Kościół w Polsce 2024. Potrzebna jest dalekowzroczna wizja i dobra strategia duszpasterska [ANALIZA]

Jasna Góra. Fot. Flickr / Episkopat News
KAI / mł

Rozpoczynający się rok stawia przed Kościołem ogrom wyzwań. Potrzebna jest dalekowzroczna wizja i dobra strategia duszpasterska, bo Kościół w Polsce konfrontuje się z problemami w skali dotąd niespotykanej. Znakiem czasu jest zmierzch „katolicyzmu kulturowego” na rzecz wiary wynikającej z osobistego wyboru i własnych poszukiwań - pisze w analizie opublikowanej przez KAI Marcin Przeciszewski. 

Kościół w Polsce do niedawna wydawał się jednym z najbardziej dynamicznych i cieszących się dużym autorytetem Kościołów lokalnych w Europie, ponadto zakorzenionym w jednym z najbardziej religijnych społeczeństw kontynentu. Stało się tak w dużej mierze dzięki odmiennej historii Kościoła u nas w porównaniu z tym, co od dwóch wieków działo się na Zachodzie. Na ziemiach polskich w czasach opresji, zarówno tej zaborczej jak i komunistycznej, Kościół był jedyną przestrzenią wolności, dzięki czemu nastąpił tu silny związek katolicyzmu z kulturą. Był to proces różny od tego, co przeżywała od czasu rewolucji francuskiej Europa zachodnia, gdzie ruchy wolnościowe czy republikańskie rozwijały się zazwyczaj w opozycji do Kościoła, uwikłanego w sojusz ołtarza z tronem.

Wiara w Polsce wtopiła się w kulturę; ma to swoje słabe strony 

W konsekwencji w Polsce wiara wtopiła się w kulturę jako niemalże niezbywalny jej element. Zaletą takiego modelu jest powszechne przywiązanie do obyczaju religijnego i łatwość przekazu z pokolenia na pokolenie. Słabą stroną jest dominacja obyczaju i praktyk nad głębszym, wewnętrznym doświadczeniem religijnym. 

Dzięki tej spuściźnie wydawało się, że polski katolicyzm nie pójdzie drogą podobną jak na Zachodzie. Realne były nadzieje, że sekularyzacja, związana z epoką nowoczesności, jest czymś typowym dla zachodniej Europy, a u nas proces szybkiego rozwoju cywilizacyjnego będzie współgrać z zachowaniem silnej religijności. Potwierdzał to okres niemal trzydziestu lat po odzyskaniu wolności, kiedy społeczeństwo polskie cechowała duża odporność na prądy sekularyzacyjne. Kościołowi w Polsce udało się w tym czasie zapewnić godne miejsce w demokratycznym i pluralistycznym państwie - jako ważnego autorytetu moralnego, a także zbudować dobrze działające struktury, zasoby personalne oraz instytucje.

Mocną stroną Kościoła jest znacząca ilość osób duchownych

Mocną stroną naszego Kościoła są znaczące siły apostolskie. Nigdy w historii nie mieliśmy tak wielu kapłanów – ich liczba sięga 32,5 tys. (łącznie z zakonnymi). Jest to w dużej mierze spuścizna pontyfikatu Jana Pawła II. W pracę apostolską angażuje się też niemal 16 tys. sióstr zakonnych ze zgromadzeń czynnych i wspiera modlitwą 1, 2 tys. mniszek. A jeśli chodzi o laikat, to w różne około kościelne działania angażuje się co dziesiąty wierny, czyli 2, 7 mln osób. Są oni aktywni w ponad 150 ruchach i stowarzyszeniach oraz w 65 tys. mniej sformalizowanych grupach w parafiach. 

Poważny wkład Kościół wnosi w budowanie kultury i edukację społeczeństwa. Jest też drugą po państwie instytucją świadczącą pomoc potrzebującym. Caritas tworzy dobrze zorganizowaną sieć tysięcy placówek, a zakony prowadzą 8 tys. innych  dzieł charytatywnych. 

Na skutek skandali i błędów autorytet Kościoła słabnie coraz bardziej

Od kilku lat stajemy jednak wobec nowej sytuacji. Autorytet Kościoła – na skutek wywołujących olbrzymie echo skandali seksualnych, wielu innych błędów oraz fali manifestacji o antykościelnym wydźwięku z jesieni 2020 r. - zaczyna się chwiać. O ile przez 30 lat po 1989 roku Kościół cieszył się stabilnym autorytetem większości (ok. 65 %), to w 2020 okazało się, że jest to niecałe 40 % a obecnie 46 %.

Jest to widoczne szczególnie wśród wielkomiejskiej inteligencji oraz młodzieży. Jeśli chodzi o społeczność największych polskich miast, głównie inteligencką, to w świetle badań ISKK zaledwie co piąty mieszkaniec deklaruje, że praktykuje regularnie. Niepokojący jest spadek wiary w młodym pokoleniu. Za niewierzących uważa się  już 40 % młodzieży, a za głęboko wierzących uważa się tylko 5 %. Systematycznie praktykuje co szósty młody Polak. Można mówić o zaburzeniu międzypokoleniowego przekazu wiary, który był tu rzeczą naturalną od wieków. Jednym ze skutków jest spadek powołań kapłańskich i zakonnych.  Liczba kandydatów do kapłaństwa zmalała czterokrotnie, z 6, 8 tys. w 2000 r. do 1, 7 tys. w 2023 r.

Polska staje się coraz bardziej zróżnicowana religijnie 

Rolę katalizatora procesów sekularyzacyjnych odegrała także pandemia. Ludzie głęboko wierzący o silnej identyfikacji z Kościołem przenieśli na ten czas swe życie religijne do świata wirtualnego, natomiast reszta po prostu je „zawiesiła”. W okresie pandemii nastąpił spadek dominicantes o 7 %, z 36 do 28 %, a po jej zakończeniu wzrósł zaledwie o 1, 5 %. 

W konsekwencji tych wszystkich procesów Polska w sferze religijnej staje się krajem bardzo zróżnicowanym. O ile pokolenie powyżej 60-tki jest odporne wobec procesów sekularyzacyjnych, to w przedziale 50 – 60 lat zaczynają się już problemy (szczególnie w środowisku wielkomiejskim), a im młodsi badani tym jest gorzej.

Idąc w ślad za rozumowaniem prof. Chantal Delsol, można powiedzieć, że także i w Polsce kończy się epoka „christianitas” - definiowana jako czas, kiedy wiara i wartości chrześcijańskie są trwałym elementem otaczającej nas przestrzeni kulturowej. Znacznemu osłabieniu ulega „katolicyzm kulturowy”, związany z pielęgnowaniem wiary dziedziczonej jako naturalnego elementu tożsamości kulturowej. Zastępuje ją wiara z wyboru, której warunkiem są własne poszukiwania i głębsze doświadczenia religijne, czego zawsze doświadczać będzie mniejszość. Społeczeństwo polskie wchodzi w nową epokę, gdzie tradycyjnie rozumiana religijność nie będzie już mieć charakteru tak masowego.

„Tłumów już nie będzie”; trzeba być blisko człowieka

„Tłumów już nie będzie” – mówił kilka lat temu jeden z biskupów dostrzegając zmieniający się krajobraz polskiej religijności. Duszpasterze od dłuższego już czasu powtarzają, że trzeba przestawić się z trybu „masa” na program „jednostka” i być blisko współczesnego człowieka, atakowanego zewsząd różnymi propozycjami życia, alternatywnymi wobec drogi jaką proponuje Ewangelia, a niekiedy wręcz z nią sprzecznymi. Nie chodzi przy tym o to, by koncentrować się na odgradzaniu się od współczesnego świata i zła jakie niesie, ale o duszpasterskie towarzyszenie człowiekowi w wyzwaniach codziennego dnia: uczuciowych, rodzinnych, społecznych i zwłaszcza religijnych. Katolicyzm kulturowy odchodzi do przeszłości; dziś misją duszpasterzy jest takie ukazywanie Ewangelii, by wobec wielu propozycji na życie, właśnie tę, w absolutnej wolności, współczesny człowiek uznał za najciekawszą i najważniejszą – taką, która da mu prawdziwe szczęście.

Potrzebne jest oczyszczenie struktur i duszpasterskie nawrócenie

W tej sytuacji jednym z priorytetów winno być poszukiwanie metod dotarcia do tych, którzy dystansują się od Kościoła lub odchodzą. Pojęcie nowej ewangelizacji, czyli dotarcia do tych środowisk i regionów, które ongiś zostały schrystianizowane ale dziś coraz bardziej się oddalają, staje się aktualne jak nigdy dotąd.

W tym kontekście aktualne staje się również hasło pontyfikatu Franciszka o potrzebie „duszpasterskiego nawrócenia”. Papież wyjaśnia, że powinno ono dotyczyć każdej kościelnej struktury, od kurii poczynając, a na zwykłej parafii czy klasztorze kończąc. A chodzi o przejście od „duszpasterstwa zachowawczego” do znacznie bardziej otwartego i zdecydowanie misyjnego. Aby stało się to możliwe, Franciszek zachęca do przeprowadzenia w Kościele - na każdym jego szczeblu - procesu „rozeznania, oczyszczenia i niezbędnej reformy”. Jest przekonany, że reformy - i to zasadniczej - wymaga sposób głoszenia Ewangelii dzisiejszemu człowiekowi oraz sposób traktowania tego człowieka. Chodzi mu o nowy sposób przekazu  orędzia Jezusa, tak aby był je w stanie usłyszeć człowiek epoki cyfrowej, żyjący w skrajnie zrelatywizowanym otoczeniu kulturowym. Franciszek powtarza, że nie można czekać aż ludzie przyjdą, ale trzeba ich szukać wychodząc na „egzystencjalne peryferie” świata.

Jak ewangelizować wielkie miasta i inteligencję?

Nowa ewangelizacja skierowana być winna w pierwszej  mierze ku środowiskom inteligenckim dużych miast oraz do młodzieży. Duże znaczenie mogą mieć takie inicjatywy jak zainicjowane przez Benedykta XVI Dziedzińce Pogan (w Polsce realizowane jako Dziedzińce Dialogu), lubelskie Kongresy Kultury, gdańskie Areopagi, Zjazdy Gnieźnieńskie czy szerokie inicjatywy ewangelizacyjne odbywające się w Łodzi pod skrzydłami kard. Grzegorza Rysia. Warto się zastanowić jak dziś, w nowej rzeczywistości, winny funkcjonować duszpasterstwa środowisk twórczych.

Potrzebna jest intensywna refleksja nad kształtem duszpasterstwa coraz bardziej sekularyzujących się wielkomiejskich aglomeracji. Dobrym przykładem może tu być paryskie Collège des Bernardins, wymyślone przez kard. Jean-Marie Lustigera. Stanowi ono połączenie uczelni teologicznej na najwyższym poziomie z  dynamicznym centrum kultury w samym centrum Paryża, gdzie prezentowana jest kultura chrześcijańska oraz odbywają się ściągające szeroką publiczność debaty.

Do procesu ewangelizacji wielkich miast warto zaangażować też ruchy, wspólnoty i stowarzyszenia katolickie.  Problem z nimi jest jednak taki, że są to na ogół środowiska na ogół zamknięte i – wbrew swemu powołaniu –  rzadko wychodzące na zewnątrz.

Młodzi nie są priorytetem, a powinni absolutnie nim być

Ewangelizacja młodych i ich miejsce w Kościele to dziś absolutny priorytet. Do tego Kościół powinien rzucić najlepsze swe siły. Dziś bezpośredni, systematyczny kontakt z Kościołem ma tylko 23 % młodych Polaków. Kiedyś w budzeniu autentycznej wiary jako spotkania z Chrystusem, olbrzymią rolę odegrał ruch oazowy stworzony przez ks. Franciszka Blachnickiego. Ruch ten, po podporządkowaniu strukturom diecezjalnym, w dużej mierze wytracił impet. Rozwijają się jednak liczne wspólnoty ewangelizacyjne takie jak choćby „Chemin Neuf”, „Emmanuel”,  KSM-y, inicjatywy tupu „Pogłębiarka” czy Fundacja Dzieło Nowego Tysiąclecia oraz pielęgnujące wiarę organizacje harcerskie i skautowskie. Warte dostrzeżenia są diecezjalne spotkania młodych, „Festiwal Życia” czy ogólnopolskie spotkanie młodych na Lednicy.

Bp Grzegorz Suchodolski, przewodniczący Rady KEP ds. Młodzieży, podkreśla z mocą, że dziś „obudzić muszą się nie tylko młodzi, ale i Kościół jako wspólnota, łącznie z pasterzami. Trzeba bowiem pilnie szukać nowych dróg dotarcia do młodych”. Wyjaśnia, że „nie zrobimy tego sami jako kapłani, ale tylko z pomocą dobrze uformowanych ich rówieśników.” Jego zdaniem,  jest to klucz do ewangelizacji młodych. Zaznacza, że w wielu miejscach Polski powstają centra mające formować młodych świeckich liderów. Prowadzone są przez szkoły nowej ewangelizacji bądź diecezje. Podkreśla, że młodzi angażują się tam, gdzie są traktowani podmiotowo, gdzie powierza się im jakąś część odpowiedzialności.

Konieczny jest taki język Kościoła, który można zrozumieć 

Konieczne jest większe niż dotąd otwarcie każdej parafii na młodych. A to m. in. dlatego, że jednym z efektów przeniesienia katechizacji do szkół jest częsta nieobecność młodych w parafiach. Może warto pójść drogą Kościoła we Włoszech, gdzie w większości parafii utworzono specjalne oratoria dla młodych. Są to miejsca, gdzie czują się oni u siebie, mogą się spotkać, odrobić lekcje, pograć i nawiązać nowe znajomości, a przy okazji są formowani.

A przede wszystkim – by młodym przekazywać wiarę - absolutnie konieczne jest znalezienie przez Kościół takiego języka, który będzie do nich przemawiać, szczególnie w sferze takich pojęć jak wolność, prawa człowieka czy miłość i seks. Sukces Kościoła lat 80-miał źródło w tym, że to wiara wskazywała drogę ku wolności. Z kolei Jan Paweł II w swych znakomitych katechezach „Mężczyzną i niewiastą” potrafił ukazać piękno i znaczenie seksu jako elementu cementowania miłości małżonków. A normy chrześcijańskie miały służyć nie tyle ograniczaniu miłości, co  pomocy w doświadczeniu jej pełni. Dziś to tak ważne dla młodego człowieka „imaginarium” pojęć zostało zawłaszczone przez ruchy lewicowe, gdzie wolność kojarzona jest z buntem wobec tradycji i z wprowadzeniem nowego porządku aksjologicznego, a aborcję uznaje się za prawo człowieka.

Nowe władze krytyczne wobec Kościoła to wielkie wyzwanie

Rok 2024 rozpoczyna się po przejęciu władzy przez krytyczną wobec Kościoła Koalicję 15 Października. Już w pierwszych dniach po powstaniu rządu minister edukacji Barbara Nowacka zapowiedziała ograniczenie nauczania religii w szkole do jednej godziny tygodniowo. Donald Tusk zapowiedział likwidację Funduszu Kościelnego i zastąpienie go rodzajem dobrowolnego podatku na cele kościelne. Jest też mowa o rychłym zgłoszeniu do laski marszałkowskiej projektu ustawy o związkach partnerskich, a jedną z pierwszych decyzji nowego Parlamentu była ustawa pozwalająca na finansowanie in vitro. To wszystko, jak i wiele innych postulatów, stanowi ogromne wyzwanie dla Kościoła i hierarchów stojących na jego czele.

Możliwe są dwa scenariusze. Pierwszy to postawa zdecydowanie obronna i jednoznacznie krytyczna wobec nowej władzy, co de facto oznacza podtrzymanie ścisłego związku z PiS, tym razem będącym w opozycji. Drugi to próba dialogu z nowym rządem i rozpoczęcie systematycznych, rzeczowych negocjacji na temat  zgłoszonych tematów, odwołując się do najlepszych rozwiązań sprawdzonych w krajach o ugruntowanej demokracji.

Dwa scenariusze bycia Kościoła w państwie?

Pierwszy scenariusz byłby niekorzystny dla Kościoła, gdyż pogłębiłby istniejące już wrażenie, że Kościół w Polsce pozostaje w sojuszu z jednym, partykularnym nurtem politycznym. Oznaczałoby to sprzeniewierzenie się jednej z podstawowych cech misji Kościół, jaką jest uniwersalizm. Realizacja tego scenariusza naraziłaby też Kościół na potraktowanie przez obecną władzę jako przeciwnika politycznego, którego należy po prostu niszczyć.  

Drugi, to scenariusz dialogu z obozem rządzącym, pomimo wszelkich różnic i nieraz sprzecznych interesów. Wymaga on ze strony Kościoła olbrzymiej pracy i dobrych sił eksperckich, zdolnych do obronienia na tutejszym gruncie dobrze sprawdzonych modeli funkcjonowania Kościoła w demokratycznym państwie. Stanowić on może także szansę na odbudowę zdrowego rozdziału Kościoła i państwa, zagwarantowanego tak w konkordacie jak i Konstytucji RP. Streszcza go formuła „wzajemnej autonomii i  niezależności”, umożliwiająca  także współpracę na rzecz dobra wspólnego.

Sprawa Funduszu Kościelnego i lekcji religii wymaga rozmowy 

Szansę na zaistnienie takiego dialogu, stwarza oświadczenie bp. Artura G. Mizińskiego, sekretarza generalnego Episkopatu z 29 grudnia. Odnosząc się do zapowiedzi likwidacji Funduszu Kościelnego stwierdził, że „Kościół katolicki jest otwarty na dialog w tej sprawie”. Miejmy nadzieję, że niebawem zostaną odtworzone w nowym składzie Komisja wspólna rządu i Episkopatu oraz komisje konkordatowe: kościelna i państwowa i na tym forum toczyć się będą rozmowy.

Likwidacja Funduszu Kościelnego i zastąpienie go dobrowolnym podatkiem w ramach PIT, płaconym przez obywateli na wybrany Kościół, może okazać się korzystna dla Kościoła. Skutkiem może być stworzenie nowoczesnego systemu wspomagania Kościoła ze środków publicznych, analogicznie jak to zostało rozwiązane w wielu demokratycznych krajach Europy.

Rozmów na linii Episkopat – rząd wymaga także zgłoszony przez minister Nowacką pomysł ograniczenia lekcji religii w szkole do jednej godziny tygodniowo. Nie ma niebezpieczeństwa, że religia zostanie wycofana ze szkół, gdyż ma umocowanie konkordatowe, choć liczba godzin nie została tam uściślona. Gdyby jednak postulat jednej lekcji w tygodniu został wprowadzony, nie musi oznaczać to porażki w religijnym wychowaniu młodego pokolenia. Warunkiem musiałoby być większe zaangażowanie parafii na rzecz dzieci i młodzieży, np. poprzez organizację drugiej lekcji religii bądź innych systematycznych zajęć. Taki model istnieje np. we Włoszech czy na Litwie i dobrze się sprawdza.

Czas udowodnić, że Kościół nie stoi po stronie żadnej partii

Potrzeba jest wyraźnego głosu Kościoła  w przestrzeni publicznej występującego w roli „krytycznego sumienia” broniącego dobra wspólnego, niezależnie od tego, z jakiej strony byłoby ono zagrożone. Taką rolę Kościół w Polsce spełniał co najmniej od czasów prymasów Hlonda i Wyszyńskiego. Ten głos Kościoła niestety mocno osłabł po 2015 r. Brak wyraźnego głosu ze strony Kościoła w takich sytuacjach jak np. zawłaszczanie przez jedną partię dobra wspólnego, np. mediów publicznych, które z definicji powinny służyć wszystkim, skutkował powstaniem stereotypu o „sojuszu ołtarza z tronem”, który zawsze jest bardzo niebezpieczny dla Kościoła.

Skutkowało to narastaniem krytycyzmu wobec Kościoła w szerokich środowiskach inteligenckich związanych z opozycją. Pokazują to m. in. wyniki badań CBOS, wedle których zaledwie 15% głosujących na Koalicję Obywatelską ocenia Kościół dobrze, a 81% źle. Spośród głosujących na Trzecią Drogę pozytywnie ocenia Kościół 23 %, a 66 % negatywnie. Wysoki poziom pozytywnych ocen Kościoła mamy tylko wśród elektoratu Zjednoczonej Prawicy. 82 % zwolenników PiS ma dobre zdanie o Kościele, a złe zaledwie 9%. Taka sytuacja stanowi olbrzymie wyzwanie dla Kościoła. Teraz należy udowodnić społeczeństwu, że Kościół nie stoi po żadnej stronie sceny i wyciąga swe ramiona do wszystkich, niezależnie od takich czy innych poglądów politycznych.

Synod może pomóc opanować klerykalizm i włączyć świeckich do działania

Wobec tych wszystkich wyzwań, które de facto wymagają dużych zmian w sposobie myślenia i funkcjonowania Kościoła, szansą jest zainicjowany przez papieża Synod: „Ku Kościołowi synodalnemu: komunia, uczestnictwo i misja”. Może on odegrać ważną rolę w procesie rozeznania i wewnętrznej odnowy Kościoła, także Kościoła w Polsce.

Zasadniczym zadaniem synodu jest pogłębienie wspólnotowości oraz odpowiedzialności świeckich za Kościół, co ma umożliwić intensyfikację misji. Można ufać, że będzie to sprzyjać uruchomieniu nowych sił apostolskich, tych ukrytych wśród wiernych świeckich. Tylko uruchomienie tego „śpiącego olbrzyma” – przy spadającej ilości duchownych - może zapewnić dynamiczną kontynuację pracy ewangelizacyjnej. A warunkiem obudzenia laikatu jest zmiana relacji duchowni – świeccy w kierunku przezwyciężenia postaw klerykalnych.

W prezydium KEP potrzebni są biskupi z wizją i umiejętnością dialogu

Jednym z wyzwań, jakie stają przed polskimi biskupami w tym roku, są wybory nowego prezydium Episkopatu. Kadencje przewodniczącego i jego zastępcy wygasają w marcu, a sekretarza generalnego w czerwcu. Nie zamierzam tu przeprowadzać jakiegoś rankingu nazwisk. O wiele ważniejsze jest to, by biskupi zadali sobie pytanie, jakich ludzi koordynujących prace Episkopatu Kościół w Polsce dziś potrzebuje, a następnie dokonali rzetelnego rozeznania. 

Wydaje się, że na wirażu historii, na jakim znajduje się Kościół w Polsce, potrzeba w roli przewodniczącego kogoś, kogo cechuje dalekowzroczność i umiejętność wyznaczania priorytetów. Winien być to człowiek o niekwestionowanej ortodoksji, ale otwarty na dialog oraz dostrzegający potrzebę reform. Nie może być to tylko „człowiek środka”, który „w imię budowania jedności” będzie balansować pomiędzy różnymi wrażliwościami, jakie cechują biskupów, ale pasterz patrzący w przód i mający wizję. A z kolei, w nowej sytuacji politycznej, w jakiej Polska znalazła się po 15 października, warto aby był to ktoś potrafiący prowadzić  dialog w imię dobra wspólnego, świadomy uniwersalnej i ponadpolitycznej misji Kościoła - w zgodzie z soborową zasadą ”autonomii i niezależności” Kościoła oraz wspólnoty politycznej.

W roku 2024 na emeryturę przejdą także pasterze kilku najbardziej kluczowych archidiecezji: Warszawy, Krakowa i Poznania. Oznaczać to będzie duże zmiany także w Konferencji Episkopatu.

KAI / mł

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kościół w Polsce 2024. Potrzebna jest dalekowzroczna wizja i dobra strategia duszpasterska [ANALIZA]
Komentarze (12)
PD
~powrót do podstaw
3 stycznia 2024, 23:44
Kościół to nie tylko osoby duchowne, ale wspólnota wszystkich wiernych. Moim zdaniem nie trzeba w Kościele niczego nowego wymyślać, ale wrócić do podstaw. Każdy komu zależy na dobru własnym i dobru Kościoła powinien: 1) Regularnie korzystać z sakramentów, 2) Przestrzegać dziesięć przykazań, 3) Pokutować za swoje grzechy. Bez tego żadna wizja i żadna strategia nie pomoże. Problem w tym, że nawet w Wielkim Poście nikt tak naprawdę nie pości (tak jak to robili nasi przodkowie). Zachowujemy się jak faryzeusz, który wszedł do synagogi i mówi jaki jest wspaniały. Nie poszcząc/pokutując mówimy to samo co on, czyli, że jesteśmy bez winy. Polska się bogaci a jednym z efektów bogactwa jest utrata wiary (tak jak w Europie Zachodniej). Ta zależność jest potwierdzeniem słów Jezusa: "prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne niż bogaty wejdzie do królestwa niebieskiego".
JS
~Jan Stanirowicz
3 stycznia 2024, 20:32
Ja też zadam rozdziału i domagam się gwarancji od państwa że pieniądze z moich katolika podatków nie będą finansowały in vitro ani ideologii gender, ani zabiegów aborcyjnych
EM
~Ewa Maj
3 stycznia 2024, 18:39
Trudnością nowej ewangelizacji w rozumieniu tej analizy może być fakt, że wielu z tych, którzy odeszli, odeszło w powodu rozczarowania wieloma daremnymi próbami upominania się o bardziej ewangeliczny kształt Kościoła.
RG
~Roman Gawor
4 stycznia 2024, 20:38
Upominali się o własną wizję Kościoła, wg własnego konceptu
EM
~Ewa Maj
3 stycznia 2024, 18:24
Na ziemiach polskich w czasach opresji, zarówno tej zaborczej, jak i komunistycznej, Kościół był jedyną przestrzenią wolności, dzięki czemu nastąpił tu silny związek katolicyzmu z.... kulturą czy narodem? Uważam że z narodem. I tego elementu w tej analizie brakuje. Czasy Polski jednonarodowej minęły. Jak się polski Kościół w tym odnajdzie? Nie da się już interpretować Ewangelii w kluczu prostego podziału my-oni, swój-obcy, czyli wróg, katolik-bezbożnik.
JO
Jan Ops
3 stycznia 2024, 15:27
Tak sobie czytam już kolejny tekst, w którym przewija sie pomysł "podatku kościelnego" i zastanawiam się, czy rozdział Kościoła i Państwa ma być tylko w jednym kierunku? Czy naprawdę moje relacje wewnątrz Kościoła, a przynajmniej tę ich część materialną, miałaby regulować ustawa? Czy Państwo ma ustalać jaką częścią dochodu podzielę się z Kościołem?
PR
~Ppp Rrr
3 stycznia 2024, 14:20
Problem w tym, że u nas jest wielu "byłych Katolików" którzy jednak coś wiedzą i kojarzą. Istnieje możliwość, że misjonarz powie X, a nawracany odpowie, że zna przypadki sprzeczne z X! A co gorsza - mógł w dzieciństwie DOŚWIADCZYĆ czegoś sprzecznego z X! Misje w Polsce, paradoksalnie, mogą być w tym momencie przedwczesne - zbyt wielu ludzi osobiście zna zachowanie Kościoła, które było powodem ich odejścia od niego. I mieliby uwierzyć, że księży nagle oświeciło? Pozdrawiam.
LH
~Leon Hedwig
3 stycznia 2024, 20:34
Pan, o ile sądzić z pana komentarzy nigdy nie był żadnym katolikiem, więc nie może być pan "byłym katolikiem"
WG
~Witold Gedymin
3 stycznia 2024, 13:07
"Czas udowodnić, że Kościół nie stoi po stronie żadnej partii" - najpierw Kościół powinien takim być, tak postępować, a wtedy pewnie nic nie trzeba było by "udowadniać". A poza tym, o ile w świeckim świecie, można(?) jak gdyby nigdy nic po 8 latach, nagle zacząć "bronić Konstytucji", o tyle Kościół nie tylko powinien się zmienić, ale nazwać uczciwie po imieniu to co było.
JK
Jozjasz Kowalski
3 stycznia 2024, 19:56
Kościół to nie tylko hierarchowie. Jeśli większość elektoratu to zwolennicy lub sympatycy PiSu to nie ma co się dziwić takiej sytuacji. Sensowniejsze byłoby pytanie kim są politycy i wyborcy którzy mają się zakatolików a hołdują ideom lewicowo-liberalnym z których większość stoi w sprzeczności z chrzescijańskim ujęciem spraw społecznych i moralnych.
LH
~Leon Hedwig
3 stycznia 2024, 20:36
Kto chce psa uderzyć, ten kij zawsze znajdzie. Kto chce sobie usprawiedliwić swoje porzucenie katolicyzmu - zawsze powie że problem jest w Kościele a nie w nim
WG
~Witold Gedymin
4 stycznia 2024, 23:49
może i tak, ale o Niebo gorzej jest kiedy hierarchowie "mówią, że problem jest innych, a nie w Kościele"