Liczby i rozpoznawanie znaków czasu

Liczby i rozpoznawanie znaków czasu
Zdjęcie ilustracyjne (Fot. pl.depositphotos.com)

Czy dane o liczbie nowo wyświęconych prezbiterów wpływają na decyzje o pójściu do seminarium albo wstąpieniu do zakonu? Być może mieliśmy szansę uniknąć zaskoczenia, w porę rozpoznając znaki czasu.

Maj w Kościele katolickim w Polsce kojarzy się głównie z maryjnymi nabożeństwami, opartymi przede wszystkim na śpiewie Litanii Loretańskiej oraz z uroczystościami pierwszej Komunii świętej. Ale to nie wszystko. W wielu polskich diecezjach ten wiosenny miesiąc jest czasem udzielania absolwentom seminariów duchownych święceń prezbiteratu, a także okresem intensywniejszego przyglądania się kwestii powołań kapłańskich, zakonnych i misyjnych, bo maturzyści właśnie wtedy niejednokrotnie podejmują kluczowe decyzje w tej materii.

Katolicka Agencja Informacyjna wyliczyła, ilu nowych księży przybędzie w tym roku Kościołowi w naszej Ojczyźnie. Liczby nie powalają. Z ustaleń KAI wynika, że będzie ich najprawdopodobniej 235. Większość z nich, 153 tegorocznych neoprezbiterów, to księża diecezjalni, a 88 to członkowie rozmaitych zgromadzeń życia konsekrowanego. „To o około 50 kapłanów mniej niż rok wcześniej” – odnotowano w agencyjnej wiadomości. Stwierdzono również, że liczba wyświęcanych prezbiterów w Kościele w Polsce systematycznie spada. Rok temu święcenia przyjęło 288 księży – 198 diecezjalnych i 90 zakonnych. W 2013 r. neoprezbiterów było 401, rok później wyświęcono 355 nowych księży, w 2015 r. – 329. W 2016 r. nastąpiła pewna poprawa – do święceń przystąpiło 334 diakonów, ale było ich mniej niż dwa lata wcześniej.

Sytuacja wydaje się więc jednoznaczna. Choć trudno przewidzieć, na jakim poziomie zatrzyma się trwający spadek nowo wyświęconych prezbiterów w naszym kraju, to jednak trzeba się przygotować na niezbędne w związku z malejącą liczbą kapłanów zmiany w funkcjonowaniu Kościoła w Polsce. Dotkną one wielu sfer i będą zapewne wymagały innego niż przez ostatnie dekady spojrzenia na rolę i zadania prezbitera w katolickiej wspólnocie na naszej ziemi. Może niepokoić fakt, że niewiele się o tych koniecznych i wcale nie tak odległych zmianach w polskich środowiskach kościelnych mówi. Będą one wymagały nie tylko zmian strukturalnych, szeregu administracyjnych decyzji, ale również przekształceń w mentalności wiernych, zarówno świeckich, jak i duchownych.

DEON.PL POLECA

Trudno powiedzieć, czy i w jaki sposób dane o liczbie nowo wyświęconych wpływają na młodych, zdających maturę i stających wobec życiowych decyzji. Z jednej strony mogą one motywować słyszących głos powołania to pozytywnej odpowiedzi i przekroczenia progu seminarium albo zapukania do klasztornej furty. Jednak z drugiej strony skromne liczby nowych księży, podawane przez poszczególne diecezje, mogą wpływać demobilizująco i skłaniać do zagłuszania w sobie Bożego wołania i pozostawienia go bez odpowiedzi. Wiadomo, że mechanizmy podejmowania decyzji są różne i mają charakter indywidualny, niejednokrotnie unikatowy. Są jednak uwarunkowania zewnętrzne, które ułatwiają lub komplikują powiedzenie „tak” głosowi powołania.

Już od jakiegoś czasu wielu komentatorów sytuacji powołaniowej w Polsce zgodnie twierdzi, że na dużą liczbę polskich prezbiterów wyświęcanych w kilku minionych dekadach miał fakt, że na Stolicy Piotrowej zasiadał nasz rodak, św. Jan Paweł II. Po prawie dwudziestu latach od jego śmierci w dorosłe życie weszło pokolenie, które nie ma doświadczenia „naszego Papieża”. Jest on dla niego po prostu jeszcze jedną postacią historyczną, która niewątpliwie odegrała ogromną rolę w dziejach naszej Ojczyzny i w dziejach Kościoła, ale dzisiaj już nie wpływa w tak wielkim stopniu na indywidualne decyzje o pójściu drogą kapłaństwa lub życia zakonnego.

„Kończy się czas powołaniowego boomu” – przyznał w cytowanej wiadomości KAI ks. Jan Frąckowiak, od trzech lat rektor Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu, a od roku przewodniczący Konferencji Rektorów Seminariów Duchownych. „Za nami jedyny taki moment w historii Kościoła w Polsce, w którym mieliśmy czterdzieści pełnych seminariów diecezjalnych, nie licząc wielu zakonnych domów formacyjnych” - stwierdził. Dodał, że wcześniej (zanim kard. Karol Wojtyła został Następcą św. Piotra) tak nigdy tak nie było i że wszystko na to wskazuje, iż w najbliższym czasie nie będzie. Faktycznie. Trzymając się ziemskich realiów trudno oczekiwać, że za kilka lat kolejny Polak wyjdzie z konklawe jako papież.

Ks. Frąckowiak zaznaczył jednak, że obecnej sytuacji nie postrzega wyłącznie w kategoriach kryzysu, ale widzi w niej szansę do zindywidualizowanej pracy z alumnami oraz szukania nowych sposobów organizacji posługi duszpasterskiej.

Czy w tych samych kategoriach można potraktować bardzo istotną zmianę uwarunkowań dotychczas mających silny związek z kwestią powołań kapłańskich i zakonnych? W wielu polskich diecezjach mamy do czynienia z faktycznym radykalnym zmniejszeniem liczebności grup ministranckich. Na taki stan rzeczy wpływa sporo czynników, ale wielu obserwatorów kościelnej rzeczywistości nie wątpi, że brak silnego duszpasterstwa ministrantów przekłada się na kwestie powołaniowe.

Z pewnością częsta obecność przy ołtarzu, a także możliwość bliższego poznania księżowskiego życia, w przeszłości niejednemu młodemu człowiekowi pomogła pójść do seminarium lub do zgromadzenia zakonnego. Paradoksalnie coraz częstszy w polskich parafiach widok osamotnionego w prezbiterium księdza, któremu nikt nawet ampułek z winem i wodą nie poda, może negatywnie wpływać w umysłach nie tylko młodych, ale również ich rodziców, na wizerunek codziennej egzystencji prezbitera. Czy jako polscy katolicy przespaliśmy moment, w którym ważna ścieżka „rozwoju powołań” zaczęła zanikać? Tendencja w tej dziedzinie wydaje się nieodwracalna, a alternatywy możliwej do szerszego zastosowania nie widać.

Wygląda na to, że pewne możliwe do wcześniejszego przewidzenia zjawiska dotyczące życia Kościoła katolickiego w Polsce raz po raz okazują się dla większości wiernych, ale także duszpasterzy, dużym zaskoczeniem. Być może to jest temat do refleksji, którym powinniśmy się jak najszybciej zająć. Dlaczego w naprawdę istotnych kwestiach nie rozpoznajemy w porę znaków czasu?

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Wit Chlondowski OFM

Każdego dnia przeżywamy wiele napięć i stresów. Czujemy się przeciążeni i osamotnieni. Bywa, że nie rozumiemy tego, co dzieje się w nas samych. Zmienność uczuć, codzienne doświadczenia, nieuporządkowana historia życia… To wszystko wpływa nie tylko...

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Liczby i rozpoznawanie znaków czasu
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.