O. Venne opiekun dzieci ulicy w Bangladeszu
Wspomnienia o zmarłym na w grudniu ub. r. w Bangaldeszu amerykańskim misjonarzu o. Douglasie Venne, opiekunie dzieci ulicy opublikował miesięcznik „Maryknoll” w specjalnym wydaniu pt.„Świadkowie Chrystusa" .
Zmarły w wieku 81 lat misjonarz działał w Dhaka od ponad 30 lat. Współpracował z dwoma innymi amerykańskimi misjonarzami ze zgromadzenia Maryknoll, o. Williamem McInire i o. Robertem McCahil oraz 45 wolontariuszami, ludźmi w różnym wieku, wykonującymi rozmaite zawody i w większości muzułmanami.
O. Venne zwracał zawsze uwagę, że celem organizacji „The Street Children Volunteer Service”, której patronował jest „walka z tragedią i skandalem, że dzieci mogą żyć w tak ekstremalnych warunkach na ulicy, pozostawione bez żadnej opieki". Jeden z wolontariuszy br. Lucio Beninati, Włoch z Papieskiego Instytutu Misji Zagranicznych (PIME), wspomina, że zmarły "organizował nauczanie, spotkania oraz pomoc medyczną dla dzieci, a jego mieszkanie było całe zawalone zabawkami, którymi chciał osłodzić ich ciężki los”.
O. Venne współpracował także z dwiema amerykańskimi misjonarkami z Maryknoll, s. Miriam Perlewitz i s. Joan Westhues, które uczyły kobiety analfabetki czytania i pisania w języku bengalskim.
Misjonarz miał nadzwyczajne zdolności do nawiązywania kontaktów z ludźmi należącymi do innych kultur i religii. Od 1994 r. mieszkał w drewnianym baraku, w wiosce Pouli, na północ od Dhaki. Dom ten ofiarował mu pewien muzułmanin, aby wykorzystał go do celów charytatywnych. - O. Venne spotykano tam często na modlitwie i z czasem został uznany za świątobliwego starca, do którego ludzie zwracali się w rożnych sprawach – wspominają o. Venne bracia z ekumenicznej Wspólnoty z Taizé.
W jednym z ostatnich listów misjonarz opisuje zdarzenie, które zaważyło na przyjęciu go do wspólnoty mieszkańców wioski, przez miejscowego sołtysa. „Gdy pewnego razu pracowałem na polu przyszedł do mnie sołtys i zapytał, czy jestem jezuitą. Odpowiedziałem, że nie, ale trochę podobnym. Na to on odparł, czy przyszedłem tu, aby nawracać ludzi. Odpowiedziałem, że nasz założyciel Jezus pragnął abyśmy służyli chorym i cierpiącym i to jest przyczyna dla której tu przybyłem. Jeżeli ktoś przez moją działalność zbliży się do Allacha, to wówczas zostanie osiągnięty także cel mojej służby. Na to sołtys odparł, że może to zaakceptować i od tego czasu nie miałem żadnych problemów z ludźmi z wioski” – wspominał w liście o. Venne.
Zmarły misjonarz napisał także, że gdy przybył do Dhaki w grudniu 1975 r samolotem z Tajlandii z grupą chrześcijan miał wielkie obawy czy będzie mógł w ogóle coś zdziałać w tym muzułmańskim kraju.
- Gdy samolot wylądował usłyszeliśmy z głośników melodię chrześcijańskiej pieśni „Amazing Grace" i ta melodia później towarzyszyła mi przez cały czas pobytu w Bangladeszu. Także i na ostatnim odcinku moich zmagań z chorobą, która kojarzy mi się z drogą Jezusa na Kalwarię. Chcę to wszystko ofiarować za dzieci w Dhakce – wspominał misjonarz.
Zgodnie ze swoim życzeniem o. Venne został pochowany bardzo skromnie, owinięty tylko prześcieradłem na wzór ubogich mieszkańców kraju. Obecnemu na pogrzebie współbraciom skojarzyło się to z „pochówkiem Jezusa, którego śladami zmarły tak bardzo pragnął podążać."
Skomentuj artykuł