W Kościele również ulegamy pokusie światowości

W Kościele również ulegamy pokusie światowości
fot. © Mazur/cbcew.org.uk

Ojciec Szustak słusznie twierdzi, że już w Biblii wielu ludzi jak Abraham, Noe czy apostołowie byli dla świata dziwakami. Mnie się wydaje, że sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana.

Z zainteresowaniem wysłuchałem i przeczytałem dwie analizy dotyczące relacji Kościoła (chrześcijaństwa) do współczesnego świata. Pierwsza wypowiedź to "Pan z wami wariatami" o. Adama Szustaka OP, druga to cytowany przez dominikanina artykuł Marcina Kędzierskiego "Przemija bowiem postać tego świata".
Powiem wprost. Cieszę się, że w przestrzeni publicznej pojawia się tego typu refleksja, jakaś próba zrozumienia tego, co sie dzieje, w świetle Ewangelii. Oba punkty widzenia (zresztą zbieżne) inspirujące są o tyle, że nie opierają się na wypieraniu, zaprzeczaniu i budowaniu iluzji, że nie jest tak jak jest.
Mam bowiem wrażenie, że w wielu środowiskach kościelnych ciągle nie chcemy dopuścić do siebie faktu, że król jest nagi. Wolimy jednak widzieć chrześcijaństwo i Kościół w Polsce jako znaczący, triumfujący, mający wpływ na wszystko faktor życia społecznego. Zaprzeczamy bądź jedynie nieśmiało dopuszczamy niezbity fakt, że sekularyzacja i dechrystianizacja już dotknęła nasz kraj. Tak radzimy sobie z głęboką bezsilnością wobec szybko zachodzących zmian.
Podzielam też uwagi i spostrzeżenia zarówno o. Szustaka OP jak i zasadniczo Marcina Kędzierskiego. W Kościele w Polsce (ale ten problem dotyczy przecież także innych krajów) posługujemy się softwarem, jeśli tak można powiedzieć, który jest niekompatybilny z softwarem, którym operuje współczesna kultura masowa, media i większość już mocno "odchrystianizowanych" mieszkańców Europy.
Co więcej, uważam, że obecnie w Polsce przechodzimy etap, który Kościół w Europie przechodził w drugiej połowie XIX wieku:) My walczymy z modernizmem, ze światem, który wydaje się nam odbierać to, co dla nas istotne. Reakcje Kościoła ( z grubsza rzecz ujmując) są podobne do tych z końca XIX wieku.
Chciałbym dodać do tej debaty parę słów od siebie. Nie chcę powtarzać tego, co powiedzieli obaj Panowie. Nie będzie to krytyka, lecz raczej poszerzenie spojrzenia.
1. O. Szustak słusznie twierdzi, że już w Biblii wielu ludzi jak Abraham, Noe czy apostołowie byli dla świata dziwakami. Mnie się wydaje, że sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana. Nie jest chyba tak, że żyjemy wyłącznie w opozycji my-chrześcijanie i świat. Problem polega na tym, że "świat", tudzież "myślenie światowe", jest obecne także w Kościele. Papież Franciszek mówi o "światowości".
Myślenie światowe nie polega tylko na tym, że akceptuje się aborcję, wolność bez ograniczeń, eutanazję. To jest wariant dla ludzi, którzy do Chrystusa już za bardzo się nie przyznają. Już jednak Ewangelia wskazuje, że od początku dochodzi do nieporozumień między uczniami a Jezusem. Oni żyją i myślą jakby z dwóch światów. To, jak uczniowie rozumieją władzę, wielkość, krzyż, cierpienie, grzech, Boga bardzo się różni od tego, co mówi Jezus. To nie zmieniło się do dzisiaj.
W Kościele również ulegamy pokusie światowości, kiedy zapominamy, że celem Kościoła nie jest trwanie, życie dla siebie samego, zdobywanie wpływów, przywileje, tytuły, władza rozumiana po ludzku, bogacenie się, pragnienie sukcesu, bycie na świeczniku, kurczowe trzymanie się utartych schematów w głoszeniu Ewangelii, zamiatanie trudnych i grzesznych spraw pod dywan, głupie bronienie autorytetu duchownych, klerykalizm, karierowiczostwo, święty spokój, wygoda, skostniałe struktury kościelne, ustawienie się, stawanie po stronie bogatych, a nie ubogich itd. To też jest myślenie światowe, to też jest stawianie człowieka (siebie) w centrum, które bardzo utrudnia rozumienie i życie Ewangelią. Przekaz jest wówczas niewiarygodny i niespójny, nie tylko z tego powodu, że słownictwo, pojęcia i obrazy są już niezrozumiałe, ale dlatego, że w praktyce życie często odzwierciedla "myślenie światowe".
Kiedy w pierwszej połowie XX wieku św. Albert Hurtado, jezuita z Chile, napisał książkę "Czy Chile jest krajem katolickim?" uderzyła w niego fala krytyki głównie ze strony biskupów. Dlaczego? Ponieważ hierarchia bardziej trzymała z bogatymi niż z biednymi. Junta prawicowa prześladowała i mordowała tych księży, którzy żyli z ubogimi. Sam Hurtado wyzywany był od komunistów i lewaków. A on nie tylko pisał książki, ale sam zajmował się ubogimi i ostatnimi. Na jaki kamień trafił św. Albert w Kościele? Na myślenie światowe, które na dobre się w nim zadomowiło.
2. Niestety, nie tylko dla tzw. świata, czyli ludzi poza Kościołem, system wartości, pojęć i obrazów jest niezrozumiały. Także ogromne rzesze wiernych, zwłaszcza tych, którzy luźno związani są z Kościołem, a nawet tych jeszcze praktykujących, nie rozumie i nie widzi związku ze swoim życiem tak ważnych prawd jak odkupienie, zbawienie, grzech, pojednanie, zmartwychwstanie itd. Nam się iluzorycznie wydaje, że wszyscy wiedzą, o co chodzi. Ale to nieprawda. Sporo uczestników liturgii słucha modlitw i homilii jak na tureckim kazaniu. Nie porusza ich to, bo są to dla nich rzeczywistości obce. I jak słusznie zauważa, Marcin Kędzierski, nie stało się to w ostatnich kilku latach. To są długie procesy przeobrażania myślenia i wyobraźni. Kiedy więc niektórzy biskupi i księża mówią, że "współczesny świat" albo "dziś" nie rozumie się Boga, to promują pewną iluzję, jakby zmiany zachodziły z dnia na dzień. Nie, dzisiejsze sekularyzacja to także skutki wieloletnich zaniedbań Kościoła, braku refleksji, stosowania taktyki "więcej tego samego". Próby nowej ewangelizacji zasadniczo nie bardzo zdają egzamin, bo często zakłada się, że wystarczy tylko przypominać to, o czym się już dawno nie mówiło. Nie wystarczy.
3. Jednym z poważnych problemów, który trawi też nasz Kościół w Polsce, jest zagubienie w katechezie i kazaniach dwuznaczności pojęcia "świat". W Biblii świat nie jest tylko rzeczywistością wrogą Bogu. W świecie dzieją się też dobre rzeczy. Między stworzeniem a zbawieniem istnieje ciągłość. Nie wszystko jest w świecie i w człowieku zepsute. Człowiek, także niewierzący, jest otwarty na dobro. Gdyby tak nie było, nikt nie mógłby się nawracać i odpowiadać na Dobrą Nowinę. Ludzie byliby wtedy demonami. Kłopot w tym, że często narracja ogromnej części duchownych dyskredytuje wszystko, co pochodzi od świata. A przecież jest w tym świecie wiele dobrych, ludzkich i zarazem pochodzących od Boga środków, które jako ludzie Kościoła powinniśmy uznawać, akceptować i stosować. Sprzeciwianie się temu, co często słusznie twierdzi nauka (np. teoria ewolucji albo istnienie pandemii) jest de facto odrzucaniem tego, co Bóg dał już w stworzeniu. Za dużo jest lęku wobec tego, co nowe. Jasne, że zawsze należy rozeznawać, ale o tym za chwilę.
Zwróćmy też uwagę, że kiedy Jezus mówi o misji swoich uczniów, to zwraca uwagę na ich bycie w pośrodku świata. Sól, światło, zaczyn jest wewnątrz świata, nie na zewnątrz. Ale, tej soli, światła i zaczynu, potrzebują najpierw sami uczniowie. Po chrzcie i nawet latach katechez, po święceniach i ślubach zakonnych, myślenie światowe nie wyparowuje z nas automatycznie. Zapominamy, że my wszyscy stale potrzebujemy oczyszczenia i odnowy. To niekończący się proces.
Co z tym robić? Ja też nie mam łatwych recept. Doświadczenie bezsilności i porażki będzie wpisane w naszą misję. Ale nie powinno podciąć nam skrzydeł.
1. W pełnej zgodzie z tym, co mówi o. Szustak OP, również uważam, że musimy porzucić "światowe" pragnienie o zbudowaniu raju na ziemi i doczesnym triumfie Kościoła. Czas wielkich liczb i tłumów mija. Nie jest łatwo przyjąć rolę garstki, niedominującej mniejszości. To rodzi lęk.
2. Biorąc to pod uwagę, musimy uczyć się i innych głębszej modlitwy, które nie będzie polegała tylko na obowiązku pacierza jako daniny dawanej Bogu. Taka modlitwa to dziś za mało. Ona często nie dociera do głębi. Chodzi o modlitwę mocno opartą na Słowie Bożym, o kontemplację, modlitwę ciszy. Nigdy nie będą się jej uczyć tłumy. Ale siłę do bycia w świecie, do nieulegania lękowi, do działania mocą Ducha Świętego mamy czerpać z Boga, nie z siebie. Istotą chrześcijańskiej modlitwy jest to, aby Bóg mógł działać w każdym czasie przez chrześcijanina.
3. Idąc za głosem proroka naszych czasów, Papieża Franciszka, musimy uczyć duchownych, zakonników i liderów chrześcijańskich sztuki rozeznawania duchowego, którzy z kolei będą tego uczyć wiernych. To nie jest zadanie dla elitarnych grup. Zamęt, niepokój, zagubienie bierze się właśnie stąd, że wielu wierzących gubi się w gąszczu różnych propozycji, sposobów myślenia, propozycji na życie. Nie wiadomo, gdzie prawda, kto mówi prawdę. Otóż, nie. Rozeznanie zmierza do tego, abyśmy się potrafili odnaleźć, abyśmy nie rezygnowali z tego, co nienegocjowalne i równocześnie byli elastyczni. Nie upierali się i nie trzymali sztywno tego, co musi ulec zmianie. Celem rozeznawania duchowego jest to, abyśmy żyli w wewnętrznym pokoju, nawet jeśli w życiu panuje sztorm i nawałnica.
4. Formacja ludzi świeckich, którzy wypełniając swoje powołanie obojętnie w jakim stanie życia będą, jest dzisiaj naglącą koniecznością. Budowanie wspólnot, ale nie po to, by się izolować i dobrze czuć we własnym gronie, lecz by umacniać się w misji świadczenia życiem o Bogu, to jest zadanie na najbliższe lata. I znowu, nie można liczyć, że będzie w tym uczestniczyć cała parafia. Pytanie tylko, czy są na to przygotowani duchowni, czy nie czują się zagrożeni obecnością tych świeckich, którzy są coraz lepiej wykształceni ogólnie i teologicznie.
Polska to nie jest już kraj robotniczo-chłopski. A mam wrażenie, że często dominujący przekaz z ambon skierowany jest do takich ludzi, z całym szacunkiem do nich. Sama pobożność i przywiązanie do zwyczajów i tradycji nie będzie w stanie zmierzyć się z wyzwaniami obecnego czasu. Antyintelektualizm i stawanie okoniem wobec nauki tylko ośmiesza Kościół i pogłębia przepaść między chrześcijaństwem i tzw. światem.
5. Rozmontowywanie głęboko zakorzenionego w Polsce moralizmu, to kolejne zadanie wzmacniające nas na owocną misję w tym świecie. Wielu wierzących słyszy ciągle czego to nie powinni robić, co wolno, czego nie wolno, jak mają się starać, ale za bardzo nie wiedzą, dlaczego i po co. Im też brakuje żywej relacji z Bogiem, poznania Chrystusa. Chrześcijaństwo nie jest postrzegane jako dar, lecz jako wymaganie. To wielka herezja naszych czasów.
Na koniec, a tak naprawdę to tylko parę uwag, bo temat jest jak rzeka, uważam, że stale aktualna jest też myśl św. Augustyna, że to nie czasy są złe czy dobre. Czasy są takie, jacy my jesteśmy. Nigdy nie będziemy mieć komfortowych warunków. Tego Jezus nie obiecał. Ale w każdym czasie Bóg wzywa nas do działania, jeśli jednak najpierw zaczniemy od skupienia uwagi na Nim, od przyjmowania tego, co On chce nam dać.
Artykuł pierwotnie ukazał się na profilu Dariusza Piórkowskiego SJ

DEON.PL POLECA


Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Dariusz Piórkowski SJ

Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się Bogiem
Św. Ireneusz z Lyonu

Życie chrześcijanina to więcej niż gorączkowe unikanie grzechu (niemożliwe), czy nienaganna perfekcja (zabójcza). Perspektywa uczniów Jezusa to "osiągnięcie pełnego podobieństwa do...

Skomentuj artykuł

W Kościele również ulegamy pokusie światowości
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.