Ojciec-katolik o rodzinach w Kościele. "Poczułem ulgę i wdzięczność, że ktoś komunikuje takie potrzeby"
Gdy tydzień temu przeczytałem odpowiedź na list abp. Marka Jędraszewskiego autorstwa Kasi Zarosy, poczułem niemałe zadowolenie, że ktoś w moim Kościele również ma problem z tym, w jaki sposób wygląda komunikacja na linii biskup/księża - świeccy - pisze Jakub Pruś, filozof, logik, mąż i ojciec.
Jednak jeszcze bardziej ucieszyło mnie to, że ktoś jeszcze dostrzega zgrzyt pomiędzy deklarowaną w Kościele prorodzinnością a tym, jak w praktyce wygląda ta otwartość na rodziny. Te same rodziny, dla których tak wiele osób w Kościele chce walczyć lub bronić ich przed groźnymi ideologiami lub próbami zniszczenia. Poczułem ulgę i wdzięczność, że jest także ktoś, kto komunikuje również i moje potrzeby oraz problemy, które są dla mnie wyzwaniem w Kościele.
Jednocześnie miałem od razu przeczucie, że zaraz na Kasię spadnie fala krytyki lub że zostanie okrzyknięta wrogiem Kościoła. Dlatego, że otwarcie komunikuje, z czym ma problem lub jakie są potrzeby, o których jakaś część Kościoła (w tym duchowieństwa) niezbyt chce słuchać (a co dopiero na nie odpowiadać). Nie musiałem długo czekać – zaraz ukazał się „kontr-list” innej matki-katoliczki, a katolicki internet zagotowało od dyskusji. Co sam, jako ojciec-katolik, sądzę o wszystkich trzech listach?
Dyskusja zaczęła się od listu pasterskiego
Zacznijmy od listu abp. Marka Jędraszewskiego – fragment, od którego rozpoczęła się ta dyskusja, jest stosunkowo dość krótki. Nasz pasterz stawia tam tezę (jest to argument przyczynowy), że obecna w Polsce „zapaść demograficzna” ma kilka powodów: „przede wszystkim negatywny obraz rodziny (zwłaszcza wielodzietnej) w mediach; kultura „realizacji siebie” (zawodowej i materialnej); obecny wśród młodych (< 35 r.ż.) trend rozrywkowego stylu wolnego od zobowiązań (jak trwały związek czy rodzina). To wszystko wieńczy podniosłe wezwanie: „Potrzeba nam, Drodzy Siostry i Bracia, wielkiego duchowego nawrócenia oraz szlachetnego, a przy tym pełnego ufności zawierzenia się Bogu i otwarcia się na Jego błogosławieństwo, związane z płodnością i posiadaniem dzieci”.
Po liście biskupa ukazał się "List matki-katoliczki"
28 lutego Klub Jagielloński opublikował odpowiedź Kasi. Jej list zawiera trzy zasadnicze punkty: krytykę twierdzenia, że głównym czynnikiem niskiej dzietności w Polsce jest obraz rodziny w mediach oraz wskazanie na inne przyczyny; wytknięcie niespójności w działaniach wielu duchownych i wiernych wobec deklarowanej prorodzinności oraz realnych działaniach wobec rodzin w Kościele i zaproponowanie konkretnych działań, jakie Kościół hierarchiczny może podjąć, by to zmienić (a jeszcze konkretniej – co abp. MJ może zmienić w swojej diecezji). Najbardziej znaczący – mojej opinii – jest punkt drugi: zwrócenie uwagi na zgrzyt w wymiernych działaniach Kościoła wobec rodzin oraz zasygnalizowanie faktycznych (wręcz fizjologicznych) potrzeb, które mają rodziny w Kościele. Pozwólcie, że przytoczę tylko jeden cytat:
„Słuchałam dziś listu Księdza Arcybiskupa, siedząc w jednym z krakowskich kościołów, w którym nie ma ogólnodostępnej toalety dla wiernych. Przewijak czy zapasowe pampersy pozostawiam już w sferze marzeń. Jak mniemam, Ksiądz Arcybiskup nie miał nigdy przyjemności uczestniczyć w Eucharystii w zaawansowanej ciąży, jako opiekun niemowlęcia czy też świeżo odpieluchowanego dwulatka. Spodziewam się również, że nie miał Ksiądz Arcybiskup nigdy przyjemności być obrzuconym pogardliwym spojrzeniem lub nieelegancką uwagą od współbraci z powodu przyprowadzenia do kościoła dziecka zachowującego się jak dziecko”.
List matki-katoliczki: atak czy rzeczowy argument?
Kasia zauważa (tylko) kilka przestrzeni wewnątrz Kościoła, w których rodziny mogą nie czuć się zrozumiane, zaakceptowane, a co dopiero zaopiekowane(!). Jedną z nich są, absolutnie podstawowe w wielu zwyczajnych miejscach jak urzędy, galerie czy dworce, przystosowania dla rodzin z małymi dziećmi: dostępne toalety czy przewijaki. Inną rzeczą jest nastawienie duchownych, a przez to również i świeckich, do samych rodzin i dzieci – jeśli płaczące dziecko jest dla całej wspólnoty problemem (a nie ma miejsca, gdzie można by je uspokoić), to jest mała szansa, że rodziny będą się czuły w Kościele swobodnie (pominę historię o prezbiterach wypraszających rodziny z głośnymi dziećmi z liturgii). Wobec tego wzywanie przez biskupa, który przecież odpowiada za tak wiele w swojej diecezji, do tego, by rodziny nie bały się otwartości na życie oraz utyskiwanie na niską dzietność przez złą kulturę wygląda po prostu nieautentycznie. To jest, jak mi się wydaje, główna myśl tego listu.
W mojej ocenie jest to, z perspektywy argumentacyjnej mocny argument ad personam – tak, znamy w logice rzetelne argumenty ad personam, które mogą być częścią racjonalnej dyskusji (w odróżnieniu od ataków osobistych). Najprościej będzie go przedstawić w dwóch przesłankach i wniosku (proszę o wybaczenie za logiczne nawyki, ale wierzę, że tak jest przejrzyściej). Mamy więc przesłankę pierwszą: Kościół hierarchiczny/biskupi narzekają na niską dzietność w Polsce, upatrując jej przyczyn w procesach kulturowych, oraz wzywają do odwagi w otwieraniu się na życie. Przesłanka druga brzmi: Kościół hierarchiczny/biskupi nie dbają wystarczająco o to, by rodziny w Kościele mogły się czuć swobodnie, wysłuchane i zaopiekowane. I wniosek: Kościół hierarchiczny/biskupi są nieautentyczni w stosunku do rodzin.
Stąd de facto należałoby jeszcze rozwinąć dalej argument ad personam i wnioskować o tym, że biskupi nie powinni zabierać głosu w kwestii rodzin oraz dzietności, dopóki tej autentyczności nie odzyskają – to jednak niuans dla dociekliwych studentów logiki. Przejdźmy wreszcie do trzeciego listu.
Trzeci list, czyli matka odpowiada matce
Cztery dni później na portalu marsz.info ukazała się odpowiedź na list, autorstwa Aleksandry Gajek, również matki i również katoliczki, który przedstawia znacznie inne podejście do listu arcybiskupa. Krytyka dotyczy głównie punktu pierwszego, a więc kwestii przyczyny niskiej dzietności w Polsce.
Trzeci list wychodzi od czegoś, co wydaje mi się jako naukowcowi koniecznym punktem wyjścia do rzetelnych dyskusji nad problematyką społeczną – od wyników badań nad przyczynami niskiej dzietności w Polsce (ASM, Centrum Badań i Analiz Rynku, marzec 2021). Jak zauważa Aleksandra Gajek, niemała część podawanych przez Polaków powodów za nie posiadaniem (licznego) potomstwa daje się podciągnąć właśnie pod powody podane przez arcybiskupa. Dalsza część listu to próba podważenia argumentu zarzucającego nieautentyczność i brak kompetencji osobom duchownym w kwestiach rodzinnych. Niestety, krytyka ta przybiera wadliwą, z punktu widzenia logiki, formę wnioskowania o błędności argumentu (lub tezy) ze względu na jego podobieństwo do argumentów głoszonych przez osoby o wątpliwej opinii (guilt by association fallacy):
„Przede wszystkim jednak nie spodziewałam się chyba, że matka-katoliczka uderzy tak mocno w argumenty typowe raczej dla antyklerykałów czy rodzimych feministek: ksiądz arcybiskup jest kompletnie oderwany od rzeczywistości, a sam Kościół nie robi nic, aby poprawić sytuację polskich rodzin”. W ten sposób odpowiedź „innej matki-katoliczki” omija najważniejszą, według mnie, kwestię – a mianowicie ów zgrzyt między deklarowaną prorodzinnością Kościoła a ignorowaniem potrzeb rodzin przez decyzyjną część tego Kościoła.
Trzy grosze od ojca-katolika
Do tego trójgłosu dodałbym jeszcze jedną refleksję – w ubiegły weekend byłem z żoną i dziećmi w Centrum Edukacji Przyrodniczej UJ. Świetnie spędziliśmy tam kilka godzin, a w omawianym tutaj kontekście urzekły mniej najbardziej dwie rzeczy. Jak wiadomo, nawet najbardziej fascynujące amonity, kości dinozaurów czy rekonstrukcje humanoidów potrafią być też dość męczące (zupełnie jak uczestnictwo w Eucharystii z dziećmi). Ku mojemu zaskoczeniu, pomiędzy kolejnymi wystawami natrafiłem na pomieszczenie z napisami: „Strefa przyjazna karmiącym mamom” oraz „Tutaj możesz zjeść i odpocząć”. W środku kącik dla dzieci, kredki, kolorowanki, a z boku ustawiony fotel, na którym kobiety mogą karmić dzieci. I to wszystko w ramach biletu rodzinnego, za który zapłaciliśmy 35 zł.
Druga drobna rzecz, która również wydaje się śmieszna, ale która sprawia, że bardzo dużo dla rodzica i dziecka może się zmienić, to plastikowy schodek z IKEA za 15 zł ustawiony w toalecie. Cóż, można uważać, że apele o przewijak, dostępną salkę czy dostęp do ubikacji w kościołach to mało poważna prośba – a mi się wydaje, że dla rodzin to duży krok i sygnał, że w Kościele mogą czuć się dobrze.
Skoro tak nam zależy na rodzinach w Kościele, musimy o nie dbać
Jeszcze o tej prorodzinności jedna uwaga. Skoro tak bardzo nam zależy, żeby rodziny przychodziły do Kościoła (a dzieci, w miarę dorastania, z tego Kościoła „nie wyrastały”) oraz żeby średnia wieku wiernych z roku na rok nie rosła - musimy dbać o rodziny w Kościele! Jeśli przejmujemy się tym, by rodziny chronić przed ideologiami i atakami, to troszczmy się, by największą zmorą rodziców w Kościele nie było to, że dzieci hałasują (a zmorą dzieci to, by grzecznie wysiedziały całą liturgię). Ja sam wiele takich sygnałów otwartości i wsparcia od duchownych oraz braci i sióstr w Kościele dostaję i zawsze czuję nimi się obdarowany. Zdarza mi się też odbierać komunikaty przeciwne – wtedy wolę myśleć o mojej wspólnocie, znajomych zakonnikach i siostrach zakonnych, dla których obecność dzieci w Kościele to radość, a nie zakłócenie.
Jestem bardzo wdzięczny Kasi za napisanie tego listu i już teraz mogę być zadowolony z tego, jakim echem się odbił. Dlaczego? Dlatego, że list Kasi, który jest głosem wielu polskich rodzin, poniósł się bardzo daleko i teraz nie można go zignorować. Choćby nie wiem jak bardzo było to wypierane i wiele osób okrzyknęło list „zdradą Kościoła” lub „feministycznym antyklerykalizmem” - to wielu biskupów, osób duchownych oraz katolików usłyszało, czego brakuje rodzinom w Kościele. To zaś rokuje, że może niedługo nam, rodzinom będzie ciut łatwiej na ścieżce, którą wszyscy, jako Kościół, pielgrzymujemy.
Skomentuj artykuł