Wypychanie ludzi z Kościoła
Obejrzałem wideo na którym widać księdza, mówiącego "porażka" i pomyślałem o tych ludziach, dla których będzie to kolejny argument za tym, żeby z Kościołem nie mieć nic wspólnego. I ja ich naprawdę rozumiem, bo nie tak wygląda Kościół, w którym chciałbym być.
W czasie uroczystości Pierwszej Komunii do księdza podchodzi mały chłopak z komunikantami. Zaczyna recytować z pamięci wyuczony tekst. Myli się. Ksiądz komentuje: "daj to chłopie, następny proszę. Porażka jakaś".
Co wynika z wideo, które od kilku dni krąży w sieci i rozgrzewa do czerwoności komentarze? Dwie sprawy.
Po pierwsze, każda osoba, która występuje publicznie i jest nagrywana, musi zdawać sobie sprawę z tego, że wszystkie wypowiedziane przez nią słowa będą zarejestrowane i (być może) komentowane przez innych.
Strasznie chcę wierzyć w to, że ks. Masztalerek wykonuje w swojej parafii genialną duszpasterską robotę u podstaw: rozgrzesza, podaje ludziom Ciało Pana, uczy wiary w Boga, który jest Miłosierdziem i samą Dobrocią, odprowadza parafian w ich ostatnią drogę do Ojca.
Być może dzień Pierwszej Komunii Świętej w parafii Zesłania Duch Świętego w Ząbrowie był dla księdza po prostu trudny. Może faktycznie zdenerwowały go kolejne gafy popełniane przez uczniów i zła organizacja całego wydarzenia, a brak dobrej klimatyzacji sprawiał, że wszystkim było duszno i gorąco. Czy mogę mieć do niego pretensje, że miał w sobie takie, a nie inne emocje? Nie. Czy mogę oczekiwać, że ich nie zobaczę? Tak.
Bo w tym przypadku jest osobą szczególnie obserwowaną, której zachowanie będzie wzorem do naśladowania i której słowa (nagrane i dostępne w sieci) będzie mógł usłyszeć każdy.
Za sprawą kilku słów zobaczyłem (a ze mną kilkaset tysięcy ludzi) obraz człowieka, który beszta zestresowanego małego chłopca za pomyłkę w recytowaniu słów. Obejrzałem wideo na którym widać księdza, mówiącego "porażka" i pomyślałem o tych ludziach, dla których będzie to kolejny argument za tym, żeby z Kościołem nie mieć nic wspólnego. I ja ich naprawdę rozumiem, bo taki Kościół nie jest moim Kościołem - pełnym przebaczenia szpitalem polowym, ale zimną instytucją, wypychającą tych, którzy nie dostosowali się do jej praw.
Nic nie pomoże tutaj tłumaczenie, że to tylko jeden epizod, że nie można jednym zdaniem przekreślać całej dobrej roboty. Problem w tym, że właśnie można, a funkcjonowanie Internetu jest nieubłagane i setki przykładów pokazuje, że kilka słów wypowiedzianych w złym miejscu i czasie, może zmienić wszystko.
W tym kontekście tym bardziej przykro było mi czytać tłumaczenie księdza, który na pytanie dziennikarzy MamaDu.pl odpowiedział: "rzadko korzystam z Internetu, przed snem wolę poczytać książkę. Myślę, że nie ma czego komentować. Na tym filmie nie ma niczego, czego bym się wstydził, pod czym nie mógłbym się podpisać. Nagranie mówi samo za siebie".
Ale jest jeszcze druga sprawa. Do całej sytuacji mogłoby nie dojść, gdyby sama uroczystość Pierwszej Komunii mniej przypominała teatralne przedstawienie z rozpisanymi rolami, a bardziej spokojne i serdeczne spotkanie dzieci z Bogiem.
Rozumiem stres tego chłopaka, który pomylił się w niezrozumiałym dla siebie tekście, który musiał wyrecytować przed kościołem pełnym słuchaczy. Czy wydarzenie pierwszego spotkania z Bogiem w sakramencie ołtarza straciłoby na swojej doniosłości, gdyby było pozbawione tego elementu, który siłą rzeczy musi być stresujący? Czy nie można inaczej, mniej formalnie, bardziej spontanicznie podejść do spotkania z Tym, który mówił, że prawo jest dla człowieka, a nie człowiek dla prawa i który surowo upomniał swoich uczniów po tym, jak chcieli zabronić dzieciom przychodzić do Niego?
Nie ma sensu tkwić przy (nawet wieloletnich) tradycjach, które nie są sakramentami, a które już zwyczajnie nie działają, bo nie ma w nich nic autentycznego, prawdziwego, a zostaje tylko skorupa pielęgnowana przez kolejne pokolenia.
Zdaje się, że dobrze zrozumiał to bp Ireneusz Pękalski, który humorystycznie zareagował na podziękowania od bierzmowanych. Dobrze znał je na pamięć, bo słyszał je wielokrotnie przez wiele lat.
Nie ma nic złego w tym, żeby pozbyć się sztywnych formuł, które być może krępują to, co chcemy powiedzieć od siebie. To coś byłoby prawdziwe, swoje, szczere i nawet jeśli mniej eleganckie od wyuczonych zdań, to po prostu autentyczne.
Szkoda konserwować zachowania, których efektem może być wypychanie ludzi z Kościoła.
Michał Lewandowski - dziennikarz DEON.pl, publicysta, teolog. Prowadzi autorskiego bloga "teolog na manowcach" oraz fotograficzny projekt "Bardzo brzydkie zdjęcia"
Skomentuj artykuł