
Ważne, byśmy wszyscy kierowali się jednym duchem, pamiętając o tym, co powiedział papież Franciszek: „W przyjęciu osoby usuniętej na margines, która została zraniona na ciele, i w przyjęciu grzesznika zranionego na duszy stawką jest nasza wiarygodność, jako chrześcijan” (Przemówienie na zakończenie Drogi Krzyżowej, Kraków, 29.07.2017 r.). Jeden duch, to znaczy ta sama inspiracja, to samo natchnienie, ten sam ideał: miłosierdzie.
Skomentuj artykuł