Matka Jolanta Olech: Pan Bóg zafundował nam rekolekcje pt. „Wyjście na pustynię”
- Pan Bóg zafundował nam rekolekcje pt. „wyjście na pustynię”. Jeszcze 4 tygodnie temu wszyscy cały czas się spieszyliśmy. A teraz – mamy czas. Czas przymusowej izolacji może być zaproszeniem do uczciwej rewizji własnego życia, szukania duchowej głębi i – w miarę możliwości – pomagania innym – mówi matka Jolanta Olech ze Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego.
- Na pewno nie można na panującą pandemię patrzeć jako na Bożą karę za ludzkie grzechy. To nie tak. Przez obecną sytuację Pan Bóg prawdopodobnie chce każdemu z nas coś powiedzieć, gdyż Bóg zawsze mówi do nas poprzez wydarzenia.
Jeszcze 4 tygodnie temu, mówi matka Jolanta, wszyscy żyliśmy w biegu i narzekaliśmy na pośpiech i brak czasu. Teraz, w większości przypadków, mamy czas. – Człowiek jest przekorny. Gdy trzeba było żyć w biegu, marzyło się o tym, by posiedzieć w domu. Teraz, gdy trzeba siedzieć – ta przymusowa izolacja ciąży. Zwraca uwagę, że po początkowym etapie zaskoczenia i przerażenia, w miarę upływu czasu coraz ważniejsze staje się pytanie, co z tym czasem zrobić.
- Co z tym czasem robisz? Jak go wykorzystujesz – to pytanie coraz bardziej rodzi się we mnie. Wydaje mi się, że warto patrzeć na ten czas pozytywnie, nie jak na coś, co ma nas pognębić i skrzywdzić, tylko jak na okoliczność, która jest szansą na jakieś dobro – podkreśla urszulanka.
- Pan Bóg dał nam rekolekcje pt. „wyjście na pustynię” – zaznacza. Jej zdaniem czas przymusowego zwolnienia i izolacji może być czasem twórczym i czasem pogłębionych rekolekcji, polegających przede wszystkim na wewnętrznej i uczciwej wobec siebie samego rewizji życia i wypłynięcia na głębię.
- Przeżywany obecnie Wielki Tydzień będzie inny niż wszystkie. Bez pięknej liturgii, śpiewów, tego wszystkiego, do czego byliśmy przyzwyczajeni, co kochamy, co pomagało nam przeżywać głębiej ten czas Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Pana Jezusa. Tym razem oprawa jakby się zmniejszyła, skurczyła. Pozostajemy jakoś sami – z tym, co najważniejsze. I może o to chodzi, aby zejść do tego, co najważniejsze, do głębi, do tajemnicy.
Nawet w 70-cio osobowym klasztorze urszulanek na Wiślanej w Warszawie, z uwagi na ograniczenia każdy żyje obecnie trochę sam, choć siostry spotykają się w kaplicy i w refektarzu. - Powadzone przez siostry przedszkole nie działa, nie ma studentek, prawie nikt nie przychodzi. Jesteśmy trochę jak w klasztorze kontemplacyjnym – podsumowuje m. Olech. - Mamy w domu księdza kapelana a więc i codzienną Mszę św. Będziemy też miały w naszej kaplicy liturgię Wielkiego Tygodnia choć z ograniczeniami nakazanymi przez Kurię. Nie przyjdą jednak znajomi i przyjaciele z zewnątrz, którzy zwykle, od lat, uczestniczyli z nami w tych obrzędach. Ale będziemy o sobie pamiętali w modlitwie i o tych wszystkich, którzy są rzeczywiście sami i opuszczeni – dodaje.
- Mimo narzuconej izolacji, czas pandemii staramy się wykorzystać, by w różny sposób nawzajem sobie pomagać i pomagać innym. Sposobów jest wiele. Tyle jest drobnych okazji, ale ważnych. Myślimy o tych, którym trzeba pomóc bo sami sobie nie poradzą. Grupa naszych sióstr szyje maseczki dla pobliskich szpitali. Staramy się pamiętać o tych, którzy mogą czekać na kontakt a przecież niemal wszyscy mamy telefony – podkreśla m. Jolanta.
Jak zaznacza, przede wszystkim jednak ten czas to czas pamięci i modlitwy o siły dla dotkniętych cierpieniem, za tych, którzy są na pierwszej linii frontu w walce z wirusem, za tych, którzy odeszli do Domu Ojca i ich bliskich, o to, by jak najmniej było cierpienia i samotności w tym trudnym czasie. - A gdy ten czas cierpienia minie, abyśmy wyszli z niego, komu to będzie dane, silniejsi, bardziej odpowiedzialni, mądrzejsi, wdzięczni Bogu za dar życia, za ludzi, których mamy wokół siebie i za piękno świata danego nam przez Stwórcę – mówi.
Skomentuj artykuł