Okoliczności napadów na abp. Życińskiego
Zaledwie w odstępie jednego roku dokonano dwóch zamachów na życie biskupa Józefa Życińskiego. Pierwszy miał miejsce w Pradze, drugi w Tarnowie. W obu przypadkach biskup, po interwencji szpitalnej, od razu wrócił do swych obowiązków. Jutro, 10 lutego, mija pierwsza rocznica śmierci abp. Józefa Życińskiego.
W 1992 r. biskup tarnowski, na zaproszenie pracującego wówczas w Pradze, o. Tomasza Dostatniego OP, miał wziąć udział w dyskusji w Instytucie Polskim o stosunkach państwo - Kościół oraz spotkać się z gronem czeskich filozofów u rektora Uniwersytetu Karola prof. Radima Palouša.
Bp Życiński pojechał do Pragi samochodem ze swoim kierowcą. Zamierzał zatrzymać się u dominikanów na Starym Mieście, dokąd bardzo trudno trafić. Samochód z biskupem kluczył bezskutecznie wąskimi ulicami. W pobliżu stacji metra Stare Miasto biskup wysiadł z samochodu, aby zapytać o drogę. Wtem jak spod ziemi wyrosło przed nim dwóch oprychów, których uwagę zwrócił złoty krzyż na piersi biskupa (w istocie był tylko pozłacany). Napastnicy odprowadzili go 50 metrów, mówiąc, że pokażą drogę i nagle jeden z nich rzucił biskupa na mur. I zadał cios kastetem ostrym jak żyletka tnąc po plecach sięgając aż do skóry. Później biskup opowiadał, że sytuacja była tak groźna, iż żegnał się z życiem. W pewnym momencie udało mu się jednak wyrwać napastnikom, a w ręku jednego z nich został clergman, czyli wdzianko wkładane na koszulę przez księży. "Panie Janku, jedziemy" - zdążył krzyknąć bp Życiński do kierowcy i oddalili się szczęśliwie z miejsca napadu. Tego samego dnia biskupowi pozszywano w klinice skórę na plecach, a Agnieszka Tombińska, żona obecnego ambasadora RP w Brukseli Jana Tombińskiego zacerowała wieczorem zniszczoną marynarkę.
Godzinę po napadzie przeprowadzono wizję lokalną. Na miejscu znaleziono porzucony przez bandytów clergman. Przed biskupem Życińskim w tym samy szpitalu operowany był Amerykanin czeskiego pochodzenia, napadnięty przez tych samych bandytów. Według obywatela USA napastnicy byli cudzoziemcami, prawdopodobnie pochodzącymi z Bośni.
Nazajutrz bp Życiński, jak gdyby nigdy nic, spotkał się z filozofami na Uniwersytecie Karola i wziął udział w debacie w Polskim Instytucie w obecności prymasa Czech, kard. Miroslava Vlka.
Rok później, w Tarnowie, w Niedzielę Palmową, kiedy obchodzono Dzień Młodzieży, doszło do kolejnego zamachu. Bp Życiński, jako ordynariusz tarnowski, przyjechał do katedry, aby wygłosić homilię do młodzieży. Kiedy dochodził do zakrystii, zaatakował go kamieniem mieszkaniec podtarnowskiego Skrzyszowa, jak się okazało, leczący się psychiatrycznie. Zadał biskupowi cios kamieniem w głowę. Gdyby mocniej trafił, mógł go zabić. Napastnika ujął kierowca biskupa, wspomniany pan Janek. Rannego zawieziono do szpitala, gdzie zszyto mu ranę. Po zabiegu bp Życiński, w swoim stylu, pojawił się w katedrze i wygłosił homilię do młodych.
Epilog sprawy miał jednak dopiero nastąpić. Biskup po jakimś czasie dowiedział się, że mieszkańcy Skrzyszowa zwrócili się przeciwko matce napastnika. Natychmiast przyjechał do parafii, podczas mszy w kościele publicznie uścisnął napiętnowaną kobietę, a w kazaniu zaapelował, aby mieszkańcy nie traktowali jej jak wroga. W tamtym czasie krążyły pogłoski, że przeciwnicy bp. Józefa Życińskiego, wykorzystali psychicznie chorego, aby rozprawić się z biskupem.
Skomentuj artykuł