Wiele twarzy Frassatiego
(fot. aj)
Rodzice myśleli, że syn jest nieukiem, podczas gdy on czas na naukę dawał biedakom. Zobaczyli Piotra Jerzego dopiero wtedy, gdy wynoszono jego trumnę, mijając szpaler złożony ze wszystkich nędzarzy z Turynu, którzy już wtedy wiedzieli, że to święty.
Zazwyczaj gdy poznajesz nowego człowieka, możesz zobaczyć tylko jego jedną stronę. Każdy ma swoje tajemnice i musi upłynąć dużo czasu, żebyście wzajemnie nabrali do siebie zaufania, które pozwoli na pełniejsze otwarcie. Dwa tygodnie temu sam spotkałem nowego przyjaciela. Nigdy nie słyszałem jego głosu, nie widziałem jak się porusza. Pomimo tego, że nie żyje od ponad dziewięćdziesięciu lat, wiem o nim naprawdę bardzo dużo. Myślę, że nawet więcej, niż o niejednym z moich żyjących kolegów. Mój przyjaciel nazywa się Pier Giorgio Frassati.
Poznałem go dzięki dwóm książkom. Pierwsza to wydane przez Więź Listy do przyjaciół, druga to biografia Piotra Jerzego pod tytułem Pier Giorgio Frassati. Człowiek ośmiu błogosławieństw napisana przez jego siostrę Lucianę. Obie są świadectwami życia jednego człowieka, ale przez perspektywę, w której powstawały, miejscami radykalnie się od siebie różnią. Doskonale ujął to w przedmowie do Listów biskup Grzegorz Ryś, sugerujący, aby przeczytać obie książki razem, bo te się uzupełniają. Zmotywowany ostatnimi Światowymi Dniami Młodzieży oraz obecnością relikwii Piotra Jerzego u krakowskich dominikanów posłuchałem rady biskupa Rysia i czytałem książki równolegle.
Każdy coś o Piotrze Jerzym słyszał: a to historię o wymazanej z obrazu beatyfikacyjnego fajce; a to o tym, że łaził po górach; albo też, że choć był z szalenie prominentnej rodziny, to poświęcił się pomocy najuboższym. To wszystko prawda, ale skupienie na pojedynczym wycinku nie odda całej sprawiedliwości temu kim był Pier Giorgio. Z jednej strony widzimy studenta, który boryka się z "błogosławionymi" egzaminami już od najwcześniejszych etapów edukacji. Tej nie zakończył, przerwała ją niespodziewana śmierć. Jednak wszystko co zrobił wcześniej świadczy o tym, że nie była mu do niczego potrzebna, zaś egzaminy stały na dalszym planie w liście priorytetów. Ilość pracy, którą robił dla innych mogłaby być wykonywana przez kilku ludzi.
Z drugiej strony istotne miejsce zajmują wątki polityczno-społeczne. Frassati miał bardzo wyraziste poglądy, którym niejednokrotnie daje wyraz w listach do przyjaciół. Był nieprzejednanym antyfaszystą (raz nawet ich własnoręcznie wygonił, gdy napadli na jego dom!) i należał do chrześcijańskiej Partii Ludowej, broniącej interesów chłopów i robotników. Związek swojego stronnictwa ze zwolennikami Mussoliniego wywołał w Pier Giorgiu potężny sprzeciw i rozczarowanie. Nie potrafił znieść mariażu katolicyzmu z wulgarną ideologią przemocy.
Trzecie oblicze Piotra Jerzego to działalność w licznych studenckich kołach, wśród których szczególne miejsce zajmowała Konferencja Św. Wincentego à Paulo. Konferencje miały za zadanie pomagać ubogim, szerząc miłosierdzie w praktyce. Pier Giorgio pochodził z zamożnej rodziny, lecz właściwie wszystkie pieniądze, które miał przeznaczał na bardziej potrzebujących. Znane są historie o tym, jak w zimie oddał swój nowy płaszcz biedakowi, albo gdy już jako dziecko podarował swoje buty ubogiej kobiecie, aby ta je spieniężyła. Zdarzało mu się kupować podręczniki dla kolegów, czy poszukiwać pracy dla bezrobotnych. W Listach jest niewiele świadectw tej działalności. Padają niejasne uwagi o zapewnieniu środków anonimowym rodzinom, ale można je zliczyć na palcach jednej ręki. W liście do Marii Fischer pisze o przesłaniu 90 tysięcy koron, które mu pozostały z podróży, lecz zaznacza, że jego nazwisko musi pozostać tajemnicą. Luciana w Człowieku ośmiu błogosławieństw wspomina, że kiedyś tajemniczo wrócił do domu z Niemiec z tylko jednym lirem w kieszeni. Być może to właśnie ta sytuacja? To wszystko są bardzo znaczące gesty i ich śladowa obecność w korespondencji ogromnie wiele mówi. Frassati nie szukał żadnego rozgłosu, ani uznania. Był skromny i potrzebował być blisko biednych, bo widział, jak przejawia się w nich Chrystus.
Czwartym elementem są przyjaciele. Frassati był w stanie zrobić dużo dla kolegów, co czasem skutkowało spóźnieniem na egzamin po mającej miejsce dzień wcześniej imprezie (z niej pochodzi znane zdjęcie błogosławionego w papierowej czapce, za stołem pełnym wina), a czasem trafieniem do aresztu, jak po bohaterskiej obronie sztandaru koła Cesare Balbo w trakcie zamieszek wywołanych w Rzymie przez prowokatorów. Szczególną grupę przyjaciół stanowiło Stowarzyszenie Ciemnych Typów. Była to grupa najbliższych koleżanek i kolegów Pier Giorgia, z którymi chodził w góry, imprezował i modlił się. Listy do tych znajomych są wyjątkowo zabawne i czułe. Gdy czyta się tą część korespondencji, to widać gołym okiem jak bardzo Frassati ich kochał, sam język jest inny. Nie dziw, bo chyba każdy ma taki idiom, którym porozumiewa się z tylko najbliższymi sobie osobami. Odrębne miejsce w sercu Pier Giorgia zajmowała Laura Hidalgo, która także należała do Ciemnych Typów, do niej jednak Frassati zwraca się ze szczególną elegancją i zachowawczością.
Szczytem bliskości jest przesłanie kwiatów z zaznaczeniem, że "panny są kwiatami", a każdy lubi to, co do niego podobne. Laura była nieszczęśliwą miłością Piotra Jerzego. Ze względu na pochodzenie dziewczyny, wymagający rodzice Frassatiego by jej nie przyjęli. Poinformowała go o tym siostra, która poleciła Pier Giorgiowi by porzucił to uczucie. Wywołało to w nim potężną burzę i zmianę, widoczną zwłaszcza gdy śledzi się listy z przełomu lat 1924 i 1925. Frassatiemu towarzyszysz smutek, który niekiedy próbuje maskować w niejasno pisanych zdaniach. Jednak Piotr Jerzy zachowuje go dla siebie. Mówi, że "być katolikiem, to znaczy żyć w radości" i pomimo bólu chce siłę tej miłości oddać innym ludziom poprzez przyjaźń i mocniejsze zaangażowanie. Jego życie duchowe ulega pogłębieniu, które towarzyszy mu aż do śmierci. Kryje swe złamane serce i kocha nim podwójnie - Boga i innych. Siłą rzeczy trudno wprost wyłowić skrytość w korespondencji, lecz pięknie opisuje ją siostra Luciana w Człowieku ośmiu błogosławieństw, rzucając dodatkowe światło na pisane przez Frassatiego listy.
Skrytość towarzyszyła mu do końca. Kiedy umierał właściwie nikt nie dostrzegał jego cierpienia, aż do ostatnich chwil. Sam Pier Giorgio znosił ból w milczeniu, nie chcąc dociążać bliskich. Rodzice byli na skraju separacji. Babcia zmarła kilka dni wcześniej. Jego choroba postępowała zawrotnie szybko. Dwa ostatnie listy dzieli nieco ponad półtora tygodnia. W przedostatnim planuje wyznaczenie nowej drogi wspinaczkowej, ostatni to notatka napisana sparaliżowaną już ręką. Nie pisze o bólu i cierpieniu, ale daje znacznie piękniejszy i bardziej doniosły testament. W jednym akapicie skierowanym do kolegi stara się uporządkować ostatnie kwestie: komu potrzebującemu przekazać zastrzyki, które ma w marynarce oraz aby zadbać o zaświadczenie dla Eugenio Sappy - ubogiego, któremu pomagał.
Piotr Jerzy był nieznany nawet samej swojej rodzinie. Po śmierci syna, jego matka pisała: "Cierpliwie przyjmował wszystkie moje uwagi (...) i to nie tylko uwagi słuszne, ale i takie, które nie wytrzymały próby czasu i okazały się krzywdzące. Robiłam mu wciąż wymówki, że marnuje czas, nic nie wiedząc o jego rozległej działalności dobroczynnej (...). A on przyjmował to bez słowa i nawet nie próbował się usprawiedliwić". Rodzice myśleli, że syn jest nieukiem, podczas gdy on czas na naukę dawał biedakom. Zobaczyli Piotra Jerzego dopiero wtedy, gdy wynoszono jego trumnę, mijając szpaler złożony ze wszystkich nędzarzy z Turynu, którzy już wtedy wiedzieli, że to święty. Że to człowiek wielu wymiarów i twarzy, który mimo tego pozostał najzwyklejszym chłopakiem na świecie: lubiącym śmiech, papierosy, dobrą zabawę i górskie wycieczki.
Karol Kleczka - redaktor i publicysta DEON.pl, doktorant filozofii na UJ, współpracuje z Magazynem Kontakt, pisze również w "Tygodniku Powszechnym". Prowadzi bloga Notes publiczny
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł