Tęsknota za Karolem Wielkim
Słowa, które padły 28 stycznia br. w katedrze we Frankfurcie nad Menem w uszach polskich katolików brzmią znajomo. Pytanie jednak, czy tęsknoty, które przynajmniej niektórzy mogą w nich dostrzec, pomagają czy przeszkadzają.
Jego pełny tytuł, który jest przytaczany w dotyczących go publikacjach, brzmiał: „Z łaski Bożej cesarz rzymski, zawsze August, król Franków, Włoch, Longobardii, Burgundii, Alzacji, Akwitanii i Hiszpanii”. 28 stycznia minęło dokładnie 1209 od jego śmierci. Z tej okazji w Katedrze Cesarskiej Świętego Bartłomieja we Frankfurcie nad Menem odbyła się doroczna uroczystość ku jego czci. Jak przypomniała Katolicka Agencja Informacyjna, uroczyste liturgie w intencji cesarza Karola Wielkiego są sprawowane w tej świątyni od 1332 roku. Czyli od prawie siedmiu stuleci.
Karol Wielki uważany jest za jednego z największych władców średniowiecznej Europy. Jako jego wielką zasługę w biogramach wymienia się stworzenie pierwszego europejskiego imperium od czasu upadku cesarstwa zachodniorzymskiego, który miał miejsce w drugiej połowie piątego stulecia. Niektórzy przypominają, że dużą część swego, trwającego 46 lat, panowania spędził na wojnach, które toczył w celu powiększenia podległego mu terytorium. Jednak najczęściej przedstawiany jest jako wzór chrześcijańskiego władcy, który walczył z poganami i umacniał wiarę. Sformułowanie „Z łaski Bożej” w jego pełnym tytule nie jest przypadkiem ani pustą deklaracją.
W tym roku kazanie podczas uroczystości ku czci Karola Wielkiego w katedrze we Frankfurcie wygłosił urodzony w Niemczech arcybiskup Reims, Eric de Moulins-Beaufort. Od roku 2019 jest on przewodniczącym Konferencji Biskupów Francji. Kreśląc jego portret w przeddzień rocznicowych obchodów katolickie pismo niemieckie „Die Tagespost” przestrzegało, że każdy, kto spodziewa się usłyszeć z jego ust zachętę do drogi synodalnej, będzie rozczarowany. Przypomniało, że francuscy biskupi nie są zwolennikami niemieckiego projektu kościelnych reform.
Jak wynika z medialnych doniesień, francuski odpowiednik abp. Stanisława Gądeckiego sporo uwagi poświęcił kwestii wiary, jej miejscu i roli we współczesnej Europie. Zauważył, że jest ona dziś masowo kwestionowana, a większości ludzi we Francji i w Niemczech nie daje już podstaw do życia, do działania, do ważenia decyzji, do wyobrażeń o świecie. Inaczej mówiąc, przestała być powszechnym punktem odniesienia.
„Dla wielu ludzi w Europie wiara chrześcijańska stanowi tylko część dziedzictwa kulturowego, a tylko nieliczni poszukują w wierze «żywego źródła»” - zdiagnozował arcybiskup Reims. Ubolewał, że na całym kontynencie europejskim Kościół nie jest już matką, która czyni ludzi zdolnymi do życia w Duchu Świętym. Co więcej, „nie daje już państwom zasobów do dawania sensu, pociechy i zaangażowania, rekompensujących ich własne niedociągnięcia”. w jego ocenie Kościół katolicki w dzisiejszej Europie nie może być już siłą jednoczącą mieszkańców. Jest postrzegany jako relikt przeszłości, obciążenie, a także jako „niepokojąca siła, której społeczną użyteczność umniejszają w dużej mierze popełniane, a dotychczas tuszowane przestępstwa”.
Diagnozy i oceny przewodniczącego Konferencji Biskupów Francji w uszach wielu polskich katolików brzmią znajomo. Od dawna można w Kościele w Polsce usłyszeć surowe cenzury, wystawiane zwłaszcza zachodniej Europie. Ale nie tylko ten aspekt wypowiedzi francuskiego arcybiskupa (nota bene, jak zauważył „Die Tagespost”, świetnie mówiącego po niemiecku), wydaje się bliski niejednemu wiernemu Kościoła katolickiego w Polsce. W tym, co mówił w Cesarskiej Katedrze Świętego Bartłomieja abp Eric de Moulins-Beaufort, przynajmniej niektórzy wyczuwają nostalgię za silnymi więziami Kościoła i państwa. Wychwytują w jego słowach pewną tęsknotę za Karolem Wielkim, tęsknotę, którą przynajmniej w części podzielają.
Warto się zastanowić, czy takie tęsknoty w dzisiejszej sytuacji Kościoła nie tylko w Europie, mają sens. Czy pomagają Kościołowi w wypełnianiu jego ewangelizacyjnej misji czy przeszkadzają? Jak wpływają na jego wizerunek zarówno w oczach wiernych, jak i tych, którzy sytuują się poza nim? W jakiej pozycji stawiają wspólnotę katolików wobec instytucji państwa?
Nie jest wielkim odkryciem spostrzeżenie, że w bardzo wielu krajach istnieją politycy, którzy tego typu tęsknoty błyskawicznie wyczuwają i chętnie wyjdą im naprzeciw. Część zapewne gotowa jest to zrobić z rzeczywistego pragnienia dobra Kościoła, ale są i tacy, którzy we wzmacnianiu więzi państwa z Kościołem widzą przede wszystkim własną korzyść. Problem w tym, że rozpoznanie przez Kościół rzeczywistych intencji bywa bardzo trudne, a nieraz następuje za późno.
Abp Eric de Moulins-Beaufort w swoim frankfurckim wystąpieniu zawarł też sygnały nadziei. Pytał „Czy nie możemy uznać, że znajdujemy się w fazie oczyszczania, aby Ewangelia pojawiła się znowu jako ogień, który odnowi nasze wyobrażenia o świecie?”. Przekonywał, że Kościół może ponownie stać się miejscem, „w którym można doświadczyć nieoczekiwanej miary wolności” i głębokiej radości. Mówił, że choć Kościół katolicki w dzisiejszej Europie nie może być już siłą jednoczącą mieszkańców, bo przypomina „małą, poniżoną i skromną resztkę”, to jednak właśnie ta resztka wciąż jest nośnikiem obietnicy dla całej ludzkości. Warto zadać pytanie, jak liczni są w Polsce katolicy, którzy podzielają także taką wizję Kościoła.
Z pewnością Karol Wielki bardzo przysłużył się Kościołowi i chrześcijaństwu. Ale jeśli ktoś chciałby empirycznie sprawdzić, jakie mogą (choć nie muszą) być efekty intensywnego budowania więzi między wspólnotą wierzących a państwem, niech spojrzy za naszą wschodnią granicę.
Skomentuj artykuł