Kościół-państwo: przegląd spraw spornych

Kościół-państwo: przegląd spraw spornych
(fot. Debarshi Ray/ flickr.com)
KAI / drr

Dawno stosunki Kościół-państwo nie wydawały się tak napięte, jak obecnie. Niemal co tydzień dochodzą sporne problemy, którymi będzie się musiała zająć 15 marca Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu. Jest ich tak dużo, że rzecznik Episkopatu stwierdził z ubolewaniem: "Jesteśmy coraz bardziej zaskakiwani takimi kwestiami, które - wydawałoby się - najpierw należałoby omówić wspólnie, jeśli traktujemy się poważnie, jak równi i autonomiczni partnerzy".

O ile zaraz po zaprzysiężeniu nowego rządu w publicystyce akcentowano tezę, że Donald Tusk nie chce wojny z Kościołem, to w ostatnim czasie w mediach dominuje zgoła odmienny ton. Czy zatem - jak wieszczy "Newsweek Polska" - kończy się trwający ponad dwie dekady sojusz tronu z ołtarzem, zawiązany na gruzach PRL na początku III Rzeczpospolitej? Czy więc, mimo zaostrzenia polityki rządu wobec Kościoła, jest jeszcze szansa na dialog? Czy możliwy jest kompromis w sprawach tak bardzo różniących oba podmioty? Do dialogu takiego zobowiązuje przecież zarówno Konkordat, jak i Konstytucja RP.

Pierwszym sygnałem, że w stosunkach między państwem a Kościołem może zaiskrzyć, było exposé Donalda Tuska, w którym zapowiedział on płacenie w całości składek emerytalnych przez duchownych, co odebrano jako zapowiedź zlikwidowania Funduszu Kościelnego. Dla biskupów było rzeczą oczywistą, że zamiar ten zostanie poprzedzony właściwymi konsultacjami, aby wypracować stanowisko, na które również Kościół wyrazi zgodę. Nie można zapominać, że zagadnienia te reguluje Konkordat który w art. 27 stwierdza, iż "sprawy wymagające nowych lub dodatkowych rozwiązań będą regulowane na drodze nowych umów między Układającymi się Stronami albo uzgodnień między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej i Konferencją Episkopatu Polski upoważnioną do tego przez Stolicę Apostolską". A więc obowiązujące prawo nakłada na rząd konieczność "uzgodnień" z przedstawicielami Konferencji Episkopatu.

DEON.PL POLECA

Na tej podstawie prominentni reprezentacji strony kościelnej: przewodniczący Kościelnej Komisji Konkordatowej abp Stanisław Budzik (który działa w oparciu o mandat Stolicy Apostolskiej) i sekretarz Episkopatu bp Wojciech Polak - nie tylko deklarowali dialog, ale oczekiwali, że sprawy dotyczące nowego modelu finansowania Kościoła przez państwo będą odpowiednio opracowane wraz z rządem. Początkowo sygnały dobiegające z rządu uzasadniały te oczekiwania i to do tego stopnia, że podczas obrad Rady Stałej Konferencji Episkopatu 16 stycznia 2012 r. biskupi "z zadowoleniem przyjęli fakt, że ze strony rządu jest wola rozmów na ten temat". Jak się okazało, radość hierarchów okazała się przedwczesna.

To, że obecna formuła Funduszu Kościelnego, pozostawionego w spadku przez nie świętej pamięci PRL, zasługuje na generalną reformę, było wiadomo od dawna. Sami biskupi zdawali sobie sprawę, że w obecnej, archaicznej formie fundusz jest nie do utrzymania i powinien być przekształcony. Co innego jest jednak likwidacja, a co innego transformacja.

Minister administracji i cyfryzacji Michał Boni - odpowiedzialny ze strony rządu za dialog z Kościołami - stara się maksymalnie zniuansować poprzednie wypowiedzi przedstawicieli rządu, deklarując, że nie jest za likwidacją Funduszu Kościelnego, ale tylko za przeniesieniem jego części ubezpieczeniowej na Kościoły. - Nie mówię o likwidacji, z pełną świadomością używam określenia «usamodzielnienie płacenia składek», czyli zdjęcie jednej z możliwych funkcji z Funduszu Kościelnego. Teraz państwo uważa, że ze względu na zmiany w systemie emerytalnym trzeba usamodzielnić ten model płacenia składki - twierdzi min. Boni.

Kościół w tym sporze nie stoi na straconej pozycji. Sekretarz Episkopatu bp Wojciech Polak podkreśla, że jakiekolwiek rozwiązania nie mogą oznaczać jednostronnej likwidacji Funduszu Kościelnego przez państwo. Zapisy w konkordacie i konstytucji sugerują, że ewentualna nowelizacja ustaw związanych z Funduszem Kościelnym powinna zostać poprzedzona umową lub przynajmniej "uzgodnieniem" zawartym z Kościołem. Innymi słowy - likwidując arbitralną decyzją fundusz, rząd złamałby konstytucję i konkordat.

Pytany przez KAI o granice kompromisu w tej sprawie, na który może zgodzić się strona kościelna, bp Polak odpowiada: - Granice te narzucają się same. Jakiekolwiek rozwiązania nie mogą oznaczać jednostronnej likwidacji Funduszu Kościelnego. Fundusz ten nie jest darowizną państwa wobec Kościoła, nie jest przywilejem Kościoła czy jego dodatkowym zabezpieczeniem. Jest to rzeczywistość, która musi być rozwiązana zgodnie z zasadami sprawiedliwości, ze świadomością, że Fundusz został stworzony z dóbr zabranych Kościołowi. Dlatego mówimy jedynie o możliwości przekształcenia Funduszu.

Episkopat ma tutaj jeszcze jednego asa w rękawie. Ponieważ konkordat jest międzynarodową umową państwa ze Stolicą Apostolską, rozmowy we wspomnianej kwestii Kościół w Polsce może prowadzić wyłącznie z upoważnienia Stolicy Apostolskiej. Zatem nie można dyskusji na ten temat prowadzić z pominięciem trzeciej strony: Kościelnej Komisji Konkordatowej, która działa z mandatu Stolicy Apostolskiej i wobec niej jest odpowiedzialna. Konstrukcja Kościoła katolickiego ma tę wielką zaletę, że sprawy określonej wagi nie mogą być ostatecznie regulowane przez żadne władze lokalne bez udziału Stolicy Apostolskiej.

Co zatem, jaki kształt dalszego procesowania zaproponuje rządowi sam Kościół? Okaże się to po Zebraniu Plenarnym Konferencji Episkopatu Polskie, które obradować będzie 13 i 14 marca w Warszawie. Jak wiadomo, zdania biskupów odnośnie modelu finansowania niektórych działań Kościoła ze środków publicznych są zróżnicowane. Tym bardziej istnieje potrzeba wspólnego, spójnego stanowiska, które zostanie przedstawione rządowi.

Z likwidacją - jak chce rząd - bądź z przekształceniem - jak pragnie Episkopat - Funduszu Kościelnego, wiąże się m.in. sprawa ubezpieczeń dla duchownych. Zapowiedź ministra Boniego, że Kościoły i inne związki wyznaniowe będą musiały same wziąć na swoje barki opłacanie składek emerytalnych, społecznych i zdrowotnych swoich duchownych, które obecnie są finansowane po części z Funduszu Kościelnego, wzbudziła poważne zaniepokojenie Kościołów zrzeszonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej i innych związków wyznaniowych. Dla małych i biednych wspólnot, które mają często parafie liczące po kilkudziesięciu wiernych, to sprawa: być albo nie być. Po prostu małych Kościołów nie będzie stać na opłacanie składek we własnym zakresie. To sprawia, że Kościoły i związki wyznaniowe mówią w tej sprawie jednym głosem z Kościołem rzymskokatolickim. To daje szanse, że rząd ugnie się przed wspólnym frontem i zmieni ostry kurs, tym bardziej że wszelkie zmiany w tej kwestii powinny zostać poprzedzone umowami zawartymi z poszczególnymi Kościołami i związkami wyznaniowymi.

Ale również dla największego Kościoła w Polsce perspektywa pokrywania składek byłaby problemem. Tego typu rozwiązanie uderzyłoby w najsłabsze jego grupy, których składki są w 100% finansowane z Funduszu, czyli w misjonarzy, uznanych powszechnie za znakomitych ambasadorów Polski, oraz nie posiadające żadnych dochodów siostry klauzurowe.

Niedawno królowa Hiszpanii Zofia uhonorowała wysokim odznaczeniem państwowym polskiego werbistę, o. Piotra Nawrota, który utworzył kilkanaście szkół muzycznych na wysokim poziomie dla dzieci indiańskich. Od rządu w swojej Ojczyźnie, którą rozsławia na całym kontynencie latynoamerykańskim, o. Nawrot może otrzymać zupełnie inną "nagrodę": będzie musiał sam płacić na siebie ubezpieczenia.

Do spraw spornych doszła też niespodziewanie reorganizacja ordynariatu polowego WP. Wydawało się, że po zmianach, jakie wprowadził nowy biskup polowy WP Józef Guzek, sytuacja w diecezji wojskowej jest opanowana. Hierarcha twardo stąpa po ziemi i już wcześniej, zanim pojawiły się naciski rządowe, zmniejszył liczbę dekanatów z czternastu do ośmiu, podziękował za służbę 13 kapelanom, zlikwidował dwie parafie wojskowe. Chodziło o to, aby dostosować struktury ordynariatu do zmian w polskiej armii, w której zlikwidowano m.in. część okręgów wojskowych.

Tymczasem rządowi to jeszcze za mało: zapowiedział redukcję połowy kapelańskich etatów w wojsku, co oznacza, że nie będzie ich także tam, gdzie są żołnierze. Na reakcje ze strony hierarchów, których dodatkowo ubodło nazwanie kapelanów "świętymi krowami", nie trzeba było długo czekać. Pierwszy zabrał głos sam biskup polowy, który w wywiadzie dla KAI powiedział: "Ordynariat polowy nie jest dodatkiem do armii, ale jej integralną częścią. Rząd może podjąć polityczną decyzję o redukcji duszpasterstwa wojskowego do stanu, który uniemożliwi regularną posługę żołnierzom zawodowym, ich rodzinom, chorym w szpitalach wojskowych czy kombatantom. Tak zdobyte oszczędności nie wystarczą nawet na zakup jednego czołgu. Jakie więc będą polskie Siły Zbrojne, gdy pozbawimy je moralnego i duchowego wsparcia? Jaka będzie armia, gdy szukając oszczędności, bezrefleksyjnie odrzuci się tych, którzy troszczą się o psychikę i ducha żołnierza?"

Jego poprzednik, abp Sławoj Leszek Głódź, obecnie metropolita gdański, zapędy likwidacyjne rządu wyraził w KAI jeszcze dosadniej: "Trzeba pamiętać o tym, że stosunki między państwem a Kościołem mierzone są relacją do ordynariatu polowego. To jest papierek lakmusowy, zasada, która się sprawdza w różnych krajach: ilekroć jest atak na ordynariat polowy pod pozorem budżetu, redukcji etatów itd., tylekroć jest duszpasterstwo wojskowe upokarzane a jednocześnie upokarzany jest Kościół. Tego doświadczamy dzisiaj w Polsce. Hasło, że kapelani nie mogą być «świętymi krowami», jest obraźliwe zarówno w wymiarze przemian ustrojowych, które trwają ponad 20 lat, jak i w wymiarze tej posługi, którą podjęli księża kapelani w kraju i za granicą. A złowieszcze zapowiedzi premiera to jest swoisty zapateryzm a w dużej mierze demagogia hasłowa".

Zapewne nikt z rządu nie przeczytał wspomnianego wywiadu z biskupem Józefem Guzdkiem, w którym obrazowo wyjaśnił on, na czym naprawdę polega rola kapelanów wojskowych i jak są oni potrzebni wierzącym żołnierzom, którzy stanowią zdecydowaną większość polskiej armii. O jakie oszczędności tu chodzi? Cały budżet ordynariatu polowego wynosi niecałe 20 mln zł., co nie wystarczy nawet na zakup dwóch "rosomaków", które - nawiasem mówiąc - nie są w stanie zapewnić całkowitego bezpieczeństwa naszym żołnierzom poruszającym się nimi po Afganistanie.

Kolejne napięcie na linii Kościół-państwo powstało po ogłoszeniu przez Ministerstwo Edukacji Narodowej informacji, że w ramowym planie nauczania nie ma lekcji religii ani etyki. Według rozporządzenia tego resortu, które obowiązywać będzie od 1 września, finansowanie nauki religii mogłoby przejść na samorządy. De facto one decydowałyby, czy są środki na pokrycie kosztów tych zajęć w szkole. Niosłoby to za sobą spore ryzyko. Można sobie wyobrazić sytuację, że samorządy nie będą chciały finansować pensji dla katechetów albo z powodu dziur w budżecie, albo - tam, gdzie jest silna lewica - z pobudek światopoglądowych. Mogłyby też się domagać, aby za lekcje religii płacili rodzice.

Akurat w tej sprawie jest stosunkowo łatwo o porozumienie, gdyż podobna sytuacja była też w poprzednich latach. Sprawę obecności nauki religii lub etyki w ramowym planie nauczania regulowały stosowane aneksy. W tym roku ich zabrakło. Jest to więc problem nie ideologiczny, ale techniczny. Sekretarz generalny Episkopatu bp Wojciech Polak wystosował natychmiast list do minister edukacji narodowej z prośbą o nowelizację rozporządzenia. "Chciałam uspokoić, religia nadal jest elementem bezpłatnego nauczania. Przepisy są trochę inaczej sformułowane i to być może wywołuje niepokój" - zapewniła w radiu TOK FM minister Krystyna Szumilas. Nasuwa się jednak pytanie: po co było powiększać niepokój społeczny?

Od trzech lat jednym z głównych tematów poruszanych podczas obrad Komisji Wspólnej jest kwestia potrzeby wprowadzenia w Polsce systemowych rozwiązań w zakresie polityki rodzinnej. Przedstawiciele Kościoła tłumaczą rządowi, że polityka na rzecz rodziny jest ważnym interesem państwa i najlepszą z możliwych inwestycji, gdyż jeśli jej nie będzie, grozi nam ostra zapaść demograficzna, która nieuchronnie pociągnie za sobą kryzys rozwiązań ubezpieczeniowych i pogłębiający się kryzys gospodarczy. W sytuacji tak wielu napięć na linii rząd-Episkopat, kiedy szybko trzeba reagować na pojawiające się palące, niezwykle istotne problemy, nie wydaje się realne, żeby Kościół coś "ugrał" dla rodziny, tym bardziej że w poprzednich, "tłuściejszych" latach też w tym zakresie nie udało się nic sensownego zrobić wspólnymi siłami.

W ostatnich czasach nasiliła się krytyka polityki rządu wobec rodziny ze strony poszczególnych biskupów, obrońców życia i działaczy rodzinnych. Pierwszym znaczącym sygnałem była homilia biskupa płockiego Piotra Libery, byłego sekretarza Episkopatu, wygłoszona 8 grudnia 2011 r. "Wyjątkowo antyrodzinnym działaniem" określił on proponowany przez nowy rząd w budżecie na rok 2012 drastyczny wzrost podatku VAT na ubranka i obuwie dziecięce z 7 do 23 procent. "Na takie niegodziwe projekty nie może być naszego przyzwolenia. Państwo nie może oszczędzać kosztem rodzin" - argumentował biskup. A dwa miesiące później, w "słowie pasterskim" grzmiał: "Nie będzie przyzwolenia na wprowadzanie poprawek budżetowych o in vitro, w imię «zabezpieczenia» nieistniejących ustaw, w imię testowania «otwartości światopoglądowej» naszych władz". W podobnym tonie przemawiali też inni biskupi.

Podobnie rzecz ujmują w swym liście do parlamentarzystów obrońcy życia Antoni Szymański i Paweł Wosicki. Ich list zawiera apel, aby w dobie kryzysu państwo nie oszczędzało kosztem dobra rodziny. Jako przykład odwrotnej tendencji podają Francję, Niemcy i Danię, które rozwijają usługi i świadczenia rodzinne, nie bacząc na kryzys ekonomiczny. To samo robią nasi wschodni sąsiedzi. Gdy w Polsce zmierza się do ograniczenia skromnego tzw. "becikowego", wynoszącego 1000 zł, w Rosji podobne świadczenie wypłacane są w formie bezgotówkowej w równowartości ok. 40 000 zł na każde drugie i kolejne dziecko. Te przykłady wytrącają rządowi koronny argument, że w dobie kryzysu trzeba oszczędzać na wszystkim.

Jako podstawowy element sytuacji wyjściowej do kształtowania obecnych stosunków państwo-Kościół trzeba uwzględnić zbudowany po 1989 r. przyjazny wzorzec stosunków z państwem, oparty na konkordatowej zasadzie wzajemnej autonomii, ale także gotowości współdziałania dla dobra wspólnego. Tę sytuację należy uznać za olbrzymią zdobycz 22 lat wolnej Polski. Jest to rzeczywistość korzystna nie tylko dla Kościoła, ale i dla państwa. Ponadto, przy narastającej polaryzacji na scenie politycznej, harmonijny model współistnienia Kościoła i państwa jest jedną z nielicznych gwarancji zachowania ładu społecznego w Polsce w najbliższych latach czy dziesięcioleciach.

Nieszczęśliwie rząd poczuł wiatr w antykościelne żagle, w który dmie coraz mocniej Ruch Poparcia Janusza Palikota i inne ożywione wyraźnie środowiska laickie. Daleka perspektywa kolejnych wyborów sprawia, że rząd nie musi liczyć się z Kościołem jako ewentualnym sojusznikiem i może obrać przeciw niemu ostrzejszy kurs. Na to wszystko nakładają się wewnętrzne kłopoty Platformy Obywatelskiej, która raptownie traci poparcie społeczne i na dodatek ma mniejszą większość w Sejmie.

Za wcześnie jednak dąć w surmy bojowe i ogłaszać wojnę religijną, tym bardziej że biskupi cały czas deklarują wolę dialogu. Być może strategia rządu jest taka: przygotowujemy sami rozwiązania bez konsultacji z Kościołem, ale przedstawiamy je na Komisji Wspólnej i jesteśmy w stanie nad nimi wspólnie dyskutować. Tak przynajmniej można odczytać deklaracje rzecznika rządu Pawła Grasia. Sytuacja jest poważna, ale stanie się niebezpieczna dopiero wówczas, kiedy rząd postawi Kościół, a także inne Kościoły, przed faktami dokonanymi, narzuci swoje propozycje arbitralnie i nie będzie chciał rzeczywistych uzgodnień. Odpowiedź na to otrzymamy w ciągu najbliższych tygodni.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kościół-państwo: przegląd spraw spornych
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.