Za każdym razem, gdy słucham kazania o abstynencji, myślę o jednym

(Fot. pl.depositphotos.com)

Gdybym była księdzem, to jedną z sierpniowych homilii poświęciłabym na pewno ulubionemu kłamstwu szatana, które sączy nam z uporem do uszu w rozmaitych sytuacjach życiowych. To kłamstwo brzmi: „Nic się z tym nie da zrobić”.

Pomyśl. Ile razy zdarzyło się, że patrząc na „pijaczka” z sąsiedztwa pokręcił/pokręciłaś głową z myślą: „Ten to nigdy z tego nie wyjdzie”? Ile razy, patrząc na swoje nastoletnie dziecko wpatrzone w ekran smartfona, machnąłeś/machnęłaś ręką: „Nie ma sensu się prosić o uwagę”? Ile razy, słuchając o kolejnym kryzysie małżeńskim, stwierdzałeś/stwierdziłaś: „Tam już nie ma co ratować”? A przecież to my, wierzący, powinniśmy być znakami nadziei mimo wszystko. To my powinniśmy pokazywać, że nie ma sytuacji bez wyjścia i zawsze da się coś zrobić. Krótko mówiąc, to my, wierzący w Boga, powinniśmy podszepty złego traktować z półobrotu. Traktujemy?

Oho. Już, już widzę, jak świerzbią palce co poniektórych, by mi capslockiem wykrzyczeć w komentarzu, że nic o życiu nie wiem i to całe bycie znakiem nadziei powinnam skonfrontować z głodującymi dziećmi w Afryce, nieuleczalnie chorymi i tymi wszystkimi ofiarami wojen i katastrof humanitarnych. Zaznaczę więc od razu: nie mam ani krztyny wątpliwości, że są sytuacje, w których po ludzku nie ma dobrych rozwiązań ani szczęśliwych zakończeń. Będę się jednak upierać, że chrześcijaństwo z Jezusowym przekazem: zło nigdy nie ma ostatniego słowa - wyraźnie pokazuje, że fraza „z tym nic się nie da zrobić” jest kłamstwem. Zawsze można coś zrobić. Choćby to miała być „tylko” modlitwa. Moja modlitwa, która poszerzy moje serce...

Myśl o tym wraca do mnie uporczywie, ponieważ przez ostatnie dwie niedziele słuchałam kazań (niestety bynajmniej nie homilii) na temat potrzeby sierpniowej abstynencji. I chociaż nie mam wątpliwości, że temat jest ważny, a problem alkoholizmu wciąż w Polsce ma się niestety bardzo dobrze, to jednak za każdym razem, wychodząc z kościoła, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że warto by było do tematu uzależnień podejść nieco szerzej i oprócz nazywania problemu i jego konsekwencji po imieniu (co też jest oczywiście ważne!), skupić się na perspektywie duchowej tej człowieczej bolączki i pokazać, w jaki sposób relacja z Panem Bogiem pomaga przemieniać życie. Każdego.

Słuchając kazań o potrzebie abstynencji, myślę bowiem o tych wszystkich alkoholikach czy - szerzej - osobach uzależnionych, które znam. To nie są ludzie, do których przemówi nawet najbardziej płomienne kazanie księdza proboszcza. Z prostej przyczyny: ponieważ gros tych ludzi od lat nie bywa w kościele. Nie są to też na ogół osoby szukające realnej pomocy - nawet jeśli wszelkie obiektywne przesłanki krzyczą, że są już na dnie i ich zachowanie jest faktycznym wołaniem o ratunek. Niestety. Większość ze znanych mi uzależnionych osób tkwi w szponach tego czy innego nałogu i są naprawdę głęboko przekonani, że to oni nadal rządzą swoim życiem, a nie ta czy inna używka.

Do kościoła przychodzą jednak ich bliscy i znajomi. Współmałżonkowie, dzieci, rodzice, rodzeństwo, przyjaciele, sąsiedzi... Często wściekli, umęczeni, sfrustrowani, obolali, albo tak po ludzku - zwyczajnie zmartwieni losem drugiego człowieka. Wielu z nich nie potrzebuje pogadanki o ruchu AA i diagnozy, jak uzależnienie rujnuje człowieka. Po co - przecież widzą to na co dzień. Wyją za to w sercu: „Ale myśmy już wszystkiego próbowali!”, „Nie pomagają rozmowy, nie pomagają groźby, nie pomagają błagania”, „Z tym nic się nie da zrobić”...

I tak sobie myślę, że byłoby dobrze, gdyby w takim momencie usłyszeli coś, co doda im sił, zmieni perspektywę, podniesie na duchu, zainspiruje. Uwaga! Niekoniecznie od kaznodziei... przecież my wszyscy, wierzący, jesteśmy uczniami Jezusa. Jeśli więc nie kazanie, to może nasze pokrzepiające słowo czy gest natchnie kogoś do zawierzenia Panu lub umocni w dobrym. To taka specyficzna, chrześcijańska supermoc. Jeszcze chyba wciąż niezbyt umiemy się nią obsługiwać, ale widzimy, że ją mamy, prawda?

Przychodzimy do Jezusa, by znaleźć pokrzepienie, siły, mądrość, której nie da się nauczyć w żadnej szkole świata. Przychodzimy i my, świeccy, i kapłani. I często myślę o tym, że to jest coś, o czym warto krzyczeć, śpiewać, mówić, szeptać światu wszędzie, ciągle i do utraty tchu. O tym, co (Kogo!) tu możemy znaleźć i jak Go znajdujemy w tym, co jest naszą troską. O nadziei, która nie tyle płynie z przekonania, że będąc przy Bogu nie upadniemy pod ciężarem krzyża (bo wiadomo, że upadniemy - przecież nasz Mistrz upadał i to nie raz!), tylko, że się podniesiemy. Że możemy się podnieść, bo nigdy, nigdy nie jesteśmy z Nim w naszym życiu samotni. I ta świadomość może wszystko zmienić.

Wszystkie sierpniowe, niedzielne ewangelie, to jedna wielka opowieść o karmieniu, o tym, że Jezus z całych sił pragnie być blisko i nas umacniać, odżywiać, leczyć i powodować nasz wzrost. Zwłaszcza ten duchowy - ten, który pozwala doświadczyć Miłości w każdych warunkach i zobaczyć światło tam, gdzie zdają się panować nieprzeniknione ciemności. Czy potrafimy rzeczywiście głosić tę dobrą nowinę innym, czy może sami potrzebujemy ją dziś, tu i teraz, usłyszeć?

 

Żona, mama, córka, z zawodu animatorka społeczności lokalnych, z zamiłowania doktorka nauk społecznych, w wolnych chwilach pisze bloga "Dobra Wnuczka" i prowadzi konto na Instagramie. Razem z mężem od lat zaangażowana w Ruch Spotkań Małżeńskich i wrocławską Wspólnotę Jednego Ducha. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Za każdym razem, gdy słucham kazania o abstynencji, myślę o jednym
Komentarze (8)
MR
~Mała Rusałka
16 sierpnia 2024, 17:00
Można wysłuchać wiele kazań, homilii , prelekcji, nie tylko w sierpniu, ale w innych miesiącach roku również, na temat uzależnienia np . od alkoholizmu, ale to człowiek sam, musi tego chcieć i podjąć decyzję, leczenie, o zaprzestaniu picia, niszczenia siebie i rodziny, która cierpi. Nikt nie siedzi w jego skórze, jego myślach i postanowieniach. Wszystko można z pomocą Bożą. Od paru lat modlę się , proszę siostrę , aby poszła do spowiedzi , różnymi sposobami namawiam, aby się nawróciła, bo ma swoje już lata i nic, mówi - nie. Co można zrobić ? przecież ją nie zaprowadzę na sznurku, musi sama chcieć w swojej wolności powiedzieć Bogu - tak. Tak samo uzależniony, nikt nie zmieni jego życia jak sam tego nie chce.
BS
~brak słów
16 sierpnia 2024, 09:51
Bóg zapłać dobra kobieto ... walka z zakłamanym "kościołem"-świątynią diabła co się w ornat ubrał to "walka z wiatrakami" Jezus walczył z żydowskim "kościołem" - świątynią - i co go spotkało ... Słuchając kazań polskich biskupów "patriotów" i "klerykałów" oraz tych "dobrych pasterzy"(gospodarzy poprawnych politycznie w korzystnych kompromisach)nie sposób oprzeć się wrażeniu że Jezus jako człowiek w ich otoczeniu byłby właściwie postrzegany jako zepsuty - zły nie przez to że "ktoś" lub "coś" go zeszmaciło ale przez to że był bezkompromisowy apolityczny nie był typem lidera Alfa jak król profesor dyrygent generał i rektor (apage satanas i w kuszeniu na pustyni) no i nie był abstynentem ... uzależniony był od J14,6 ojca nie od matki w dążeniu ku prawdzie nie ku dwulicowym zakłamaniu tych co II-dwom panom służą kryjąc się za psychomanipulacjami
PR
~Ppp Rrr
15 sierpnia 2024, 15:25
"Z tym nic się nie da zrobić" - nie kłamstwo szatana, tylko oczywisty fakt. Tylko, że za tymi słowami stoją niewypowiedziane zakończenia, takie jak: "moimi siłami", "moim rozumem", "w sensownym czasie", "sensownym kosztem". Gdyby sobie takie dokończenia pododawać, sprawa robi się zupełnie jasna. MOŻNA coś z tym zrobić, ale dla danego konkretnego człowieka jest to nierealne lub czas i koszty powodują, że nie ma sensu zaczynać. Pozdrawiam.
E3
edoro 333
15 sierpnia 2024, 14:08
Gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, daremna byłaby nasza wiara. Nadzieja też.
PK
~Piotr Kaminski
15 sierpnia 2024, 10:43
Ja zas sluchajc kazan o abtynencji wiem ze ksieza mowia o tych problemach z wlasnego doswiadczenia i doswiadczenia wewlasnym srodowisku. Tym bardziej jestem im wdzieczny za to ze glosza potrzebe abstynencji, bo czlowiek z probkemami ma obowiazek przestrzegac innych aby nie powielali jego bledow
AM
~Alicja M.M.
14 sierpnia 2024, 17:33
Czytając ten artykuł, uświadomiłam sobie, że niestety, wszystkie kazania związane z sierpniem jako miesiącem trzeźwości, jakie zdarzyło mi się słyszeć, były apelami o sierpniową trzeźwość… okraszonymi ewentualnie ogólnikowym ubolewaniem nad zgubnymi skutkami alkoholizmu lub równie ogólnikowymi „uwznioślaczami”. Nie przypominam sobie niczego bardziej konkretnego. Pozostaje mieć nadzieję, że moje doświadczenie nie jest reprezentatywne! A księżom szukającym konkretnych inspiracji polecam choćby kontakt z jezuitami z tzw.. „górki” – sanktuarium z w Zakopanem.
TM
~Tomek Mazurek
16 sierpnia 2024, 17:34
Czy chodzi o działający tam klub AA?
AM
~Alicja M.M.
17 sierpnia 2024, 19:59
Spotkania ruchy AA też, ale ogólnie duszpasterstwo trzeźwości. Również np. czasowe śluby abstynencji, które często przynoszą skutki nie tylko na czas ich trwania, niekiedy w sytuacjach wyglądających na beznadziejne.