Papież: nie martwię się o siebie, ale o innych
Papież Franciszek przyznał w wywiadzie, że zdaje sobie sprawę, iż może być celem zamachu, ale - jak dodał - martwi się nie o siebie, ale i o innych ludzi. Wywiad zamieszczono w książce "W podróży" watykanisty Andrei Torniellego na temat papieskich pielgrzymek.
W rozmowie, opublikowanej w niedzielę przez dziennik "La Stampa", Franciszek powiedział, że tak naprawdę nie lubi i wcześniej nie lubił podróżować.
Jako biskup do Rzymu przyjeżdżał tylko wtedy, gdy było to konieczne.
- Kiedy mogłem nie przyjechać, nie przyjeżdżałem - wyznał. Dodał, że nie wyobrażał sobie, że jako papież wyruszy w tyle podróży po świecie.
Przywołał swą pierwszą wyprawę po wyborze, czyli wizytę na włoskiej wyspie Lampedusa, która stała się symbolem kryzysu migracyjnego. Wyjaśnił, że nie była to zaplanowana podróż i nie otrzymał oficjalnego zaproszenia.
- Czułem, że muszę tam pojechać. Dotknęły mnie i wzruszyły informacje o migrantach, którzy zginęli na morzu, zatonęli. Dzieci, kobiety, młodzi mężczyźni - mówił.
- Teraz - stwierdził - czuję, że muszę podróżować, odwiedzać kościoły, zachęcać, zasiewać ziarna nadziei.
Franciszek ujawnił, że z programu zagranicznych wizyt postarał się wyeliminować oficjalne obiady, wydawane przez władze odwiedzanych państw i biskupów. Jak wyjaśnił, nie ma nic przeciwko zasiadaniu do stołu w towarzystwie.
- Ale jeśli program podróży, jak dzieje się to niemal zawsze, jest pełen spotkań, wolę zjeść w sposób prosty i szybko - zastrzegł.
Wśród niezapomnianych wspomnień Franciszek wymienił entuzjazm młodych ludzi w Rio de Janeiro w czasie Światowych Dni Młodzieży w 2013 roku, a także wizytę w sanktuarium w Madhu na Sri Lance, gdzie witali go chrześcijanie, muzułmanie i hinduiści.
Podkreślił, że w Europie woli odwiedzać kraje leżące na jej peryferiach, takie, jak Bośnia czy Albania, by "dodać otuchy tym, którzy mimo trudności i konfliktów działają na rzecz pokoju i jedności".
- To nie oznacza braku uwagi dla Europy, którą zachęcam, jak mogę, by odkryła i wcieliła w praktyce swe najbardziej autentyczne korzenie, swe wartości - oświadczył papież.
- Jestem przekonany, że to nie biurokracja i nie narzędzia finansowe uratują nas przed obecnym kryzysem i rozwiążą problem imigracji, który dla krajów europejskich jest największym wyzwaniem po drugiej wojnie światowej - powiedział Franciszek.
Mówiąc o kwestiach bezpieczeństwa w czasie swych podróży, wyraził wdzięczność dla watykańskiej żandarmerii i Gwardii Szwajcarskiej za to, że "dostosowały się" do jego "stylu".
- Nie potrafię poruszać się opancerzonymi samochodami albo w papamobile z zamkniętymi szybami kuloodpornymi - przyznał.
Papież wytłumaczył, że od początku mówił, że będzie podróżował tylko wtedy, gdy będzie mógł zawsze mieć kontakt z ludźmi.
- Trzeba ufać i zawierzyć. Jestem świadom zagrożeń, jakie mogą wystąpić. Muszę powiedzieć, że może jestem lekkomyślny, ale nie obawiam się o siebie. Martwię się natomiast zawsze o bezpieczeństwo tych, którzy podróżują ze mną i przede wszystkim o ludzi, których spotykam w różnych krajach - zaznaczył.
- To, co mnie niepokoi, to konkretne zagrożenia, pogróżki wobec tych, którzy przychodzą na uroczystość albo na spotkanie. Jest zawsze groźba nieostrożnego gestu ze strony jakiegoś szaleńca. Ale zawsze jest Bóg - powiedział Franciszek.
Skomentuj artykuł