Za czym tęsknią nasze dzieci
Czasem zadaję różnym znajomym kobietom proste pytanie. Jaką mamą jesteś? - Taką sobie – mówią na ogół. Z facetami, zapytanymi o swoje ojcostwo, bywa jeszcze gorzej. Ale gdy się na jednych i drugich z boku popatrzy chwilę dłużej – widać, że naprawdę są fajnymi, dobrymi, czułymi rodzicami. Choć to właśnie czułość ukrywają najgłębiej.
Bo czułość nas odkrywa, odsłania, czyni bezbronnymi. Ale to właśnie ona ratuje świat. Nasz mały świat, rodzicielski i dziecięcy. I całą dużą resztę świata też. Tego świata, w którym dominuje szorstkość. Dystans. W którym emocje trzymamy na uwięzi.
Dzieci nas uczą, że nie o to chodzi. Wtedy, gdy są słodziakami śpiącymi jak aniołki w swoich łóżeczkach (i niech mi aniołowie wybaczą to porównanie) i wtedy, gdy z wściekłością ryczą w niebogłosy i tupią w podłogę, budząc trudne emocje u sąsiadów z dołu. Uczą nas mozolnie i metodą prób i błędów, bo nie potrafią tego jasno powiedzieć: że to, czego im potrzeba, to nie trzy odcinki Psiego Patrolu, to nie godzina grania na smartfonie, to nie wymarzone buty czy bluza marki wiadomej i noszonej przez resztę klasy, to nie spokój, finansowa stabilność, pełna lodówka i spełnianie marzeń.
To, za czym tęsknią – to nasza bliskość. Obecność. Czułość. Pewność, że mogą przyjść się przytulić, którą tak łatwo tracą, gdy mają już nie dwa, a dwanaście lat. Wiarę w to, że w nie wierzymy i kochamy je nawet wtedy, gdy są nieznośne, a zwłaszcza wtedy. Że w ich złym zachowaniu widzimy dalej nasze bardzo ważne i bardzo sobie z czymś nieradzące dzieci, a nie okropne, zepsute bachory, które nie wiadomo kiedy stały się najtrudniejszą częścią naszego życia.
Dlatego czułość jest papierkiem lakmusowym naszego rodzicielstwa.Testem, czy jeszcze potrafimy pozwolić sobie na to, żeby rozpuszczała twarde warstwy niechęci, zmęczenia, braku entuzjazmu, złości, które się w nas gromadzą, gdy życie nie jest łatwe.
Czułość jest jak morze, które toczy wszystkie ostre kamyki, kawałki szkła, połamane gałęzie, z których sterczą drzazgi; nie krzyczy, nie wypomina, nie robi uwag, nie wmawia nam, że jesteśmy do niczego i nie umiemy wychować własnych dzieci. Wygładza nas i kształtuje tak, że zamiast być raniącym kawałkiem szkła, stajemy się pięknym, gładkim kamykiem, którego się nie unika ani nie mija się obojętnie.
A tego przecież najbardziej się boimy: że dzieci zaczną nas unikać. Że zaczną nas mijać obojętnie. Że gdy nie będziemy najlepszymi rodzicami na świecie, choćbyśmy nie wiem jak to udawali, przestaną nas w końcu kochać. I one boją się tego samego: że nie są dość dobre. Nie są wystarczająco doskonałe, żeby zasłużyć na naszą miłość, bez warunków, bez wymagań, po prostu.
Czas mija i nas doświadcza – i coraz mniej wierzymy w to, że tacy, jacy jesteśmy, jesteśmy wystarczający. Ze wszystkimi naszymi brakami. Ze zranieniami, które sprawiają, że tak łatwo nas urazić, rozgniewać. Z egoizmem, który podpowiada, żeby zadbać o siebie, ale trochę za długo i o wiele za bardzo. Z odkryciem, że jednak nie umiemy tak kochać, jak nam się to wydawało na początku.
Z tego wszystkiego ratuje nas czułość. Ta przedziwna umiejętność widzenia człowieka takim, jakim jest naprawdę, dobrego, mądrego, szukającego tego, co ważne, potrzebne, piękne – i przeżywania chwil czystego zachwytu jego pięknem, choćby przez większość czasu było ukryte za tysiącem szorstkich, obronnych murów. Czułość każe nam tęsknić za tym, co w drugim najlepsze i ukryte, i mówić mu o tym językiem bliskości, zwykłych gestów, dobrej obecności, w której nic nie potrzeba poza byciem razem, poza pobyciem sobie razem. Bez sprawdzania stopnia doskonałości.
To jest trudne.
Tym trudniejsze, że teraz to pandemia mówi nam: sprawdzam.
Sprawdzam twoje granice. Sprawdzam twoje możliwości. Ile wytrzymasz? Ile zniesiesz? Na ile starczy ci cierpliwości, spokoju, wiary w to, że jesteś całkiem niezłym rodzicem, a twoje dziecko jest całkiem fajnym dzieckiem? Bo może już ci nie wystarcza.
I jeśli tak jest, że czujesz się rodzicem przetestowanym do granic możliwości, jeśli czujesz się taką sobie mamą albo kiepskim tatą, który nie ma cierpliwości ani czasu – pozwól sobie na czułość. Do swojego dziecka. I do siebie też - a może przede wszystkim.
Skomentuj artykuł