Wiele grup rozpada się w drobny mak, gdy zmienia się duszpasterz
Wiele grup i inicjatyw rozpada się w drobny mak, gdy zmienia się jej duszpasterz. Dlaczego? Czasem ludzie odeszliby wcześniej, a trzymały ich tylko ludzkie, przyjacielskie relacje z duszpasterzem. Innym razem ból po zmianie kapłana jest tak duży i w pewien sposób destrukcyjny, że nie jesteśmy w stanie zaakceptować nowego pasterza.
W katolickich częściach Internetu lekko zawrzało po informacji o odwołaniu z funkcji moderatora wspólnoty Wojownicy Maryi, jej dotychczasowego przewodnika ks. Dominika Chmielewskiego. Można to popierać bądź nie, choć przyznać należy, że niektóre z komentarzy do tej sytuacji trudno przyjąć za katolickie. Z obu stron – tych, którzy widzą w ks. Dominiku kapłana świętego i krzywdzonego przez przełożonych oraz tych, których ta zmiana z różnych powodów cieszy. Choć sama nie mam w tej sprawie zbyt wiele do powiedzenia, bo sposób głoszenia ks. Dominika jest mi bardzo daleki, więc i nigdy specjalnie się w niego nie wsłuchiwałam, to widzę tu pewien głębszy problem. Niezgodę na to, jak Kościół posyła księży do różnorakich funkcji, dzieł czy inicjatyw.
Niedługo ponownie ruszy letni transfer księży, szczególnie w parafiach diecezjalnych. Nasi ukochani duszpasterze być może zmienią miejsce pracy, wywołując tym nasz ból, bunt i niemoc. Czasem zdarzyć się może odwrotnie, nielubiany kapłan zniknie nam z oczu i nie trzeba będzie się już z nim męczyć. Co by się nie działo, czasem gubimy w tym większy sens – choćby to by nie opierać swojej wiary i sposobu jej praktykowania na ludziach, nawet jeśli są świetnymi duszpasterzami.
Ks. Chmielewski dokonał w Polsce rzeczy wyjątkowej, tworząc potężną grupę Wojowników Maryi. To, czy ta grupa jest skarbem Kościoła, czy nie – zostawiam ocenie indywidualnej, choć przyznać należy, że to, co powstało, jest w pewien sposób unikatowe. Trzeba jednak zadać sobie jedno ważne pytanie – czy ta grupa jest w stanie funkcjonować na podobnym poziomie z innym przewodnikiem? Jeśli nie, na kim tak naprawdę opiera się jej wartość i charyzma? Ta konkretna wspólnota jest dla mnie jednak tylko przykładem, bo życie pokazuje, że wiele grup i inicjatyw rozpada się w drobny mak, gdy zmienia się jej duszpasterz. Dlaczego?
Powodów jest pewnie wiele. Czasem ludzie odeszliby wcześniej, a trzymały ich tylko ludzkie, przyjacielskie relacje z duszpasterzem. Innym razem ból po zmianie kapłana jest tak duży i w pewien sposób destrukcyjny, że nie jesteśmy w stanie zaakceptować nowego pasterza. Jeszcze innym jest pójście za kapłanem, do jego nowego miejsca i uczepienie się człowieka, licząc na to, że odległość nie będzie miała znaczenia, a my mamy prawo rozwijać się gdzie i jak chcemy.
Czuję jednak, i tak pokazuje zarówno doświadczenie moje jak i bliskich mi osób, że zmiany które przychodzą, mimo że są czasem trudne do udźwignięcia, gdy są dobrze przeżyte, mogą być źródłem błogosławieństwa i łaski.
Czasem pewne rzeczy widzimy dopiero z perspektywy przeżytych lat, błogosławieństwo płynące z trudnych zmian również. Ten, kto dłuższy czas spowiada się u stałego spowiednika, wie zapewne dobrze, że czasem (choćby co kilka lat) zmiana jest dobra i może przynieść zaskakujące owoce. Osoby, które formują się w różnych ruchach i wspólnotach niejednokrotnie widzą, ile życia, nowych pomysłów, świeżego powiewu wnosi nowy duszpasterz, niezasiedziany w starych schematach. Nowy proboszcz, choćby wskoczył w miejsce najlepszego proboszcza świata, jest dla parafii darem, bo być może przekona do siebie choć jedną zagubioną osobę, której poprzedni duszpasterz nie zauważył.
Choć czasem zmiany są dla nas trudne, zaufajmy mądrości Kościoła. Weźmy to, czego potrzebujemy, tu i teraz, a potem puśćmy wolno ukochanego duszpasterza. Jeśli zawdzięczamy mu wiele, warto mu o tym powiedzieć wprost i pamiętać o nim w swojej modlitwie. Warto też przyjąć jego następcę z pokorą i otwartością. Być może ta zmiana jest właśnie dla mnie, choć dziś czuję tylko ból i żal? Zamykając swoje serce na zmianę, nigdy się tego nie dowiemy…
Skomentuj artykuł