Świeckie misjonarki ze Śląska Cieszyńskiego: misje to sposób na życie w Kościele
"To była kluczowa dla nas posługa: bycie z dziećmi, odwiedzanie ich w wioskach, spędzanie wspólnie czasu w świetlicy dla potrzebujących."
Agata Kamińska z Cieszyna, która już wcześniej wyjeżdżała jako wolontariuszka na misje do Kazachstanu i Boliwii, przyznaje, że tęskni za boliwijskim słońcem i tamtejszymi owocami. Jednak największą wartością dla niej były spotkania z uśmiechniętymi dziećmi, które w tamtym czasie przebywały na wakacjach. Misjonarki ze Śląska Cieszyńskiego spędzały z podopiecznymi czas wolny: uczyły, organizowały wyjazdy i warsztaty, katechizowały i wspólnie się modliły.
"To była kluczowa dla nas posługa: bycie z dziećmi, odwiedzanie ich w wioskach, spędzanie wspólnie czasu w świetlicy dla potrzebujących w San Ramón. Właśnie tam prowadziłyśmy wszelkie zajęcia" - zaznaczyła, przybliżając problemy, na które codziennie natrafiają wielopokoleniowe, ale nierzadko rozbite, boliwijskie rodziny, borykające się z ubóstwem i chorobami, także cierpiące z powodu skomplikowanych więzi z najbliższymi.
Silna potrzeba wsparcia i obecności drugiej osoby
Wolontariuszki miały niekiedy pod swą opieką dzieci wieku od kilku miesięcy do 15-16 lat. Agata była już w San Ramón i okolicznych wioskach trzy lata wcześniej. Niektóre z dzieci zna z imienia, pamięta twarze, zobaczyła, jak dorosły, jak ich wiara stała się dojrzalsza. "To miłe uczucie, gdy widzi się owoce swej służby. Ale zazwyczaj nie jest nam dane tego doświadczyć" - wyznała.
Cieszynianka z cennym doświadczeniem pedagogicznym, Magda Sitarz pojechała na misje nie po raz pierwszy. Wcześniej w takiej roli wyjeżdżała do Peru.
"Pierwsze pytanie, jakie dzieci zadają, brzmi: ile tutaj zostaniesz? Widać, jak bardzo potrzebują kogoś i liczą, że ktoś z nimi będzie. Jest to dla nich ważne. To trudne pytanie, bo muszę odpowiedzieć, że jestem tylko na konkretny czas, że pewnego dnia będę musiała wyjechać" - wyjaśniła, przywołując w pamięci jedno z pytań peruwiańskiego dziecka, które chciało wiedzieć, co to znaczy ufać Bogu. "To dowodzi, że pytania duchowe są dla nich bardzo ważne" - podkreśliła.
Zdaniem Agaty, o ile posługę polskich księży misjonarzy widać w Ameryce Południowej na każdym kroku, świeckich wolontariuszy z Polski nie spotyka się wielu. "Z drugiej strony te dzieci, które były pod naszą opieką, czekały na nas. Miały już doświadczenie spotkań ze świeckimi osobami na misji" - zaznaczyła. "Oni się zastanawiają też, jak to się dzieje, że zostawiamy rodziny i przyjeżdżamy do nich, by z nimi być. Nie mogą tego zrozumieć" - dodała wolontariuszka, podkreślając, że Boliwijczycy są bardzo religijni i traktują swą wiarę jako coś niezbędnego do codziennego życia i rozwiązywania problemów.
Radość dla serca i ducha
"Byłyśmy tam po to, by siać, a owoców tego nie zobaczy się od razu. Skupiałyśmy się więc na tym, by zrobić jak najwięcej rzeczy, by zrobić je dobrze. Owoce, jeśli będą, zbierze pewnie ktoś inny. Dzięki takiej perspektywie, nasz pobyt tam był bardziej bezinteresowny" - stwierdziła z uśmiechem Magda.
Wolontariuszki rozpoczęły swój pobyt od remontu świetlicy Centro w San Ramón. Odmalowały ściany, zamontowały sanitariaty. Powstało miejsce, które dzieci szybko uznały za swoje. Nie tylko chcą tu przychodzić, ale także przyprowadzają swoje rodzeństwo lub rówieśników. "To cieszy serce i ducha, że dzieci znalazły tu schronienie, że mogą tu spędzić wolny czas, bezpiecznie się bawić" - powiedziała Agata i wskazała, że jednym z głównych problemów w rodzinach boliwijskich jest nieobecność zapracowanych rodziców, szczególnie ojca.
"Naszym celem było przede wszystkim dzielenie się radością z dziećmi i wzbudzenie jej poprzez zabawę i animacje. Myślę, że udało nam się zbudować z dziećmi autentyczne relacje. Spotkałyśmy tam ludzi, którzy dosłownie nie mieli nic. Każda rzecz, jaką im podarowałyśmy, sprawiała ogromną radość" - podsumowała Magda. "Chciałyśmy im trochę nieba uchylić i sprawić, by się uśmiechały. Czasami wystarczył mały, czerwony balonik. To dla dziecka niesamowita radość" - dopowiada Agata, zastrzegając, że na misjach często człowiek musi się pogodzić z nieprzystawalnością różnych światów, kształtujących ludzkie życie.
Realizacja powołania
"Trzeba przyjąć, że ludzie w misyjnym kraju, bez licznych zdobyczy cywilizacyjnych, do których my jesteśmy przyzwyczajeni, starają się jak najlepiej żyć. Gdy jestem tam, żyję tak, jak oni tam żyją. Tutaj w Polsce, żyję tak, jak żyją tutejsi ludzie. Zostaje wrażliwość, duchowość misyjna i inne spojrzenie na różne rzeczy. Jednak do końca życia będą pamiętać twarze tych dzieci, przywoływać te trudne i radosne momenty na misjach" - sprecyzowała.
Według Magdy, misje otwierają oczy i pokazują, jak wiele jest możliwości realizacji swego powołania w Kościele, jak można zaangażować się w robienie czegoś dobrego. Młoda wolontariuszka chciałaby założyć kółko misyjne dla dzieci przy parafii. "Chodzi o to, by także dzieci z Cieszyna mogły mieć udział w tym dziele" - wytłumaczyła.
Za mało wiemy o sobie i innych
"Marzy mi się, żeby była większa świadomość misyjna w naszej diecezji. Żeby ten temat był żywy. Bo ludzie wciąż za mało wiedzą o tamtym Kościele. Za mało o sobie wiemy. Może uda się powołać do życia diakonię misyjną? Zawsze służę pomocą i jestem gotowa do współpracy" - zapewniła Agata, która nie ukrywa, że ciągnie ją już na kolejne misje. "Zobaczymy, co też Bóg przygotuje i jak będzie..." - dodała.
Trzy świeckie misjonarki zostały posłane do San Ramón przez bp. Romana Pindla. Reprezentowały diecezję bielsko-żywiecką, która dokonała wszelkich starań, by wyjazd ich był bezpieczny. Przed świętami Bożego Narodzenia, w grudniu ub.r., podczas modlitwy posłania w bielskim kościele św. Pawła otrzymały poświęcone krzyże, różańce misyjne oraz obrazki z bł. Zbigniewem Strzałkowskim i pochodzącym z Żywiecczyzny bł. Michałem Tomaszkiem.
Wolontariuszki pracowały w świetlicy przy parafii prowadzonej przez polskiego księdza z diecezji tarnowskiej, Kazimierza Stempniowskiego. Współpracowały z wikariuszem apostolskim Ñuflo de Chávez bp. Antonim Reimannem OFM.
Działalność Agaty, Magdy i Sary można było śledzić m.in. na facebookowym profilu Misja Boliwia. Na stronie tej są dostępne zdjęcia i filmiki z tego pobytu.
Skomentuj artykuł