Papież: Co się dzieje z ludzkością, która w ciągu jednego stulecia przeżyła trzy wojny światowe?

Spotkanie papieża Franciszka z redaktorami jezuickich czasopism społeczno-kulturalnych - Fot. Vatican Media

- Nie przygotowałem przemówienia - zaczął papież Franciszek spotkanie z redaktorami mediów jezuickich - więc jeśli chcecie, zadawajcie pytania. Jeśli będziemy prowadzić dialog, nasze spotkanie będzie bogatsze - zachęcił. W rozmowie podczas audiencji otwarcie i obszernie wypowiedział się o wojnie na Ukrainie, o odnowie Kościoła i o problemach z przyjęciem wskazań soborowych, czy także o niemieckiej drodze synodalnej.

- Witajcie! Widzicie? Jestem na moim nowym „tronie papieskim” (sedia gestatoria) – zażartował Papież, nawiązując do faktu, że z powodu bólu kolana porusza się na wózku inwalidzkim. Franciszek przywitał się z wszystkimi redaktorami europejskich czasopism kulturalnych Towarzystwa Jezusowego. Audiencja odbyła się w Prywatnej Bibliotece Pałacu Apostolskiego.

Franciszek odpowiadał na zadawane pytania.

"Tutaj nie ma metafizycznych dobrych i złych"

Towarzystwo jest obecne na Ukrainie, która jest częścią mojej prowincji. Mamy tu do czynienia z wojną, która jest agresją. Piszemy o tym w naszych publikacjach. Co by nam Ojciec radził, jak komunikować w sytuacji, w której się znajdujemy? Jak moglibyśmy przyczynić się do zapewnienia pokojowej przyszłości?

DEON.PL POLECA

Papież Franciszek: - Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy odejść od utartego schematu „Czerwonego Kapturka”: Czerwony Kapturek był dobry, a wilk był tym złym. Tutaj nie ma metafizycznych dobrych i złych, opisywanych w sposób abstrakcyjny. Tu rodzi się coś globalnego, z elementami, które bardzo się ze sobą splatają. Kilka miesięcy przed wybuchem wojny spotkałem się z szefem pewnego państwa. Jest to mądry człowiek, który mówi bardzo mało, ale bardzo mądrze. Po rozmowie o rzeczach, które chciał poruszyć, powiedział mi, że jest bardzo zaniepokojony sposobem, w jaki działa NATO. Zapytałem go, dlaczego, a on odpowiedział: „Oni szczekają u bram Rosji. Nie rozumieją też, że Rosjanie mają mentalność imperialną i nie pozwolą, by jakiekolwiek obce mocarstwo zbliżyło się do nich”. Stwierdził: „Sytuacja ta może doprowadzić do wojny”. Taka była jego opinia. 24 lutego rozpoczęła się wojna. Ten człowiek potrafił odczytać znaki tego, co się działo.

To, co dziś widzimy, to brutalność i dzikość, z jaką wojsko, na ogół najemnicy, wykorzystywani przez Rosjan, prowadzą tę wojnę. A Rosjanie wolą wysyłać Czeczenów, Syryjczyków, najemników. Niebezpieczeństwo polega jednak na tym, że widzimy tylko to, co jest potworne, a nie dostrzegamy całego dramatu, jaki rozgrywa się w tle tej wojny, która być może została w jakiś sposób sprowokowana albo której nie udało się zapobiec. Widzimy też zainteresowanie związane z testowaniem i sprzedażą broni. To bardzo smutne, ale w końcu to też jest ważny aspekt tego konfliktu.

"Ktoś może mi w tym momencie powiedzieć: ale ty jesteś za Putinem! Nie, nie jestem"

Ktoś może mi w tym momencie powiedzieć: ale ty jesteś za Putinem! Nie, nie jestem. Byłoby uproszczeniem i błędem powiedzieć coś takiego. Jestem po prostu przeciwny ograniczaniu tej skomplikowanej rzeczywistości do wskazywania dobrych i złych, bez myślenia o korzeniach i interesach, które są bardzo złożone. Patrząc na dzikość i okrucieństwo wojsk rosyjskich, nie możemy zapominać o innych problemach, musimy próbować je rozwiązać.

Prawdą jest również, że Rosjanie myśleli, że wszystko skończy się w ciągu tygodnia. Ale pomylili się w obliczeniach. Trafili na odważny naród, który walczy o przetrwanie i który ma w swojej przeszłości tradycję walki.

Muszę też dodać, że to, co dzieje się teraz na Ukrainie, postrzegamy w ten sposób, ponieważ jest nam bliższe i bardziej dotyka naszej wrażliwości. Ale są też inne, odległe kraje – pomyślmy o niektórych częściach Afryki, północnej Nigerii, północnym Kongo, gdzie wciąż trwa wojna i nikt się tym nie przejmuje. Pomyślcie o Rwandzie sprzed 25 lat. Pomyślmy o Myanmarze i ludzie Rohingya. Świat jest w stanie wojny. Kilka lat temu przyszło mi do głowy powiedzenie, że przeżywamy trzecią wojnę światową w kawałkach. Moim zdaniem, trzecia wojna światowa została już wypowiedziana. I to jest coś, co powinno dać nam do myślenia. Co się dzieje z ludzkością, która w ciągu jednego stulecia przeżyła trzy wojny światowe? Pierwszą wojnę przeżywam w pamięci mojego dziadka nad rzeką Piave. Potem druga, a teraz trzecia. A to jest złe dla ludzkości, to jest klęska. Trzeba pomyśleć, że w ciągu jednego stulecia miały miejsce trzy wojny światowe, a za tym idzie cały problem handlu bronią!

Kilka lat temu odbyły się obchody 75. rocznicy lądowania w Normandii. Wielu przywódców państw i rządów świętowało wtedy zwycięstwo. Nikt nie pamiętał o tysiącach młodych ludzi, którzy zginęli wówczas na plaży. Kiedy w 2014 roku pojechałem do Redipuglia na obchody setnej rocznicy wybuchu I wojny światowej – przyznam się szczerze – popłakałem się na widok wieku poległych żołnierzy. Kiedy kilka lat później, 2 listopada – każdego 2 listopada odwiedzam cmentarz – pojechałem do Anzio, tam również płakałem, widząc wiek poległych żołnierzy. W zeszłym roku poszedłem na cmentarz francuski i na groby młodych mężczyzn – chrześcijan lub wyznawców islamu, bo Francuzi wysyłali do walki także tych z Afryki Północnej – pośród których byli także młodzi mężczyźni w wieku 20, 22, 24 lat.

"Kiedy entuzjazm minie, kto się zajmie kobietami z Ukrainy. Sępy już krążą"

Dlaczego mówię wam o tych sprawach? Ponieważ chciałbym, aby wasze czasopisma zajmowały się ludzką stroną wojny. Chciałbym, aby wasze czasopisma zajęły się ludzkim dramatem wojny. Bardzo dobrze jest dokonywać kalkulacji geopolitycznych, dogłębnie badać sytuację. Musicie to robić, bo takie jest wasze zadanie. Ale także starajcie się przekazać ludzki dramat wojny. Ludzki dramat tych cmentarzy, ludzki dramat plaż Normandii czy Anzio, ludzki dramat kobiety, do której drzwi puka listonosz i która otrzymuje list z podziękowaniem za to, że oddała ojczyźnie syna, który jest bohaterem ojczyzny... I tak została sama. Refleksja nad tym bardzo pomogłaby ludzkości i Kościołowi. Rozwijajcie swoje refleksje społeczno-polityczne, ale nie zaniedbujcie ludzkiej refleksji nad wojną.

Papież Franciszek (fot. o. Paweł Kosiński SJ)

Wróćmy do Ukrainy. Wszyscy otwierają swoje serca dla uchodźców, dla ukraińskich wygnańców, którymi są zazwyczaj kobiety i dzieci. Mężczyźni zostają, aby walczyć. Podczas zeszłotygodniowej audiencji dwie żony ukraińskich żołnierzy, którzy byli w hucie Azowstal, przyszły prosić mnie o wstawiennictwo, by tamci zostali uwolnieni. Wszyscy jesteśmy bardzo wrażliwi na takie dramatyczne sytuacje. Są to kobiety z dziećmi, których mężowie tam walczą. Młode i piękne kobiety. Zadaję sobie jednak pytanie: co się stanie, gdy minie entuzjazm do niesienia pomocy? Ponieważ sytuacja się uspokaja, kto zajmie się tymi kobietami? Musimy spojrzeć poza konkretne działania w danej chwili i zastanowić się, w jaki sposób będziemy je wspierać, aby nie stały się ofiarami handlu, nie zostały wykorzystane, bo sępy już krążą.

Ukraina jest ekspertem w dziedzinie niewolnictwa i wojny. Jest to bogaty kraj, który zawsze był podzielony, rozdarty przez wolę tych, którzy chcieli go zawłaszczyć, aby go eksploatować. Tak jakby historia predestynowała Ukrainę do bycia krajem bohaterskim. Widok tego bohaterstwa porusza nasze serca. Heroizm, który idzie w parze z czułością! W rzeczywistości, kiedy przybyli pierwsi młodzi rosyjscy żołnierze – później przysłali najemników – wysłani na „operację wojskową”, jak mówili, nie wiedząc, że idą na wojnę, to same ukraińskie kobiety zajęły się nimi, kiedy się poddali. Wielkie człowieczeństwo, wielka wrażliwość. Odważne kobiety. Odważni ludzie. Naród, który nie boi się walczyć. Ludzie pracowici, a jednocześnie dumni ze swojej ziemi. Pamiętajmy o tożsamości ukraińskiej w tym czasie. To właśnie nas porusza: widzieć takie bohaterstwo. Bardzo chciałbym podkreślić tę kwestię: bohaterstwo narodu ukraińskiego. Mamy przed oczami sytuację wojny światowej, globalnych interesów, sprzedaży broni i zawłaszczania geopolitycznego, które prowadzi do męczeństwa bohaterskiego narodu.

"Powiedziałem Cyrylowi: Bracie, nie jesteśmy duchownymi państwowymi, jesteśmy pasterzami ludu"

Chciałbym dodać jeszcze jeden element. Odbyłem czterdziestominutową rozmowę z patriarchą Cyrylem. Na początek przeczytał mi oświadczenie, w którym podał racje uzasadniające wojnę. Kiedy skończył, zareagowałem i powiedziałem mu: „Bracie, nie jesteśmy duchownymi państwowymi, jesteśmy pasterzami ludu”. Miałem się z nim spotkać 14 czerwca w Jerozolimie, aby porozmawiać o naszych sprawach. Jednak w związku z wojną, za obopólną zgodą, postanowiliśmy przełożyć spotkanie na późniejszy termin, aby nasz dialog nie został źle zrozumiany. Mam nadzieję, że spotkam się z nim na zgromadzeniu ogólnym w Kazachstanie we wrześniu. Mam nadzieję, że będę mógł się z nim przywitać i porozmawiać trochę, wszak jest pasterzem.

Ojcze Święty, dziękujemy za to spotkanie. Jakie jest znaczenie i misja czasopism Towarzystwa Jezusowego? Czy masz nam do przekazania jakąś misję?

Papież Franciszek: - Nie jest łatwo udzielić jasnej i precyzyjnej odpowiedzi. Ogólnie rzecz biorąc, oczywiście uważam, że misją każdego czasopisma kulturalnego jest komunikacja. Dodałbym jednak, że trzeba prowadzić dialog w sposób jak najbardziej „wcielony”, osobisty, nie tracąc kontaktu z rzeczywistością i ludźmi, „twarzą w twarz”. Rozumiem przez to, że nie wystarczy przekazywać idee. Trzeba przekazywać myśli, które wynikają z doświadczenia. To jest dla mnie bardzo ważne. Idee muszą bazować na doświadczeniu.

Weźmy na przykład herezje, czy to teologiczne, czy te ludzkie, bo są też herezje ludzkie. Moim zdaniem, herezja rodzi się wtedy, gdy jakaś idea jest oderwana od rzeczywistości. Dlatego ktoś powiedział – Chesterton, jeśli dobrze pamiętam – że „herezja jest ideą, która oszalała”. Oszalała, ponieważ utraciła swoje ludzkie korzenie.

"Rzeczywistość jest nadrzędna wobec idei. Abstrakcyjne idee nikogo nie poruszają"

Towarzystwo Jezusowe nie powinno angażować się w przekazywanie abstrakcyjnych idei. Interesuje się natomiast przekazywaniem ludzkiego doświadczenia za pomocą idei i rozumowania: zatem doświadczenia. O pomysłach się dyskutuje. Dyskusja jest dobra, ale dla mnie to za mało. Tylko rzeczywistość ludzka jest „rozeznawana”. Rozeznanie jest tym, co naprawdę się liczy. Misją jezuickiej publikacji nie może być tylko dyskusja, ale przede wszystkim pomoc w rozeznaniu, które prowadzi do działania.

A czasem, aby rozeznać, trzeba „rzucić kamieniem”! Jeśli rzucisz kamień do wody, woda mąci się, wszystko się porusza i można to rozróżniać. Ale jeśli zamiast rzucać kamieniem, rzuca się... równaniem matematycznym, twierdzeniem, to nie będzie żadnego ruchu, a więc nie będzie rozeznania.

Zauważmy, że to zjawisko abstrakcyjnych wyobrażeń o człowieku jest bardzo stare. Charakteryzowało ono na przykład scholastykę dekadencką, teologię czystych idei, całkowicie odległą od rzeczywistości zbawienia, którą jest spotkanie z Jezusem Chrystusem. Dlatego magazyn kulturalny musi pracować na bazie rzeczywistości, która zawsze jest lepsza od idei. A jeśli rzeczywistość jest „skandaliczna”, to nawet lepiej.

Na przykład niedawno spotkałem się z Grupą Świętej Marty, która zajmuje się skandalicznym problemem, jakim jest handel ludźmi. I to nas porusza, dotyka i sprawia, że czujemy, iż musimy coś robić. Z drugiej strony, abstrakcyjne idee o zniewoleniu ludzi nikogo nie poruszają. Trzeba zatem zacząć od doświadczenia i jego narracji.

To jest zasada, którą chciałem wam przekazać i którą wam zaleciłem: rzeczywistość jest nadrzędna wobec idei, dlatego musicie prezentować idee i refleksje, które wyrastają z rzeczywistości.

Papież Franciszek (fot. Vatican Media)

Kiedy wchodzisz w świat samych idei i oddalasz się od rzeczywistości, narażasz się na śmieszność. Dyskutuje się o ideach, a rozeznaje rzeczywistość. Rozeznawanie jest charyzmatem Towarzystwa. Moim zdaniem jest to podstawowy charyzmat Towarzystwa i na nim musi się ono nadal koncentrować, także przy wydawaniu czasopism kulturalnych. Muszą to być czasopisma, które pomagają i promują rozeznanie.

"... gdy zobaczę ich powieszonych na szubienicy na placu św. Piotra”

Jakie znaki odnowy duchowej dostrzega Ojciec w Kościele? Czy w ogóle widzi Ojciec jakieś? Czy widać oznaki nowego życia?

Papież Franciszek: - Bardzo trudno jest dostrzec odnowę duchową, posługując się bardzo staroświeckimi schematami. Musimy odnowić nasz sposób patrzenia na rzeczywistość, jej oceniania. W Kościele europejskim widzę więcej odnowy w spontanicznie rodzących się rzeczach: ruchach, grupach, w osobach nowych biskupów, którzy pamiętają, że stoi za nimi Sobór. Ponieważ Sobór, jaki niektórzy duszpasterze pamiętają najlepiej, to Sobór Trydencki. A to, co mówię, nie jest absurdem.

Restauracjonizm doprowadził do zakneblowania Soboru. Liczba grup „restauratorów” – na przykład w Stanach Zjednoczonych jest ich wiele – jest imponująca. Pewien argentyński biskup powiedział mi, że poproszono go o zarządzanie diecezją, która dostała się w ręce tych „odnowicieli”. Nigdy nie zaakceptowali Soboru [Watykańskiego II – przyp. red.]. Istnieją idee i zachowania, które wywodzą się z nastawienia restauracjonizmu, który w zasadzie nigdy nie akceptował Soboru. Problem polega właśnie na tym, że w niektórych kontekstach wskazania Soboru nie zostały jeszcze zaakceptowane. Prawdą jest również, że potrzeba stu lat, aby Sobór mógł się zakorzenić. Pozostało więc jeszcze czterdzieści lat, aby tak się stało!

Znakami odnowy są także grupy, które poprzez działalność dobroczynną lub duszpasterską nadają Kościołowi nowe oblicze. Francuzi są w tym względzie bardzo kreatywni.

„Was jeszcze nie było na świecie”, ale w 1974 r. byłem świadkiem cierpienia generała o. Pedro Arrupe [przełożony generalny jezuitów w latach 1965-83 – przyp. red] na XXXII Kongregacji Generalnej. W tamtym czasie pojawiła się konserwatywna reakcja, aby zablokować proroczy głos o. Arrupe! Dziś dla nas ten generał jest świętym, ale musiał cierpieć z powodu wielu ataków na niego. Był odważny, ponieważ zrobił ten krok. Arrupe był człowiekiem bardzo posłusznym papieżowi. Paweł VI to rozumiał. Najlepszym przemówieniem papieża do Towarzystwa Jezusowego jest to, które Paweł VI wygłosił 3 grudnia 1974 roku. Napisał je odręcznie. Zachowały się oryginały. Prorok Paweł VI miał tu dużą wolność. Z drugiej strony, ludzie związani z Kurią w jakiś sposób zasilili grupę hiszpańskich jezuitów, którzy uważali się za prawdziwych „ortodoksów” i sprzeciwiali się Arrupe. Paweł VI nigdy nie brał udziału w tej grze. Arrupe posiadał umiejętność dostrzegania woli Bożej, połączoną z dziecięcą prostotą w podporządkowaniu się papieżowi. Pamiętam, że pewnego dnia, kiedy piliśmy kawę w małej grupie, przeszedł obok nas i powiedział: „Chodźmy, chodźmy! Papież zaraz przejdzie, pozdrówmy go!”. Był jak chłopiec! Z tą spontaniczną miłością!

Pamiętajmy, że pewien jezuita z prowincji Loyola szczególnie zwrócił się przeciwko o. Arrupe. Był wysyłany do różnych miejsc, nawet do Argentyny i zawsze sprawiał kłopoty. Kiedyś powiedział mi: „Jesteś osobą, która nic nie rozumie. Ale prawdziwymi winowajcami są o. Arrupe i o. Calvez. Najszczęśliwszy dzień w moim życiu będzie wtedy, gdy zobaczę ich powieszonych na szubienicy na placu św. Piotra”. Dlaczego opowiadam wam tę historię? Abyście zrozumieli, jak wyglądał okres posoborowy. To się powtarza dziś, zwłaszcza w przypadku tradycjonalistów. Dlatego tak ważne jest ocalenie tych postaci, które broniły Soboru i wierności papieżowi. Musimy wrócić do Arrupe: jest on światłem z tamtych czasów, które oświeca nas wszystkich. To właśnie on odkrył na nowo Ćwiczenia duchowe [Ignacego Loyoli – przyp. red] jako źródło, uwalniając się od sztywnych sformułowań Epitome Instituti, będących wyrazem zamkniętego, sztywnego myślenia, bardziej pouczająco-ascetycznego niż mistycznego [Papież odnosi się tutaj do pewnego rodzaju praktycznego podsumowania stosowanego w Towarzystwie Jezusowym i sformułowanego w XX wieku, które było postrzegane jako substytut Konstytucji. W pewnym okresie formacja jezuitów w Towarzystwie została ukształtowana przez ten tekst do tego stopnia, że niektórzy z jezuitów nigdy nie przeczytali Konstytucji, które są tekstem założycielskim. Dla Papieża w tym okresie w Towarzystwie istniało ryzyko, że reguły przerosną ducha – przyp. red].

Nie można powiedzieć, że w naszej Europie – na przykład w mojej Szwecji - istnieje silna tradycja religijna. Jak ewangelizować w kulturze, która nie ma tradycji religijnej?

Papież Franciszek: - Odpowiedź na to pytanie nie jest dla mnie łatwa. Spotkałem się z Akademią Szwedzką, która jest komitetem promującym Literacką Nagrodę Nobla. Przywieźli mi w prezencie obraz św. Ignacego, który kupili w antykwariacie. Jest to obraz z XVIII wieku. Pomyślałem: „Grupa Szwedów przywiozła mi św. Ignacego. On im pomoże!”. Prawdę mówiąc, nie wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie. Ponieważ tylko ci, którzy żyją tam, w tym kontekście, mogą zrozumieć i odkryć właściwe ścieżki postępowania. Chciałbym jednak wskazać na człowieka, który może być punktem odniesienia: na kardynała Andersa Arboreliusa [biskupa Sztokholmu – przyp. red.]. Niczego się nie boi. Rozmawia ze wszystkimi i nie sprzeciwia się nikomu. Zawsze dąży do tego, co pozytywne. Wierzę, że taka osoba jak on, może wskazać właściwą drogę rozwoju.

"Droga synodalna jest bardzo silnie uzależniona od nacisków zewnętrznych"

W Niemczech mamy drogę synodalną, którą niektórzy uważają za ruch heretycki, ale która w rzeczywistości jest bardzo bliska naszej lokalnej rzeczywistości. Wielu odchodzi od Kościoła, ponieważ nie ma już do niego zaufania. Szczególnym przypadkiem jest sytuacja w diecezji kolońskiej. Co o tym Ojciec sądzi?

Papież Franciszek: - Przewodniczącemu Konferencji Episkopatu Niemiec, bp. Bätzingowi, powiedziałem: „W Niemczech jest bardzo dobry Kościół ewangelicki. Nie potrzebujemy drugiego”. Problem pojawia się wtedy, gdy droga synodalna wychodzi od elit intelektualnych, teologicznych i jest bardzo silnie uzależniona od nacisków zewnętrznych. W niektórych diecezjach droga synodalna jest realizowana z wiernymi, z ludem, bardzo powoli.

"Poprosiłem arcybiskupa o napisanie listu z rezygnacją. Mam jego rezygnację w ręku"

Chciałem napisać list na temat waszej drogi synodalnej. I rzeczywiście w końcu napisałem go sam, a zajęło mi to miesiąc. Nie chciałem mieszać w to Kurii. Zrobiłem to sam. Oryginał jest w języku hiszpańskim, a ten w języku niemieckim jest tłumaczeniem. Tam napisałem, co o tym myślę.

Następnie kwestia diecezji kolońskiej. Kiedy sytuacja była bardzo burzliwa, poprosiłem arcybiskupa, aby wyjechał na sześć miesięcy, żeby wszystko się uspokoiło i żebym mógł widzieć jasno sytuację. Bo gdy wody są wzburzone, nie widać wyraźnie. Kiedy wrócił, poprosiłem go o napisanie listu z rezygnacją. Zrobił to i dał mi go. Napisał też list z przeprosinami do diecezji. Zostawiłem go na jego miejscu, żeby zobaczyć, co się stanie, ale mam jego rezygnację w ręku.

Papież Franciszek (fot. o. Paweł Kosiński SJ)

Dzieje się tak, że w Niemczech działa wiele grup nacisku, a pod presją nie można dobrze rozeznać. Dodatkowo pojawia się tam problem ekonomiczny, w związku z którym myślę o wysłaniu na miejsce komisji finansowej. Czekam, aż nie będzie nadmiernych nacisków, by móc dokonać dobrego rozeznania. To, że istnieją różne punkty widzenia, jest w porządku. Problem pojawia się, gdy mamy do czynienia z naciskami. To nie pomaga. Nie wydaje mi się jednak, aby Kolonia była jedyną diecezją na świecie, w której dochodzi do konfliktów. I traktuję ją jak każdą inną, która przeżywa konflikty. Przychodzi mi na myśl jeden, który jeszcze się nie zakończył: Arecibo w Puerto Rico, który ciągnie się od lat. Takich diecezji jest wiele.

"Młodzi nie mają łaski Bożej? Ale niech Bóg się tym zajmie!"

Ojcze Święty, jesteśmy czasopismem wydawanym w formie cyfrowej i kierujemy się także do młodych ludzi, którzy znajdują się na marginesie Kościoła. Młodzi ludzie chcą szybkich i natychmiastowych opinii i informacji. Jak możemy wprowadzić ich w proces rozeznawania?

Papież Franciszek: - Nie wolno stać w miejscu. W pracy z młodymi ludźmi musimy zawsze przedstawiać perspektywę dynamiczną, a nie statyczną. Musimy prosić Pana o łaskę i mądrość, aby pomógł nam podjąć właściwe kroki. W moich czasach praca z młodzieżą polegała na spotkaniach studyjnych. Teraz to już nie działa w ten sposób. Musimy ich wspomagać w rozwijaniu konkretnych ideałów, dzieł, szlaków. Młodzi ludzie znajdują swoją rację bytu, idąc własną drogą, i nigdy nie dzieje się to w sposób statyczny. Niektórzy mogą się wahać, ponieważ widzą młodych ludzi, którym brak jest wiary, mówią, że nie mają oni łaski Bożej. Ale niech Bóg się tym zajmie! Waszym zadaniem jest skierowanie ich na właściwą drogę. Myślę, że to najlepsza rzecz, jaką możemy zrobić.

***

Cóż, przepraszam, jeśli za długo się rozwodziłem, ale chciałem podkreślić kwestie posoborowe i postać o. Arrupe, ponieważ obecny problem Kościoła polega w dużej mierze właśnie na braku akceptacji Soboru.

Tłumaczenie: o. Paweł Kosiński SJ

***

Audiencja dla redaktorów mediów jezuickich odbyła się 19 maja 2022 r. Uczestniczyli w niej o. Stefan Kiechle ze Stimmen der Zeit (Niemcy), Lucienne Bittar z Choisir (Szwajcaria), o. Ulf Jonsson z Signum (Szwecja), o. Jaime Tatay z Razón y fe (Hiszpania), o. José Frazão Correia z Brotéria (Portugalia), o. Paweł Kosiński z Deon.pl (Polska), o. Arpad Hovarth z A Szív (Węgry), Robert Mesaros z Viera a život (Słowacja), Frances Murphy z Thinking Faith (Wielka Brytania) i o. Antonio Spadaro z La Civiltà Cattolica (Włochy). Trzech redaktorów to osoby świeckie, w tym dwie kobiety (dla czasopism szwajcarskich i angielskich). Pozostali to jezuici.

Spotkanie z Papieżem było początkiem trzydniowego dorocznego spotkania (w spotkaniu uczestniczył również o. François Euve, dyrektor Études (Francja), który nie mógł przybyć do Rzymu na czas audiencji. W tym roku nieobecni byli również Dermot Roantree, dyrektor czasopisma irlandzkiego Studies, oraz Ειρήνη Κουτελάκη, dyrektor czasopisma greckiego Ανοιχτοί Ορίζοντες). W audiencji wziął również udział przełożony generalny Towarzystwa Jezusowego, o. Arturo Sosa.

Spotkanie zakończyło się wspólnym zdjęciem grupowym. Papież ponownie pozdrowił wszystkich uczestników spotkania, wręczając każdemu różaniec i kilka książek wydanych w ich ojczystych językach.

DEON.PL

Wcześniej duszpasterz akademicki w Opolu; duszpasterz polonijny i twórca Jezuickiego Ośrodka Milenijnego w Chicago; współpracownik L’Osservatore Romano, Studia Inigo, Posłańca Serca Jezusa i Radia Deon oraz Koordynator Modlitwy w drodze i jezuici.pl;

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Papież: Co się dzieje z ludzkością, która w ciągu jednego stulecia przeżyła trzy wojny światowe?
Komentarze (3)
KP
~katolik pomniejszego płazu
14 czerwca 2022, 16:39
wrzucanie kamieni do wody w celu jej zmącenia z nadzieją "lepszego rozeznania" co w niej pływa jest chyba najlepszym opisem tego pontyfikatu
JW
~Janek Wawrzyszyn
14 czerwca 2022, 14:53
Raczej powinniśmy pytać: "Co się dzieje z tym papieżem, że znów mówi o prowokacji NATO która zmusiła Rosję do ataku na Ukrainę?"
WG
~Witold Gedymin
14 czerwca 2022, 12:13
Wypowiedzi papieża na temat wojny na Ukrainie i "szczekania NATO" świadczą, że o ile wypowiadając się "ex cathedra" w sprawach wiary i moralności ma przywilej nieomylności, to w wielu sprawach tego świata bywa zwyczajnie głupi, a także, że w Watykanie może być wielu takich "o. Józefów Penkowskich SVD". To, że wojna wybuchnie było bardzo prawdopodobne. Te kilkanaście lat intensywnych zbrojeń Rosji, nowe systemy, których nikt nie ma na świecie (o niektórych wiadomo, a pewnie drugie tyle, które są tajemnicą). Czy budując te "różne zabawki" Putin nie miałby ich użyć?? On jest takim łajdakiem, że w obliczu rychłej śmierci gotów byłby do użycia broni nuklearnej choćby po to aby zobaczyć w działaniu swoje "zabawki". Nie "szczekanie NATO" było impulsem do napaści na Ukrainę, a zdrowie Putina. On wie, że może zostało mu tylko parę lat, albo parę miesięcy, a drugiego takiego, gotowego do zniszczenia świata może nie być.